Stagium 09

1.1K 156 33
                                    

Nagle do Septimusa zbliżyła się Sybilla. Wymienili ze sobą szybkie i przelotne spojrzenie, które było aż nadto wymowne – ona też czuła... to coś. W jej oczach wyraźnie tkwiła niewypowiedziana groza... Widząc to, Septimus odczuł wręcz instynktowną ochotę powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze, jednak w tych okolicznościach zabrakło mu śmiałości – zresztą byłoby to perfidne kłamstwo, bowiem skąd mógł to wiedzieć...? Dlatego jedynie zerknął na nią w na tyle serdeczny sposób, jak tylko potrafił – w ramach gestu, bowiem tyle tylko mógł uczynić. Jakże wielka była jego satysfakcja, gdy dostrzegł, że Sybilla w odpowiedzi się uśmiechnęła. Zupełnie, jakby rozumieli się bez słów.

Otuchy nigdy nie za mało.

Wtedy jeden z techników zameldował, że właśnie znalazł wejście do kompleksu. Mieściło się na samej krawędzi parkingu. Nie czekając, Marco i Attius zajęli się sforsowaniem ciężkich dwuskrzydłowych drzwi, które zdążyły już tak bardzo skorodować, że ich otwarcie wymagało nie lada wysiłku. Gdy dalsza droga w głąb ponurej głębi opuszczonego kompleksu stanęła przed nimi otworem, okazało się, że rozciągał się tam długi, wydrążony w litej skale korytarz – przypominający wręcz gardło, które – najeżone różnymi rurami i kablami – przedzierało się prosto w absolutną ciemność. Wszędzie na podłodze walało się pełno kurzu, ale z pewnością było go mniej niż na parkingu – tutaj najwidoczniej wiatr już nie docierał. Nie brakowało też rdzy i wszelakich innych śladów zniszczeń, które najpewniej powstały wskutek skalnej erozji i upływu czasu. Od czasu do czasu tunel rozwarstwiał się na pomniejsze odnóża, prowadząc do innych, zapomnianych sekcji bazy. Niektóre z zastałych drzwi wciąż były pootwierane, zupełnie jakby ktoś w pośpiechu stąd uciekał... Intrygujące.

W pewnym momencie Septimus zorientował się, że świst wichru z zewnątrz praktycznie przestał tu już być słyszalny − oddalili się już dal daleko w mroczne podziemia nieznanego świata, że dzienny blask Keplera stał się już tylko mglistym wspomnieniem. Teraz jedynym, co zakłócało panującą tu grobową ciszę, był tupot kroków i niespokojne szepty.

Wszechotaczająca ich smolista ciemność była wręcz namacalna, jakby skrywała w sobie coś przerażającego. Czując to, Septimus niepewnie odważył się spojrzeć w głąb niezbadanej czeluści. Nie dostrzegł jednak nic, co mogłoby powodować to irracjonalne, trudne do opisania uczucie. Tak, jakby jakieś piekielne ślepia wpatrywały się prosto w niego, czając się w ukryciu. Cienisty, przyczajony obserwator z cienia, który właśnie gotował się do ataku... Albo czekał, aż Septimus zostanie w tyle tak bardzo, że będzie mógł sięgnąć po niego swoją niematerialną macką i wciągnąć prosto w zapomniane odnóża bazy... i dalej – w niezbadany, podziemny wymiar, gdzie skona w przerażających cierpieniach.

Ech... Muszę się ogarnąć.

Ruszył dalej, za pozostałymi. Pod żadnym pozorem nie zamierzał zostać w tyle.

Chwilę później wąskie, klaustrofobiczne ściany ustąpiły. Cała ekipa znalazła się w olbrzymim, przestrzennym pomieszczeniu. Wydawało się tak niesamowicie, nienaturalnie puste, jakby wkroczyli zupełnie do innego świata. Na podłodze, oprócz metalowych deptaków naniesionych przez załogę Caelus-1, znajdowały się duże, ostre kamienie, dziko wyrzeźbione jakąś nieznaną, potworną siłą. W końcu stało się jasne, że pomieszczenie było tak naprawę jedną, wielką jaskinią – monstrualną grotą o owalnym kształcie, której rozmiar przekraczał najśmielsze oczekiwania. Jej majestatyczne, szorstkie sklepienie mieściło się niewiarygodnie wysoko i miejscami było gęsto pokryte stalaktytami. Nie daj Boże, by jakiś spadł na kogoś... Aż dziwne, że ich poprzednicy nie usunęli tych piorunująco niebezpiecznych formacji. Całe sklepienie podtrzymywane było przez iście monumentalne, grube, kolumny skalne, które musiały tu powstać przez dziesiątki tysięcy lat powolnej erozji. Pieczara ta w swoim kształcie przypominała bazylikę – ogromny, zwieńczony kopułą gmach budzącej grozę świątyni, której potworna cisza i zastałość jedynie przypominała człowiekowi, jakim drobnym i nic nieznaczącym pyłem jest w obliczu nieskończoności. Jeśli trzymać się porównania z kościołem, na pewno to nie Bóg był tu obiektem kultu – wręcz przeciwnie: jakieś zapomniane, odwieczne siły iście plugawej natury, których zrozumienie daleko przekraczało zdolności ludzkiego rozumu.

Milczenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz