− Jezu Chryste... − Przeraził się Septimus. W życiu nie pomyślałby, że można zrobić coś takiego drugiemu człowiekowi.

Dopiero po chwili zauważył na ścianie nabazgrane krwią krzywe litery, które tworzyły chaotyczny napis "Statek jest martwy, nie ma ratunku, nie uciekniesz".

Nie mógł na to dłużej patrzeć, gdyż pomału robiło mu się niedobrze. Szybko minął nieprzyjemny widok i kroczył dalej, przemierzając mroczne korytarze Trinity.

Nagle znów ból głowy się nasilił.

Boże, mam tego dość... Nienawidzę bólu głowy! − zirytował się, jednak to go nie zatrzymało. Wciąż szedł w stronę magazynu.

W końcu wszedł do korytarza, w którym nawet światła awaryjne nawalały, migocząc bez przerwy, bądź też kompletnie przestając działać.

Cholera...

Szedł dalej, jednak nagle poczuł niepokój... Miał dziwne wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Przystanął na chwile i zaczął nasłuchiwać otoczenia.

Pierwszym i oczywistym odgłosem, jaki słyszał, było nieregularne bzyczenie uszkodzonej lampy, która włączała się... i wyłączała. Włączała... wyłączała, włączała, wyłączała.

Dalej była tylko głucha cisza i... szum. Delikatny, ledwo słyszalny szum. Tylko skąd mógł pochodzić?

Septimus nasłuchiwał, starając się jeszcze czegoś dosłyszeć

Wciąż nic. Gdy już miał zrezygnować, jego ucho wyłapało coś jeszcze... to było bardzo nietypowe. Tak jakby ciągły krzyk wielu ludzi naraz, tak bardzo odległy i rozproszony, że ciężko było stwierdzić, czym tak naprawdę był. Jednak Septimus mógł iść o zakład, że to właśnie ludzkie krzyki. Jednak inne, niż normalnie... coś było z nimi nie tak.

Szedł dalej, a odgłos z każdym krokiem stawał się silniejszy. Wreszcie miał już pewność, że to właśnie wrzaski dobiegały jego uszu. Krzyki rozpaczy, błagania o pomoc...

Co jest...? Czy to już istna rzeź? A może ktoś potrzebuje pomocy...? − zastanawiał się gorączkowo. − Nie wiem, nic do cholery nie wiem! Wszystko mi się miesza!

Postanowił to sprawdzić. Wszedł w sieć dosyć wąskich korytarzy, a krzyki wciąż się nasilały. W końcu − oprócz krzyków − dosłyszał jeszcze cichy syk...

Syk wypompowywanego powietrza.

Nie... nie może być.

Nagle wkroczył do dużego, owalnego pomieszczenia. Na jednej ścianie roiło się od elektronicznych urządzeń i komputerów, a z kolei na drugiej mieściły się okna. Gdy Septimus przez nie wyjrzał − pożałował. Wróciły wszystkie wspomnienia...

Przez okna rozpościerał się widok na rozległy moduł mieszkalny stacji Galileo Galilei. Panował tam chaos − wielotysięczne tłumy w istniej panice uciekały w każdym z możliwych kierunków, wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Ale drogi ucieczki nie było. W końcu zaczęli się dusić, padając w konwulsjach na ziemię i rzucając się, gdzie popadnie. Aż ostatecznie wydali z siebie ostatnie głuche tchnienie.

Sto tysięcy ludzi zostało uduszonych.

− Dobra robota, Septimusie − Usłyszał odgłos z komunikatora. − Wrócicie na Ziemię jako bohater.

W końcu szum wysysanego powietrza ustał, a Septimus padł na ziemię.

Znów to poczucie winy...

To on ich zabił.

Dotknął go niewyobrażalny smutek. I nienawiść do samego siebie. To był ten moment w jego życiu, którego nigdy sobie nie wybaczy. To brzemię, które musiał nosić każdego dnia na swoich zmęczonych barkach.

Milczenie ✔️Where stories live. Discover now