( bez tytułu?)

81 10 2
                                    

rozdział + moja historia

Blond loczki opadające na plecy

Róźowa sukieneczka z kokardką.

Małe rączki wyciągnięte przed siebie.

Chwytają i oplatają go w pasie.
Łapie ją za rączke.
I prowadzi w czerń.
Dziewczynka nie ufa nikomu.
Wszystko widzi, wszystko słyszy, wszystko czuje.
Wszystko wokół niej milczy.
Prowadzona w czarne macki.
On ją puszcza i zostawia.
Ona czeka w mroku.
W mroku utkanym ze zła.
Ona się nie boi.
Jest potężniejsza.
Otwiera malutką dłoń.
Bawi się.
Małym, białym płomykiem.
Symbolem dobra.
Otwiera drugą rączke.
Nawołuje czarne macki.
Ma już drugi płomyk.
To jej potęga.
Ale on nadchodzi.
Ponownie chwyta ją za rączkę.
Już nie ma płomyczka.
Nie ufa mu.
Nie ufa nikomu.
Bo ona wie.

Czerń. Nic po za nią. Zero bólu. Próbuję usilnie się obudzić, ale nie mogę. Czuję się jakbym dryfowała w otchłani.
Czy tak wygląda śmierć?
* Liam *
Tkwię przy niej już dwa dni. Czekam aż się obudzi, ale ta chwila nie nadchodzi. Wiem, że coś do niej czuję. Na miłość to za mało. Ale jest to coś nie uchwytnego.
Nie wybaczę sobie gdyby się nie obudziła.
Obiecałem że będę ją chronić.
A ja dotrzymuję obietnic.

* Amy *

Pływam bezwiednie w oceanie. Nie wiem, w którą stronę się skierować by wydostać się na brzeg.
Ale dostrzegam światło i nie tracąc szansy płynęłam w jego stronę.
Wunurzyłam się biorąc potęrzny chałst powietrza.

Leżałam na łóźku. Tak przynajmniej sądze. W każdym razie na czymś bardzo miękkim.
Czułam woń męskich perfum wymieszany z tak dobrze mi znanym aromatem kawy.
Było mi wygodnie, ale już nie chciałam trwać w mroku.
Raz,
Dwa,
Trzy.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Pierwsze co ujrzałam były pasy jedwabiu i atłasu tworzące ogromny baldachim.
Podparłam się na łokciach i syknęłam z bólu. Nie poddając się usiadłam i rozejrzałam się dookoła.
Znajdowałam się w ogromnym pokoju. Wszystko było w odcieniach beżu i wanilii. Antyczne meble były ułorzone tak jakby robił to sam prestiżowy dekorator.
Na krześle przy toaletce spał Liam.
Musiał być wyczerpany, bo zasnął w niewyobrażalnie niewygodnej pozycji.
Nie chcąc go budzić wstałam bezgłośnie i podeszłam do krzesła gdzie leżały moje wyprane rzeczy. Na sobie miałam białą koszulę nocną, która sięgała mi do kolan. Na szczęście miałam na sobie bieliznę.
Tylko kto mnie przebrał?
I jak tu trafiłam?
Gdzie ja trafiłam?
Założyłam szybko wytarte jeansy i szarą bluzę, a koszulę wetknęłam w spodnie. Chwyciłam moją torbę, wcześniej upewniając się czy jest w niej pamiętnik mojej matki i sztylet, który był teraz moją nie odzowną częścią. Założyłam trampki i ruszyłam w stronę rzeźbionych drzwi, które zapewne prowadziły na zewnątrz.
Gdy położyłam rękę na klamce usłyszałam ten głos. Cichy i pytający.
- Amy?
Opuściłam dłoń wzdłuż ciała i zwiesiłam głowę.
Nadal się nie odwracając nasłuchiwałam jak do mnie podchodzi.
Gdy był już bardzo blisko odwróciłam się w jego stronę.
Miał rozsypane włosy, które dodawały mu uroku, dwudniowy zarost i widocznie zmęczone spojrzenie.
- cześć - tylko tyle powiedziałam. Wstyd mi było, że prawie uciekłam.
Zostałaś porwana, co innego ci zostało?
Ale w cale się tak nie czułam. Czułam się jakbym kogoś zdradziła. Przecież sama się zgodziłam z nim pójść.
Czyż nie?
- nareszcie się obudziłaś.
Obudziłam? Nareszcie?
- jak długo spałam?
- jak długo spałaś?! Chyba raczej jak długo byłaś nie przytomna. Nie wiedziałem nawet czy przeżyjesz, te macki ciebie dosięgnęły, ledwo co lek zadziałał..- słowa wypadały z niego z taką prędkością, że gdyby ktoś wziął radar dostałby potrójny mandat.
Położyłam ręce ba jego ramiona uspokajając chłopaka.
- Liam, powiedz mi wszystko po kolei - podkreśliłam ostatnie słowo i ruszyłam w stronę czarnej ławy kawowej i dwóch krzeseł obitych w farbowaną skórę.
Za moim przykładem chłopak usiadł w fotelu i zmierzwił włosy co dodało mu tylko uroku.
- opowiedz mi wszystko. - powtórzyłam i przygotowałam się na to co usłyszę.
Chyba nie może być tak źle, prawda?
- pamiętasz co się wtedy stało?
Lekko i wolno skinęłam głową, nie będąc pewna czy na pewno.
- zanim wyskoczyliśmy przez okno, one nas dogoniły.
Kto nas dogonił? Przecież nikogo tam nie było. Liam rozwiewając moje wątpliwości odpowiedział.
- macki. Zdążyły naznaczyć cię, przez co straciłaś świadomość.
- jak to naznaczyły? - spytałam kompletnie nic nie rozumiejąc.
- to łagodna nazwa, na powolne zabijanie od środka.
Ktoś chciał mnie zabić? W głębi podświadomości błąkała mi się ta myśl, ale gdy została ona wyciągnięta na wierzch, poczułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
Zatopiłam twarz w moich dłoniach i z myślą, że mam być twarda postanowiłam kontynuować rozmowę.
- w jaki sposób miałam umrzeć?- zadawałam pytania jak lekarz. Precyzyjnie i bez nuty zawahania.
- w mackach jak to nazywamy, jest toksyczny jad, który stopniowo się uwalnia. Macki nacinają skórę na szyi i dostają się do krwiobiegu. - coraz więcej podobieństw do robali i innych gadów. Bleee...
- miałaś duże szczęście. - usłyszałam głos dobiegający ze strony drzwi. Odwróciłam się na dźwięk nieznanego mi głosu. Ujrzałam dość wysokiego chłopaka o ciemnych oczach i włosach, z dość wysportowaną sylwetką jak mi się zdawało i z delikatnym uśmieszkiem na twarzy.
Ubrany był elegancko, ale wygodnie. Miał włożoną białą koszulę, rozpiętą pod szyją w granatowe, materiałowe spodnie zwężane u dołu i tego samego koloru co spodnie, matowe buty.
Podchodząc do nas z rękami w kieszeniach kontynuował.
- twarda jesteś nie ma co. Dawaliśmy ci 20% na przeżycie.
Liam zdenerwowany wstał z fotela i mruknął.
- Matt, mieliśmy jej tego nie mówić.
Co? Znowu coś przede mną ukrywa?!
- chcę abyś mi powiedział. - poprosiłam Matt'a.
- jakbyśmy podali ci korklę, miałabyś 40%.
- Matt. - warknął blondyn.
- ale, że musieliście użyć " magi"- zrobił palcami tak zwany cudzysłów- do dotarcia tutaj, twoje szanse zmalały do 20.
Czyli mogłam nie przeżyć?
- miałeś jej tego nie mówić. - wysyczał wściekły Liam przez zęby.
- nie jesteś jej ojcem, ona ma swoją WŁASNĄ wolę. - odpowiedział nadal spokojnym głosem Matt.
Nie chcąc doprowadzić do nieprzyjemnych wydarzeń przerwałam im, mimo że czułam się jak malutka myszka wśród kocurów.
- kim jesteś?
Spojrzeli na mnie jakby zobaczyli widmo. Zapewne stracili świadomość wszystkiego dookoła i widzieli tylko swego przeciwnika.
Pierwszy zareagował tak zwany Matt. Jego mina złagodniała, a na twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
- Gdzież moje maniery - chwycił mnie za rękę i się przedstawił - Matthew Gared dla przyjaciół Matt. - podniósł moją dłoń i krótko pocałował, jak niegdyś dżentelmeni czynili.
Już miałam w zamiarze odpowiedzieć mu przedstawiając się, ale szybko mi przerwał - och, nie musisz się przedstawiać. Amy Young, czyż nie?
Skinęłam głową i lekko starałam się wyciągnąć rękę, którą nadal ściskał.
Wiele dziewczyn uważałaby go za atrakcyjnego, ale nie ja. Byłam dobra w odszyfrowywaniu ludzi i wiedziałam, że to przerośnięty, zakochany w sobie dupek.
Widać, że Liam też za nim nie przepada. Ale muszę przyznać, że uwielbiam go wkurzać. 

- umm.. a gdzie ja jestem? 

- witaj w swoim nowym tymczasowym domu. - odpowiedział Matthew - zaraz zaprowadzę cię do twojego apartamentu, znajduje się on w zachodnim skrzydle od auli.

Zrobiłam wielkie oczy. Mój nowy apartament? Ja nawet nie miałam starego. Mój nowy dom. Na pewny nie byłam na to gotowa. Przyzwyczaiłam się do wiecznego uciekania, chowania się i zwodzenia przez Liam'a. Od dawna nie zastanawiałam się czy dokądś zmierzamy, po prostu szłam przed siebie myśląc tylko o tym co zostawiłam i dla kogo. Dla Hany.

Przypomnij mi, żebym zrobiła plan działania, ok?  

Z transu wyrwał mnie kolejny głos. Kolejny nie znany. w drzwiach pojawił się wysoki chłopak z czarnymi włosami i w dużej, szarej, rozpinanej bluzie i w zwykłych jeansach. Był kompletnym przeciwieństwem do przed chwilą poznanego Matt'a. 

- Liam, brachu! Nareszcie w domu! - zawołał mojego towarzysza i podszedł do niego, po czym się ścisnęli i jak to robią faceci poklepali się po plecach. - kiedy wróciłeś?

- Dobrze cię widzieć żywego, dwa dni temu. Jak patrol? - w głosie Liam'a nie wyczuwał żadnych złych "wibracji", dam sobie rękę uciąć, że są dobrymi przyjaciółmi. 

- nie daje się zdemaskować, a rada ślepa, jak susły.  - spojrzał na Matt'a i na mnie. - o witaj, za pewne Amy, tak? - podszedł do mnie i zrobił coś niewyobrażalnie nieprzewidywalnego, objął mnie i mocno uściskał. Odsunął się lekko ode mnie, tak żeby na mnie spojrzeć. Oczy miałam szeroko otwarte ze zdziwienia. - hej jestem Ethan. Witaj w domu.

-------------------------------------------------------

O MÓJ BOŻE. najcięższy rozdział EVER. niby prosty a tak się nad nim męczyłam. Masakra. Szczerze? nie jestem w 100% zadowolona, ale nie mam już siły poprawiać, ufff.

moja historia życia:

Wczoraj zostałam porwana. Moi rodzice dzwonili na policję, do wychowawczyni, znajomych... Zaginęłam, nie było mnie. moje przyjaciółki myślały najpierw, że poszłam kupić sobie buty (jestem uzależniona i kupuje co jakiś tydzień, dwa :) ). Zrezygnowani wrócili do domu myśląc dalej jak mnie szukać. Telefon nie odpowiadał. Mojego tatę natchnęło sprawdzić mój pokój. Nie uwierzycie co tam znalazł.

Mnie leżącą w łóżku oglądającą telewizor. 

Ale najlepsza była moja reakcja, gdy wszyscy się na mnie drą a ja nie wiem o co chodzi.

THE END

( to prawdziwa historia, jakby co)

buźki ;) 



Dzieci anioła (lustro)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon