Rozdział trzeci

1.2K 104 4
                                    

Starzec miał gęstą brodę, spadającą na pierś ukrytą pod ozdobną szatą z jasnoniebieskiego materiału. Siedział w cieniu namiotu i patrzył przed siebie niewidzącymi oczami. Wydawał się wiedzieć wiele; wyglądał jak mędrzec, który zmęczony nieustanną podróżą na drodze wiedzy, przysiadł, by odpocząć.

Przed nim stał Syn, podobny do Ojca, a jednocześnie bardzo młody – miał gęste, ciemne włosy i ciemne oczy. Trzymał laskę i był przepasany torbą. Jego młodość i wiara były jak piętno, które odciśnięto na jego obliczu – niczym znamię, które z daleka mówiło, że Jahwe jest jego bogactwem.

Obok stała jego Matka, a żona niewidzącego – zalewała się łzami. Jej delikatna twarz zaorana zmarszczkami trzęsła się od spazmów.

Potem Syn ruszył w drogę i dołączył do niego w drodze mężczyzna podobny mu wiekiem. I mówili o Pismach i o bielmie na oczach Starca. Mówili o Bogu i celu podróży Syna. Mówili o wielu rzeczach.

A ten, który zwał się Azariaszem, odwrócił się do niej i wielkimi, niebieskimi oczami patrzył prosto na nią. Oczy te były czyste jak letnie niebo. Były tak żywe, że niemal niemożliwe by istniały naprawdę.

Był piękny w całkowitym znaczeniu tego słowa. Miał szlachetne rysy i wiedziała, że nawet jeśli kiedyś się zestarzeje, zachowa swoją urodę i będzie piękny. Piękniejszy niż ktokolwiek, kto stąpał po ziemi. Choć wątpiła, by ktoś tak urodziwy mógł się zestarzeć.

- Powinnaś pozwolić łuskom opaść z oczu, Noelle.

***

Niczym ryba wyciągnięta z wody, głośno nabrała powietrza, siadając gwałtownie, a woda w wannie zakołysała się niespokojnie, liżąc brzegi.

Noelle odgarnęła sobie z twarzy włosy, oddychając płytko i próbując zrozumieć, co właśnie miało miejsce. Złapała się za szyję, próbując unormować oddech, a jej palce natrafiły na cienki łańcuszek.

Zdumiona spojrzała na siebie i zobaczyła, że ma na piersi srebrny wisior. Ten sam wisior, który oddała jej dziwna kobieta pod sklepem.

Wzięła ozdobę w dwa palce i przyjrzała się mu dokładnie, unosząc go do twarzy. Była to misterna robota jakiegoś starego, doświadczonego w swoim fachu rzemieślnika. Przybliżyła wisiorek do twarzy i dostrzegła, że na krawędziach były wyryte inskrypcje w jakimś języku. Jeżeli się nie myliła, mógł być to hebrajski, ale nie dałaby sobie ręki za to uciąć.

Kątem oka dostrzegła jakiś ruch po lewej stronie i odwróciła głowę, ale niczego tam nie dostrzegła.

W całym domu panowała idealna cisza i zakłócał ją jedynie jej coraz spokojniejszy oddech i dźwięk deszczu uderzającego o szyby w oknach.

Noelle wstrząsnął delikatny dreszcz. Najpierw babcie z magicznymi wisiorkami, a teraz jakieś koszmary. Naprawdę była zmęczona i przepracowana.

Wyszła z wanny, wyjmując od razu korek i wytarła się dokładnie miękkim ręcznikiem. Potem w białym, puszystym szlafroku na boso, zeszła na dół.

Na stole czekały nierozpakowane zakupy.

Westchnęła, związując włosy na czubku głowy w chaotyczny kok i wzięła się za rozpakowywanie ich.

Każda, nawet najdrobniejsza rzecz miała swoje miejsce w jej domu i rozmieszczenie wszystkich zakupionych produktów, tak by stały dokładnie w swoim miejscu, zajęło jej sporą chwilę.

Noelle usiadła przy mahoniowym stole i przyjrzała się dokładnie kuchni.

Podłoga w całym domu poza łazienkami była wykonana z miłorzębu japońskiego i miała kolor gorzkiej czekolady. Ściany były obite zdobną tapetą w ciemnozielonym, niemalże granatowym kolorze ze złotymi nićmi wszytymi na kształt roślinnych pędów. Ściany w części kuchennej pokryto karmelowymi płytkami. Po jej lewej znajdowały się drzwi do garażu, przy których stał śmietnik.

Ulecz Mnie (Księga Rafała: Kolor Strachu)✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz