hotel #1

72 7 1
                                    

Szłam.

Oddychałam.

Szłam.

Słyszałam.

Szłam.

Bałam się.
Tak, to dobre określenie. Nie byłam przestraszona jak dziewczynka przed mamą, która dostała złą ocene ze sprawdzianu.
Przestraszonym, jest się przez chwilę.
A ja czułam strach cały czas. Nieustannie. Czułam jak strach wbija w moją skórę ciękie szpilki, które coraz bardziej na mnie napierają.
Bałam się. Bałam się go. Bałam się tego co o mnie wie.
Nie swojej przeszłości, mimo że nie była pisana kolorowymi kredkami, nie miałam nic do ukrycia. Ale bałam się tego, że sam się o niej dowiedział. Z własnych obserwacji. I to mnie przerażało.
Każdy człowiek ma prawo do prywatności, swojej własnej przestrzeni. Ja najwyrażniej nie miałam.

Nie odzywałam się. Nie chciałam. Miałam tego wszystkiego za dużo. Za dużo tych dziwactw. Tak na prawdę nic o nim nie wiedziałam. Zbywał mnie. Dopiero teraz to zauwarzyłam, gdy pytałam się o ten tatuaż, kto po mnie "idzie", jego czary, sensor, jego przeszłość.
Nie byłam już nawet pewna wieku Liama.
- to tutaj.
Przymróżyłam oczy jakby mnie coś bolało. Gdy usłyszałam jego głos, nie wiedziałam co myśleć. Wydawało mi się, że już zaczynałam mu ufać, ale widocznie było to tylko złudzenie. Mój mózg próbował mnie psychicznie zabezpieczyć. Ale jak widać wszyscy zawodzą.
Weszłam za nim do gmachu i patrzyłam jak odbiera klucz w recepcji, swoimi oczami zamglonymi strachem.
Nie wiem kiedy stałam się taka... wystraszona, uległa. Czemu się nie stawiałam? Nie chciałam uciec? Bo już nie miałam siły. Nie miałam sił udawać, że jest wszystko dobrze. Wychowywałam się sama od dwunastego roku życia, mam prawo być już zmęczona. Nie którzy pomyślą, że uciekam od problemów. Nie mylą się. Nie chce się z nimi zmierzyć. Ja po prostu wiem, że nie wygram, bo jestem za słaba. Przez pięć lat budowałam bezpieczną skorupę. Nie dość wytrzymała by się uodpornić na świat. Każdy zawodzi.
Ruszyłam za nim w górę po schodach. Skręciłam korytarzem. Obserwowałam. Jedyne co mi zostało. Był spięty. To na pewno i przygnębiony. Stałam jak robot, bez uczuć, skanujący wszystko dookoła.
Liam wyciągnął klucz i przekręcił go w zamku od naszego pokoju.
Zszarzałe obdrapane ściany, poplamiona wykładzina i... małźenskie łóżko.
Chyba będę spała w wannie.
Nareszcie jesteś! Tak mi brakowało mojego wygadanego mózgu. Mimo, że poczułam małą krople radości w morzu strachu i niesprawiedliwości, chciałam się trzymać na baczności.
Skierowałam się w stronę łazienki. Zaryglowałam za sobą drzwi i zsunełam się po ścianie. Schowałam ręce w mojej prawie że czarnej twarzy i postanowiłam, że wszystko sobie poukładam. Jak Katniss zaczełam sama sobie o sobie opowiadać.
Nazywam się Amy Young. Mam 17 lat. Moja przyjaciółka została porwana, a ja tuż za nią. Niebezpieczny chłopak chce mnie zaprowadzić w nie znane mi miejsce. Moja mama była łowczynią demonów, a ja już jednego zabiłam.
Odetchnełam głęboko i spojrzałam na swój nadgarstek. A gdyby tak, z tym skończyć...
Nie! kiedy stałam się dziewczyną, która chce sobie poczciąć żyły?! Kiedy stałam się taką idiotką?! Nikt kogo znam nigdy by tego o mnie nie powiedział!
Wstałam z podłogi i mocnym krokiem wparowałam do pokoju. Liam siedział przygarbiony na łóżku i nadczymś rozmyślał.
Ale ja mam już plan.
Zacznie gadać jak nic.
Nie zamierzałam bawić się w ceregiele.
-gadaj - rozkazałam ze złością - do czego ci jestem potrzebna?
Spojrzał na mnie zszokowany. Spiął mięśnie zdezorientowany.
- gadaj- wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Przestępowałam z nogi na nogę, czekając na jego odpowiedź.
Zaczął powoli wstawać, tylko że ja teraz żądziłam.
- siedź - jeszcze bardziej zdezorientowany klapnął spowrotem na łóżko.
- skoro nie chcesz mi odpowiedzieć, to znaczy że nie jestem ci potrzebna - wyciągnełam pistolet z paska u spodni. - to chyba nic się nie stanie jak strzele sobie w łeb! - wykrzyczałam ostatnie słowa. Wyglądałam jak wariatka , ale o to mi chodziło.
- Amy odłóź ten pistolet - powiedział przerażony.
- a jednak umiesz mówić. W takim razie mi odpowiedz.
I nadal nic. Nie odzywał się. No dobra czyli mam grać ostrzej?
- liczę do trzech.
-raz- przyłożyłam sobie broń do skroni. Nigdy nie myślałam, że do tego się posunę.
-Amy...
- dwa - powiedziałam głośniej i odbezpieczyłam pistolet.
- nie karz mi doliczyć do trzech - zagroziłam.
- dobrze powiem! Tylko odłuż ten pistolet!
Zrobiłam o co poprosił.
- powiem ci jak się prześpisz.
Aż widziałam jak para leci ze mnie. Kipiałam złością, jak garnek na gazie. Och jak mnie to wkurzało.
- nie! Nie wymigasz się! W co ty do holery grasz?! Nic nie chcesz mi powiedzieć! Kim ty kur*a jesteś?! Nic tylko, powiem ci później. Żadne później tylko teraz.
Widzać że nie był przyzwyczajony, że ktoś na niego wrzeszczy.
- Amy..
- żadne Amy! Będziesz teraz odpowiadać na moje pytania! - jak nic jutro nie będę miała głosu.- zrozumiałeś?
Wstał. Był wyraźnie zdenerwowany podszedł do mnie na tyle blisko, że prawie stykaliśmy się klatkami.
- to nie ty tutaj rządzisz. - zagroził mi. Już zapomniałam jaki on jest wysoki.
Nie chcąc pokazywać strachu odpuskowałam.
- puki co to ja trzymam odbezpieczony pistolet.
Na chwilę wyszedł z równowagi. Ale tylko na chwilę.
- przecież i tak mi nic nie zrobisz - chyba był za bardzo pewny siebie.
- skąd możesz wiedzieć.
Przysunął się, jeszcze bliżej. O ile to możliwe. Jego usta były tak blisko...
Głęboko dyszałam przestraszona co teraz się stanie. I prawie swoimi wargami dotykał moich... że aż mi sła.. bo. Za.. blisko. I gdy prawie złączył nasze usta w... nie wiem czym, postrzeliłam go w stopę.
Czy każda normalna dziewczyna postrzela faceta, gdy chce ją pocałować?
Odsunął się gwałtownie i upadł na łóźko. Zerkał na przemiennie, raz na stopę, pistolet i na mnie.
- kur*a, co to miało być?!
- ostrzegałam cię, a ty mnie nie posłychałeś.
Aż mnie zdziwiło, że nawet nie pisnął. Był tylko... zdziwiony i zdenerwowany.
- yy.. Liam? A ciebie to nie boli? - spytałam zdezorientowana. Nie miałam dużego doświadczenia z postrzelonymi, a już żadnego, którego by to nie bolało.
- a czemu miałoby, by mnie boleć? - nie no teraz to już nic nie rozumiem. Jak to go nie boli?!
- postrzeliłam cię w stopę, pistoletem, a ciebie to nie boli? - klarowałam mu to jak małemu dziecku.
- my prawie w ogóle nie czujemy bulu. - wow, brawa dla tego pana, mistrza w wyjaśnianiu.
- kto my? - położyłam akcent na ostatnie słowo.
- no ja, ty, inni Curti...
- ja? - przerwałam mu. Przecież jestem normalnym człowiekiem. Jak stłukłam kolano, dawno temu, to mnie bolało. Tak jak każdego człowieka. Ja nie jestem człowiekiem.
- tak ty. Dopiero jak będziesz pełnoletnia, odziedziczysz wszystkie cechy.
- jakie cechy?- może tym razem uda mi się coś z niego wyciągnąć.
- chodź tu. - powiedział uspokojony.
Podeszłam do niego i usiadłam na przeciwko niego na łóźku. Złożyłam nogi tak że siedziałam po turecko.
Rozluźnił ramiona i zaczął, po raz pierwszy mi cokolwiek opowiadać.
------++++++
Przepraszam że w takim momencie przerwalam, jakbym wyszarpnela wam telefon ( o ile na nim czytacie) ale po prostu musialam cos wstawic. Postaram się cos nie dlugo wstawic.
Papatki :)

Dzieci anioła (lustro)Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα