Sądzę jednak, że jego zawartość w żadnym stopniu nie będzie przypominała diamentów i srebra.

Policzyłam w myślach do trzech, po czym szybkim ruchem uniosłam wieczko do góry. W środku było kilka takich samych małych, podartych karteczek. Na każdej było coś napisane. Całkowicie zrzędła mi mina, gdy czytałam tekst każdej z nich.

,,Śliczny masz głos, Carter"

O mój Boże. Za tym musi się kryć ta sama osoba, która rano dzwoniła na domofon. Identyczne zdanie. Pełna obawy, szybko chwyciłam kolejny kartonik z futerału.

,,I nie tylko głos"

Obawa tylko rosła.

,,Szykuj się, Carter"

,,Do szybkiego zobaczenia"

Ostatnie dwie wiadomości spowodowały u mnie panikę. Momentalnie przestałam czuć się zwykłym, normalnym człowiekiem, pracującym w szpitalu jako lekarz. Przestałam czuć się bezpieczne w, zamkniętym na dwa spusty w drzwiach, mieszkaniu. Czułam, jak napinają się wszystkie moje 600 mięśni szkieletowych. Jak to możliwe, aby po miesiącu, nie znając prawie nikogo, po przeprowadzce do innego kontynentu stać się... celem? Bo jak inaczej można to określić?

Samotność w tej sytuacji zaczęła mnie bardzo dręczyć. Potrzebowałam obecności drugiej osoby w tym mieszkaniu. Bez głębszego zastanowienia, pod wpływem odruchu wybrałam numer Ashtona.

-Hejka, Soph!-usłyszałam w słuchawce rozbawiony głos chłopaka-wiesz, że mieliśmy już sami do ciebie dzwonić, upewnić się, czy żyjesz! Co tam?

-A-ash-odezwałam się-proszę, przyjedź do mnie jak n-najszybciej.

-Coś się stało?-jego głos wyraźnie spoważniał.

-Tak-odpowiedziałam prosto z mostu-po prostu przyjedź. Błagam.

-Wyślij mi swój adres smsem-oznajmił Irwin-przyjadę z Calumem najszybciej, jak tylko potrafię.

-Dziękuję-cicho powiedziałam, po czym rozłączyłam się.

Nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam. Nie znałam ich zbyt długo a nawet dowiedziałam się, że nie mają do końca czystego sumienia. Przecież mogłam zadzwonić do Camili, ona jest moją przyjaciółką od wielu lat, której wyznawałam sporo moich sekretów. A jednak wolałam, żeby o niczym nie wiedziała.

Znam ją. I doskonale wiem, że zaczęłaby panikować, wprawiając mnie w jeszcze większe zdenerwowanie. Zaś po znajomych mi pielęgniarzach mogłam spodziewać się wsparcia i być może, nawet pomocy? Nawet reakcja Ashtona na mój telefon utwierdziła mnie w tym przekonaniu. W końcu nawet sam ze swoją paczką przyznał, że należę do niejakiej ,,dobrej strony". Po prostu wierzyłam, że poczuję się bezpieczniej przy nich.

Wkrótce zjawili się w moim mieszkaniu, gdy otwierałam im drzwi, byłam bardzo zdumiona ich tempem. Od razu odczułam nieco ulgę na ich widok.

-Jejku, cześć kochanie, nic ci nie jest?-od razu odezwał się Irwin, rozkładąjąc ręce do uścisku, do którego dołączył za chwilę także Hood.

-Póki co, nie-wzruszyłam ramionami-w jaki sposób tak szybko dotarliście tu ze szpitala? Przecież to niemożliwe!

-Wiesz, jak to jest. Tu się przyśpieszy, tam coś się zignoruje... Dla ciebie wszystko-uśmiechnął się łobuzersko Calum.

-Naprawdę bardzo wam dziękuję. Zwariowałabym, gdybym cały czas siedziała sama. A teraz chodźmy do salonu.

Przeszliśmy do wielkiego pomieszczenia z widokiem na Pacyfik i słynny Sydney Opera House z przestrzennych okien.

head of surgery | lrhWhere stories live. Discover now