Rozdział dwunasty

Zacznij od początku
                                    

Wzruszyła ramionami, chociaż w głębi duszy oczekiwała jakieś komentarza od Azariaha. Zazwyczaj siedział w jej głowie, takie miała wrażenie w każdym razie, i nie powstrzymywał się przed komentowaniem jej myśli. Czyżby i anioły brały dzień wolnego? Czy to znaczyło, że na jeden dzień skończył się urlop jej anioła stróża?

Uśmiechnęła się, zaciskając dłoń na wisiorze i uniosła w górę twarz, pozwalając by ciepła woda po niej spłynęła. Cokolwiek właśnie się z nią działo, wydawało jej się, że to było dobre.

Chociaż nie miała wielu powodów do tego, ufała Azariahowi. W końcu anioły nie mogą wyrządzić krzywdy ludziom, prawda?

Nie wiedziała tego, nie wiedziała wielu rzeczy, ale nie było jej potrzebne do życia, by znać wszystkie odpowiedzi. Zazwyczaj było inaczej, ale wydawało jej się, że zmieniała się. Na lepsze.

Wyszła spod prysznica, zakręcając wodę i owijając się ręcznikiem, przeszła do swojego pokoju, gdzie wybrała ubrania. Ponieważ dzień zapowiadał się raczej pochmurny, wydawało jej się, że nawet będzie deszczowy, ubrała się w szary, wełniany sweter z golfem i zwykłe, niebieskie jeansy z naszywkami i przetarciami w strategicznych miejscach.

Wróciła do łazienki, gdzie po raz drugi miała zamiar rozczesać wilgotne włosy, ale gdy spojrzała w lustro stwierdziła, że to nie miało sensu. O wiele krótsze włosy, nieco się ożywiły i stały się lżejsze, przez co naturalnie dla siebie skręciły się w spirale, splotły ze sobą i schnąc naturalnie, wyglądały... fajnie.

Zaśmiała się, kręcąc głową i wzięła się za robienie makijażu, nieco mocniej podkreślającego oczy niż zazwyczaj, ale jednocześnie jej twarz wymagała dzisiaj mniej gładzi szpachlowej. Była wyraźnie wyspana i zrelaksowana. Nawet nie bawiła się w przykrywanie piegów. Gdy była już gotowa, zeszła na dół i jednym szarpnięciem otworzyła lodówkę, wyjmując z niej karton z jajkami, jakieś mięso oraz warzywa.

To wszystko wylądowało po chwili na patelni, smażąc się, podczas gdy Noelle zajmowała się zrobieniem dla siebie i brata kawy.

Usłyszała kroki na schodach i na horyzoncie pojawił się Andrew. Harris nigdy nie widziała niedźwiedzia wychodzącego z gawry po zimie, ale jej młodszy brat i jego wtoczenie się do kuchni idealnie zapełniało te braki w jej wiedzy o niedźwiedziach.

Poza tym, że niedźwiedzie zazwyczaj nie były rude.

- Miałem taki dziwny sen - mruknął, siadając na krześle i biorąc do ręki biały kubek z parującą kawą.

- Naprawdę?- Żaden szalony sen Andy'ego nie pobił by wszystkich tych sennych spotkań z Azariahem, jakie przeżyła w ciągu ostatniego tygodnia.

- Śniło mi się, że słyszałem, jak śpiewasz. Albo wyjesz. Chyba cię obdzierali ze skóry. Albo kazali odśpiewać w suahili jakieś pieśni rytualne, coś z tego. Ale szalone. Ty śpiewałaś! - Zaśmiał się, jakby to było bardzo zabawne.

- Mhm - mruknęła Noelle, pozwalając włosom zasłonić policzek i ukryć uśmiech. Ją też to bawiło. Czyżby jej zdolności wokalne były aż tak beznadziejne?

Znaczy, była całkiem dobrym muzykiem. Grała kiedyś na pianinie i klarnecie. Umiała stroić instrumenty na słuch. Może po prostu dawno nie śpiewała, dlatego? A może po prostu nieużywane umiejętności, niczym nieużywany język, zanikają?

- Proszę bardzo - postawiła przed nim talerz z jedzeniem i sama usiadła obok.

- Co? - Spojrzała na zdziwionego brata, który wpatrywał się w nią.

- Nic, po prostu... Ty jesz.

- Wiesz, Andrew, ludzie tak robią. Jedzą, żeby żyć.

Pochylił się w jej stronę.

Ulecz Mnie (Księga Rafała: Kolor Strachu)✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz