-Ktoś nęka Soph-odpowiedział Irwin-wie, kim jest i widocznie zamierza wkręcić ją w ten bałagan.

-To Jack-szepnąłem-nie mówiłem wam wcześniej o tym, ale kiedy był ostatnio w szpitalu, zaczął mi o niej wspominać...

-Co?-spytał Cal z zaniepokojeniem.

-Ma być ona swego rodzaju haczykiem na nas-odparłem.

-Rozumiem, że jeżeli my coś spierdolimy, to ucierpi ona?-uniósł brwi Mike.

-Niestety-westchnął lokaty-w dodatku mają na nią ochotę.

-Skąd ty o tym wiesz?-byłem zdumiony jego wypowiedzią. Podsłuchiwał? Zwykle nie przepadam za takim zachowaniem...

-Sophie usłyszała całą rozmowę, bo stała pod twoimi drzwiami.

-Słucham?!-wstałem błyskawicznie z siedzenia-jak mogła?! Myślałem, że ma trochę rozumu, a nie podsłuchuje! Co za id-

-Zamkniesz się i dasz mi może dokończyć?-odparł głośno w moją stronę ciemny blondyn-stała tam, bo czekała aż on opuści gabinet, miała jakieś dokumenty. Oddychaj głęboko!-reszta zaczęła się śmiać w niebogłosy, a jeszcze bardziej podnieciła to kolejna przemowa Asha-oddychasz tak krótko i nerwowo, jakbyś rodził.

Żałuję tego, co chciałem powiedzieć o Sophie. Miałem już na ustach słowo ,,idiotka". Dobrze, że tego nie dokończyłem, cudownie!

-Nie rodzę-bąknąłem po chwili zamyślenia-czyli, że wie o wszystkim wszystkim?

-Nie-szeroko się uśmiechnął-twój wspaniały Ashtonek trafił w doskonały moment z odwróceniem jej uwagi i nie ma zielonego pojęcia, o jaką dziewczynę chodziło.

-Dziękuję Ashtonku-odetchnąłem. Irwin naprawdę bardzo pomógł w tej sytuacji. Być zawsze w odpowiednim miejscu i czasie to jest po prostu skarb, a taki posiadali moi przyjaciele.

-Jak uroczo-odparł przesłodzonym głosem Hood, po czym wyraźnie spoważniał-teraz słuchacie mnie.

-Calumka-parsknął Clifford.

-Tak, Michaelku-sięgnął do kieszeni w kurtce i wyjął z niej małą karteczkę-to jedna z kartek, którą wysłał jej w paczce.

-Jakiej paczce?-skrzywił się niebieskowłosy, który uwielbia wszystko komentować (jest dzięki temu tak bardzo punk rockowy).

-Dobra, musimy wam wszystko opowiedzieć od początku do końca-westchnął Irwin-słuchajcie uważnie.

~*~*~*~

Ta osoba wybrała najprzyjemniejszy dla prześladowcy sposób, grę w podchody, dzięki której jest w stanie wycieńczyć swą ofiarę psychicznie. Mimo, że pogróżki w postaci telefonów i liścików fizycznie nic nie robią zastraszanej osobie, to nie oszukujmy się, ale to działa na jej umysł. Niekorzystnie. Mam nadzieję, że Sophie choć w miarę dobrze to znosi. Najważniejsze, aby ten sukinsyn nie doprowadził jej do stanu, że będzie bała się każdego cienia w swoim mieszkaniu, ulicy, czy pracy.

-Luke?-ponownie wyrwał mnie ktoś z zamyślenia, tym razem był to Cal-masz może jakieś listy od Jacka? Cokolwiek z pismem jego albo reszty gangu?

-Nie pamiętam...-pokręciłem przecząco głową.

-To pomyśl, bo może dzięki temu uda nam się zweryfikować autora wiadomości z tej paczki-odezwał się Irwin.

Próbowałem cokolwiek sobie przypomnieć, jednak nic nie chciało mi przyjść do głowy. Przysięgam, że coś kiedyś wrzucali do mojej skrzynki. Ale co z tego, skoro nie mam zielonego pojęcia, gdzie to może być? Pewnie wyrzuciłem te kartki i tyle.

Wkrótce rzuciłem się desperacko w stronę szafek w kuchni i zacząłem szukać czegokolwiek w korespondencji, rachunkach, notatkach... i nic, bez znaczenia, puste, bezwartościowe NIC. Kopnąłem w stojące obok krzesło, musiałem wyładować na czymś swoją rosnącą z każdą minutą złość.

-Luke-podszedł do mnie Michael-pamiętasz, jak raz graliśmy z nimi w pokera tutaj?

W tym momencie mnie olśniło. Jeszcze wczoraj chowałem kartkę z wynikami pisaną przez Jamesa do kołozeszytu, w którym w wolnych chwilach szkicowałem! Skierowałem się do sypialni, zaś gdy wróciłem z zapisanym arkuszem papieru do chłopaków, od razu rozłożyłem go na stole koło kartonika, który przyniósł Calum. Ten wraz z Ashem i Michaelem dokładnie, co do literki, zaczęli wertować pismo z dwóch kartek. Nie trwało to zbyt długo, cała trójka odparła chórem:

-James.

Przysunąłem kartki w swoją stronę w celu sprawdzenia ich przekonania.

-Rzeczywiście...-szepnąłem.

Czcionka była identyczna, co do najdrobniejszego szczegółu.

-Więc wiemy już, kogo zlać!-ucieszył się Ashton.

-Lepiej poczekajmy jeszcze do wyścigów-odezwał się niebieskowłosy.

-Myślę, że Michael ma rację-skinąłem w jego stronę-może jeszcze uchylą rąbka tajemnicy podczas swoich gierek, na przykład, o co im chodzi.

-Zgoda-odpowiedzieli Ash i Cal.

Wtedy rozległ się na cały parter dźwięk dzwonka.

-Jedzenie!-podskoczył z zachwytu Mike.

Odebrałem i zapłaciłem wysokiemu, lokatemu chłopaczkowi za zamówienie. Przeszłem z górą kartonów na rękach do salonu.

Michael mnie od razu zaatakował, aby dorwać się do swojej pepperoni.

Calum wygodnie usadzony już na kanapie domagał się, abym szybciej mu dawał jego hawajską.

Zaś Ashton sam podszedł po swój karton z margheritą i nawet podziękował.

Właśnie tak wygląda kultura każdego z nich.

Kiedy rozmawialiśmy, werbalnie zmieniliśmy temat rozmowy, jednak ja cały czas myślałem o tym, co snuje Winters.

Zauważyłem, że jak dotąd dosyć dobrze dogadywaliśmy się z nimi, to od niedawna zaczęli mnie i chłopaków traktować znacznie gorzej. Do tego Sophie. Obawiam się, że może zbliżać się początek nieprzyjemnych wydarzeń, a nawet wojna. Ich zachowanie zmieniło się diametralnie, jakby odkryli coś dla nich bolesnego, związanego z nami. Szkoda, że to niemożliwe, bo pierwszy raz mieliśmy do czynienia z Wintersem dopiero tego przeklętego dnia, dokładnie dziewięć miesięcy temu.

-A pfak fogóle, to kiedy posznam waszą Szophie?-odezwał się Michael z pełną buzią jedzenia. Zdarzało to się tak bardzo często, że do perfekcji opanowaliśmy, co wtedy mówi.

-Obawiam się, że już niedługo-westchnąłem.

Nadciągają ciemne chmury

Nad nasze głowy.

Potrzebny będzie parasol,

Broń

Dzisiaj z perspektywy Luke'a i pojawia się nareszcie Michael! Proszę o komentarze i votes xx

head of surgery | lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz