Praefatio

13.8K 451 132
                                    

~ ~ ~ UWAGA!~ ~ ~

Po 8 latach od publikacji uznałem, że najwyższy czas przeprowadzić solidny remont tej powieści. Zmiany dotyczyć będą stylistyki zdań, logiki fabularnej, wiarygodności świata i bohaterów – chcę, by historia ta była jak najlepsza i w pełni odpowiadała zarówno Waszym jak i moim oczekiwaniom.

Jestem aktualnie w połowie pracy, jednak z uwagi na zmianę niektórych szczegółów, stwierdziłem, że opublikuję całość dopiero wtedy, gdy skończę. Wstępny termin ukończenia prac to grudzień 2023. Jeśli jednak wciąż chcesz przeczytać tę historię, to śmiało! Mimo błędów i nieścisłości cały czas uważam je za dobre i wartościowe dzieło. 

EDIT: Niestety, nie wyrobiłem z całością do grudnia, ale potraktuję to jako wyzwanie na rok 2024. Trzymajcie za mnie kciuki!


~ ~ ~


Otworzyła oczy w przerażeniu.

Zaczęła nerwowo wciągać powietrze, ledwo nad sobą panując. Cała drżała.

Niech mnie już zostawią... – błagała na wpół przytomna, rozglądając się. – Proszę, nie...

Okazało się, że leżała na zimnej, metalowej podłodze. Z każdej strony otaczały ją wąskie, przepełnione gęstym mrokiem korytarze, które ciągnęły się daleko w czarną jak sama śmierć, ropiejącą otchłań. Gdyby nie słaba łuna tych dziwnych, jasnozielonych świateł awaryjnych, zapewne nie dostrzegłaby absolutnie nic.

Gdzie ja jestem...?

Dopiero wtedy, po chwili zrozumiała, jak cholernie jest tu zimno – arktyczny chłód uderzył w nią nagle, tak jak rozpędzony taran, przeszywając całą powierzchnię skóry. Ledwo zdołała ruszyć skostniałymi palcami, wydmuchując z rozwartych ust warg gęste obłoki kłębiącej się pary. I co gorsza, miała wrażenie, jakby temperatura cały czas spadała... Co to za obłęd?!

Jeszcze tylko parę stopni i dziewczyna po prostu nie wytrzyma.

Zamarznie.

Zebrawszy w siebie ostatnie pokłady siły, powoli spróbowała się podnieść i chyba tylko cudem utrzymała równowagę, opierając się plecami o zmrożoną ścianę. Marzyła, by choć trochę się otulić, jednak mundur, który miała na sobie, był zbyt cienki, by utrzymać ciepło i ochronić przed lodowatym tchnieniem z samego dna trupiarni.

Ja pierdolę... – Przetarła powoli twarz, nie wiedząc, czy wciąż jeszcze ma czucie w policzkach. Właściwie, to nawet nie wiedziała nawet, gdzie jest, ani co robi w tej zimnicy. – Co tu się stało...? – majaczyła jak przez sen, bezradnie stojąc pośród piętrzących się wokół tuneli. – To wszystko jest...

Nagły przebłysk świadomości sprawił, że rozwarła w osłupieniu oczy.

Nazywam się... Samantha Heavensmouth – wymieniła w myślach ten pierwszy, zasadniczy fakt, a już po chwili jej umysł zapełnił się całą masą chorobliwie postrzępionych, chaotycznych scen i obrazów, które migały przed jej oczami niczym echo starych, zatartych już wspomnień. – Jestem tu, bo... Ekspedycja na planetę... Requiem. Chcieliśmy ustalić... Nie. Tak. Nie wiem...

Kurwa...!

Wtedy szarpnęła się za włosy i w gwałtownym napadzie szaleńczej, furiackiej wręcz bezradności wbiła paznokcie w skórę.

– Boże, dlaczego już nic nie pamiętam?! – wrzasnęła na całego, czując, że zaczyna wariować. Odgłos jej krzyku odbił się głębokim, zdeformowanym echem po skąpanych w mroku korytarzach. Chciała płakać.

Milczenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz