Rozdział 1

236 25 1
                                    

Przeszłam przez automatyczne drzwi, punktualnie zjawiając się w pracy. Cam rozumiała moją sytuację, więc nie przetrzymywała mnie wczoraj zbyt długo u siebie. A ja, wypoczęta, mogłam zająć się pacjentami najlepiej, jak tylko potrafię. Po przywitaniu się z dziewczyną z recepcji, przebraniem się w szatni, w białym, nowiusieńkim fartuchu weszłam na oddział. Minęłam kilku pacjentów, jeden z nich siedząc na krzesełku układał origami. Na tyle mnie to zainteresowało, że szłam obrócona tyłem, patrząc się na jego zajęcie. Kiedy już miałam wejść do pokoju lekarzy, mało co nie wpadłam na jednego z pielęgniarzy. Ten natomiast szeroko się do mnie szczerzył, zaczęłam nawet zastanawiać się, czy nikt przypadkiem nie zrobił mi jakiegoś psikusa po drodze. Trzymał tackę z rozdzielonymi lekami dla pacjentów. Miał brązowe włosy, poniekąd wpadające w blond, które były lekko kręcone. Także był posiadaczem ładnego uśmiechu. Wyglądał na bardzo sympatyczną osobę.

-Ty pewnie jesteś nowa?-powiedział, a z jego twarzy dalej nie znikał uśmiech-ja jestem Ashton-podał mi rękę, przenosząc tackę na drugą dłoń.

-Sophie-odpowiedziałam z uśmiechem.

-Jeżeli spotkasz tutaj takiego chłopaka, też pielęgniarza, z czarnymi włosami i wyglądającego jak Azjata, koniecznie go przywitaj w jego języku!-powiedział.

-Jakim?-spytałam lekko marszcząc czoło. 

-Przywitaj go, mówiąc 'kon'nichiwa'-puścił mi oczko, a z korytarza dobiegło głośne chrząknięcie. Ash natomiast zaniósł się śmiechem. Stał tam chyba właśnie opisywany przez niego chłopak. Chwilę później ciemnowłosy podszedł, rzucając w Ashtona pustą strzykawką ze zdegustowaną miną. Dobrze, że nie miała końcówki...

-Co wy tu odwalacie?-powiedział oschle jeden z lekarzy, przechodząc do drugiej sali, gadając coś jeszcze pod nosem. Kojarzę go z wczorajszej wizyty, chyba nazywał się Dominic?

-Uważaj na tego typa-powiedział szeptem ciemnowłosy-jest strasznie nadęty, szczególnie w stosunku do nas. Nie cierpi Luke'a i byłby w chyba stanie sprzedać swoją duszę szatanowi, byle wskoczyć na jego miejsce. W dodatku babiarz-z tego co mówił, wychodzi na to, że ta dwójka przyjaźni się z Hemmingsem-a tak w ogóle to jestem Calum. I nie jestem Azjatą!-spojrzał ma Ashtona ze sztucznym uśmieszkiem.

-Sophie, miło mi was poznać-uśmiechnęłam się-chyba nie dasz tego już pacjentom?-wskazałam głową na leżącą na ziemi strzykawkę, którą Calum posłał w stronę Ashtona.

-Podleję nią kwiatki-odpowiedział ciemnowłosy, chwilę później prawiając naszą trójkę śmiech.

-Chwila... przecież nie weszłam jeszcze do pokoju, to tak jakby mnie nie było!-krzyknęłam, po czym pobiegłam w stronę odpowiedniego pomieszczenia.

-Jak coś to damy ci usprawiedliwienie dla Hemmo!-słyszałam w oddali wołanie Ashtona.

Chwilę później weszłam do pokoju lekarzy, spoglądając na zegarek. Myślałam, że będzie gorzej.

-Na styg...-burknął ordynator, przyglądając się prześwietleniu brzucha.

-Musiałam zamienić kilka organizacyjnych słów z pielęgniarzami w sprawie mojego najbliższego zabiegu, dlatego przyszłam tu nieco później niż do samego budynku szpitala-odpowiedziałam pokornie, wyciągając odpowiednie teczki. Co jak co, ale małe kłamstewka też mi świetnie wychodzą.

-Rozumiem... Płyn pobierzesz za pół godziny, teraz trochę posiedzisz w papierach-rzucił mi stosik teczek przed nos.

-Chcesz ciastko zbożowe?-zaproponowała mi dziewczyna siedząca obok, też przeglądająca teczkę z historią choroby.

head of surgery | lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz