~*~*~*~*~

Po kilkugodzinnej, skomplikowanej operacji nie marzyłam o niczym innym, niż rzuceniu się na obszerną sofę w pokoju lekarzy. Byłam słusznie zmęczona, więc należał mi się odpoczynek. Do końca dyżuru pozostały jeszcze z dobre dwie godziny, więc na tyle mogę póki co liczyć.

Nagle moją wcześniej uśpioną uwagę przykuł brązowowłsy chłopak w czarnej skórze i papierosie w ustach. Agresywnie rozpychał ludzi spacerujących z chorymi po korytarzu. Prędko zakręcił w lewo i bez pukania, czegokolwiek, wszedł z hukiem do gabinetu ordynatora. Nie zdążył nawet trzaskiem zamknąć drzwi a już się rozdarł:

-Ty gnoju!

W tym momencie zaczęłam toczyć walkę ze swoimi myślami. Cóż, jednak ciekawość (powszechnie znana jako pierwszy stopień do piekła) sięgnęła górę. Podeszłam tam, po czym stanęłam obok drzwi gabinetu, udając, jak bardzo interesują mnie zasady bhp mycia rąk wywieszone w pobliskiej witrynce.

-Ciszej Winters, nie jesteś sam w tym szpitalu...-rozpoznałam głos Luke'a. Tak, przecież kto inny miałby siedzieć w jego własnym gabinecie.

-Gówno mnie to obchodzi-wysyczał "Winters".

-A czy gówno obchodzi cię fakt, że jak ktoś usłyszy twoje wrzaski to skończy się to, co ci daję? Razem z twoją wolnością? Którą z resztą mocno nadwrężasz?

-Dobra, zamknij już tą przemądrzałą mordę-słychać było, jak z impetem siada na krzesło.

-Po co tu przyszedłeś...

-Jaki mamy dzisiaj dzień?

-Czwartek, jedenasty października. Godzina czternasta czasu lokalnego, Sydney. Przeważnie słonecznie, wilgotność względnie duża. Mogę jeszcze podać ci stopień promieniowania ultrafioletowego, jak chcesz.

-Nie pyskuj tak do mnie, gówniarzu-warknął.

-Z tego co wiem, jesteś tylko o rok ode mnie starszy...

-Milcz-syknął a chwilę później tym samym głosem wznowił pytanie-jaki dziś dzień tygodnia, Hemmings?

-Czwartek-słychać było, że spokorniał.

-A w jaki dzień miałeś dać potrzebne nam prochy?

Że co? Prochy? Luke i prochy?

-Wtorek.

-A więc spóźniłeś się, kolego... Zdajesz sobie sprawę, że czeka c-

-Chciałem wziąć te substancje już w poniedziałek-przerwał rozjuszony-tylko za każdym razem kręcił się tam albo Johnson, albo Jenkins, albo jakieś pielęgniarki. Wtedy na pewno byś miał swoją herę czy morfinę! Za kratami chyba!

-Ktoś się tu boi?

-Nie chodzi o to, czy boję się, czy nie. Doskonale wiedziałeś, że nie zawsze dostaniesz ode mnie wszystko na czas. Od początku ci to tłumaczyłem, że w publicznym szpitalu nie jest łatwo tak kręcić. Jeśli marzy ci się wszystko punktualnie pod nosem, trzeba było mi nie zawracać dupy i wciągać w twoje zasrane bagno!

-Trzeba było nie pchać tego zadartego nosa tam, gdzie nie trzeba! Z resztą, nie wykruszysz się z mojego interesu. Jesteś mi zbyt potrzebny.

-Nie, ten chłopak miał umierać na tym asfalcie bez żadnej pomocy!

-Należało się skurwielowi.

-Lekarza to nie interesuje!

-Nie wywyższaj mi się tu z lekarzami, zrozumiałeś?

head of surgery | lrhWhere stories live. Discover now