Nie. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy. One jeszcze się nie zdarzyły. Przyszłość nie jest prawdziwa nim się nie wydarzy. Tu nie ma Voldemorta, jest tylko szarooki chłopak o twarzy anioła.

- Harry, coś nie tak? Jesteś blady jak śmierć.

Tom. Tom był tak blisko, że Harry niemal czuł ciepło jego ciała. Voldemort. Voldemort. Tom? Niespodziewanie, poczuł ramiona Toma wokół siebie, przyciągające go bliżej jego ciepłego ciała, które czuł tuż przy własnym, z sercem bijącym w piersi niemal równo z jego własnym. Dziwnie ciężko było mu oddychać. Ciepło, jest tak ciepły...

- Harry, powiedz co jest nie tak. Coś się stało? Straciłeś kogoś bliskiego?

- Nie - jeszcze nie. - Harry słyszał własny głos, brzmiący dziwnie i odlegle. Niespodziewanie jego ciałem wstrząsnął szloch i, zanim zrozumiał co się dzieje, wypłakiwał się w ramię Toma. Delikatna dłoń starły łzy spływające po jego policzku, a cichy głos szeptał jego imię, wciąż i wciąż, gdy łkał cicho.

Kiedy skończyły mu się łzy, obaj osunęli się na kamienną podłogę opustoszałego korytarza, przyszły Czarny Pan i jego nieszczęsny morderca.

- Harry. - Dłoń Toma wciąż spoczywała miękko na policzku Harry'ego. - Co się z tobą dzieje?

- Boję się. - Harry wiedział, że mówią prawdę gdy tylko słowa opuściła jego usta. Ani funt z gryfońskiej odwagi nie pozostał w jego sercu, jedynie strach, okropny strach przed czekającym go zadaniem, niemożliwym do udźwignięcia.

- Boisz się śmierci?

Harry kiwnął głową. Tak, lecz nie mojej własnej. Czyjejś. Twojej.

- Też boję się śmierci. - Nagle, Tom wyciągnął różdżkę z kieszeni. Okręcił ją wokół palców w zamyśleniu. - Moja różdżka jest wykonana z cisu. Cisu, symbolu wiecznego życia. Zawsze byłem zadowolony z tego, że to tak różdżka mnie wybrała. Wiedziałeś, że cisy potrafią trwać tysiące lat, przezywając całe pokolenia śmiertelnych ludzi? Często zastanawiałem się czy człowiek również może stać się nieśmiertelny. Myślałeś kiedyś, Harry, jakby to było? Przezwyciężyć śmieć, raz na zawsze, by żyć wiecznie?

- Nie chcę żyć wiecznie.

Tom spojrzał na niego zagubiony.

- Co? Właśnie powiedziałeś, że boisz się śmierci. Mimo tego, wciąż chcesz umrzeć?

- Nie, to nie tak, że chcę umrzeć, to tylko... - Harry urwał, szukając odpowiednich słów. Nale, przypomniał sobie tomik mugolskiej poezji który Hermiona zostawiła kiedyś otwarty w pokoju wspólnym gryfonów. Zerknął na niego krótko, jednak jedna dziwna linijka pozostała w jego głowie. Myślał wtedy o Voldemorcie, o Czarnym Panu i jego desperackim pragnieniu nieśmiertelności Dziwnie było myśleć o tym teraz, siedząc z Tomem Riddle'em w Hogwarckim korytarzu, rozmawiając jak starzy przyjaciele...

- Moment róży i moment cisu są sobie równe.

- Co? - We wzroku Toma dało się zauważyć zdziwienie, ale i ciekawość. - Moment róży i cisu...? Ale to zupełnie nie ma sensu. Róże są ulotne, kruche, śmiertelne, podczas gdy cis jest niemal wieczny... Jak umierający kwiat i trwające drzewo mogą być sobie równe? To absurd.

- Tom. - Harry czuł desperacką potrzebę sprawienia, by Tom go zrozumiał. - Nawet jeśli miałbyś nigdy nie umrzeć... jeśli uczyniłbyś się w jakiś sposób nieśmiertelnym... to byłby jedynie cień życia, pół-życie. Wieczność jest czymś innym; to magia mieszkająca w każdej ulotnej chwili.

Chwili takiej jak ta. W tej chwili, Tom siedzi przy mnie, mój przyjaciel, ktoś równy mnie, burzliwe serce dla mego burzliwego serca. Nie potrzeba mi innej wieczności niż ta.

Tom przyglądał mu się dłuższą chwilę, wreszcie mówiąc:

- Harry, mogę zdradzić ci sekret?

Harry kiwnął głową.

- Trzeci sekret?

- Nie. Jeszcze nie. - Delikatny rumieniec na twarzy Tom sprawił, ze wyglądała ona bardziej ludzko niż kiedykolwiek. - Jednak jest coś innego... - Splótł nerwowo palce, po chwili ciągnąc dalej, cicho: - Przemyślałem wszystko i chcę iść zobaczyć się z moim ojcem.

Nie! Czegokolwiek Harry oczekiwał, to nie było to. Jego ojciec! Zabije swego ojca i stworzy pierwszego Horkruksa. Po nim będą kolejne. I kawałek po kawałku, będzie tracił człowieczeństwo, tracił to ciepłe serce wciąż bijące w jego piersi, będzie się zmieniał w Voldemorta...

- Tom, nie! Nie możesz! - Nagle zdał sobie sprawę, że przytrzymywał go mocno, tak jakby mógł fizycznie powstrzymać go przed odejściem i zatrzymać go tutaj, przy sobie.

- Harry! To boli. - Głos Toma brzmiał łagodnie. - Nie martw się tym... tym co powiedziałem ci wcześniej tego dnia w bibliotece. Nie idę tam by go skrzywdzić, chcę to tylko zobaczyć. Chcę tylko by wiedział co zrobił mnie i mojej matce...

- Nie!

- Już postanowiłem Harry. Przemyślałem wszystko. Zastanawiałem się nad podróżą latem, ale nie wydaje mi się, bym mógł tyle czekać. Pojadę go zobaczyć w czasie wakacji, kiedy wszyscy wyjedziecie na święta.

- Nigdzie nie jadę. Będę tutaj.

- Będziesz? - Tom przez moment wydawał się zaskoczony, po chwili uśmiechając się. - Zapomniałem, jesteś biała owcą rodziny Blacków, prawda? Nie jesteś już tak mile widziany, od kiedy trafiłeś do Gryffindoru? Zauważyłem że nie otrzymałeś żadnych listów z domu przez cały semestr.

- Nienawidzą mnie. Zostaję tu na święta. Nie jedź, Tom - zostań i dotrzymaj mi towarzystwa. Wszyscy inni wyjadę. Przenie będziemy tylko ty i ja. Ja... ja chcę żebyś ze mną został. Proszę?

Nie odchodź. Cokolwiek zrobisz, nie odchodź.

- Tylko ty i ja? - Tom zamyślił się, zamykając na chwilę oczy w zastanowieniu.

Jego rzęsy są tak ciemne na tle jego bladej skóry. Nie, już nie tak bladej, on się rumieni. Ciekawe dlaczego...

Na twarzy Toma pojawił się psotny uśmiech.

- Ale złamiesz Walburdze serce jeśli nie dopełnisz wszystkich wspaniałych świątecznych tradycji ogromnej rodziny Blacków. Nie może się doczekać zapędzenia cię pod jemiołę. Widziałem jak na ciebie patrzy, zupełnie zauroczona. To przez te twoje zielone oczy, jak mniemam.

Zaśmiał się, unikając zasłużonego pacnięcia, które Harry wycelował w jego głowę.

- Dobrze, Harry. Zostanę tu z tobą. Myślę, że mogę zobaczyć mojego ojca kiedy indziej. Jednak zostaje tu tylko po to, by chronić cię przed zakusami Walburgi, rozumiesz? Założę się, że wślizgnie się z powrotem do zamku by cię porwać i zgwałcić.

Wstali i skierowali się do Wielkiej Sali, wciąż śmiejąc.

Jednak gdzieś w zakamarkach umysłu Harry'ego, głos szeptał: Będziemy praktycznie sami w zamku, Tom i ja. Jak strasznie denerwuję się na tę myśl! To będzie czas, by wszystko zakończyć, by zakończyć mroczną pogoń Toma za nieśmiertelnością zanim w ogóle się ona zacznie. To będzie czas, gdy zamorduję Toma Riddle'a. Nie mogę znieść myśli, że on kiedykolwiek stanie się Czarnym Panem. Upewnię się, że nigdy to nie nastąpi.

~~~*~~~

No i mamy kolejny rozdział.
Zaraz wstawię następny ^^
Bay

Harry Potter - Zaplątanie w czasieWhere stories live. Discover now