4

36 3 2
                                    

Trochę...zbyt gwałtownie wyskoczyłam z tego krzaka, przez co usłyszeli mnie policjanci i coś tam zaczęli krzyczeć w moją stronę, usłyszałam także dźwięk zapalanego silnika pojazdu. Pewne jest, że coś podejrzewają i przede wszystkim kogoś. A tym kimś jestem niestety ja. Chyba, że jakimś niespotykanym zbiegiem okoliczności, ktoś wraz z takimi samymi butami jak ja, również o 6 rano, tak przypadkiem przebiegał koło parceli, w której parę minut doszło do zabójstwa.

Nie, to niemożliwe.

Biegnę ile sił w nogach, jestem niezwykle pobudzona po tej kawie i czuję nagły przypływ adrenaliny. Okej, widzę koniec uliczki, a za nią ulica, a jeszcze za ulicą, uliczka. Hm, wybieram...uliczkę. Szybko przebiegam przez ulicę i wbiegam do wspomnianej wcześniej uliczki. O tyle dobrze, że jest w niej sporo roślin i krzaków, przez co nie będę aż tak bardzo zauważalna. Przy okazji zakładam kaptur bluzy, może dzięki temu stanę się "incognito".

Syreny rozbrzmiewają swój dźwięk tuż nie daleko. Zatrzymałam się w ostatniej chwili na końcu uliczki obok krzaka. Gdybym się w porę nie zatrzymała, prawdopodobnie już bym szła przykuta w kajdanki do radiowozu. Kucnęłam, delikatnie wychylając głowę zza rośliny i patrzę czy już odjechali. Tak, już pojechali. Całe szczęście.

Wychodzę z dotychczasowego ukrycia i zauważam dwie młodsze dziewczyny - blondynkę i szatynkę z plecakami.
Już do szkoły? Przecież była 6.
Podbiegam do nich.

-Hej, przepraszam, wiecie która godzina?-rzekłam.

-Czekaj, sprawdzę.-jedna z nich wyjmuje telefon.-jest 6.52.

-Okay, a...macie fajki?-zaczęłyśmy we trzy iść spacerkiem przed siebie.

-My nie palimy, przepraszamy.

-Ja też nie powinnam, moja mama zmarła na raka płuc w wieku 47 lat. Mówię wam, masakra.-powiedziałam jednym tchem przy okazji oglądając się we wszystkie strony. One też się dziwnie na siebie spojrzały.- Fajna ta okolica, myślę czy się tu nie wprowadzić.

-Ujdzie, szkoła jest dwa kroki stąd.-Wskazała blondynka palcem przed siebie.

-My lanchujemy w domach.-powiedziała druga.-słabo nie?-nadal się rozglądałam, nie zważając na to co mówią.

-Nie ma co ze sobą zrobić. Do centrum handlowego kilkanaście minut stąd. Można się załamać.-żadnych radiowozów w pobliżu nie było, chyba dali sobie spokój.

-No to...pa.-pożegnałam się, one poszły w swoją stronę, ponownie dziwnie na siebie spoglądając, a ja gdy powoli kierowałam się w stronę przeciwną, zauważyłam nadjeżdżający radiowóz. Cholera.

Natychmiast wróciłam się do dziewczyn, z którymi rozmawiałam, żeby nie było podejrzeń.

-Hej!-zawołałam.-Wiem co mogłoby was kręcić. Chcecie przyjść na koncert 5SOS na Madison Square Garden?

-Poważnie? Byli tutaj już nie dawno. Chyba już nie wrócą.

-Wrócą, mój brat organizuje im koncerty.-rzekłam odwracając się równocześnie i spogladając na nadjeżdżający radiowóz.-byłam z nimi już 3 razy na kolacji, mogę wam załatwić wejściówki za kulisy.

Policjanci w radiowozie tylko rozglądali się, nie zważając na nic podejrzanego. Uffff. Sobie myślę.

One z otwartymi gębami, podekscytowane kipiały z radości.

-O mój Boże, jaja sobie robisz! Jacy oni są?-nagle zadzwonił telefon. I to MÓJ telefon, bo poczułam wibracje. Pytanie, skąd on się wziął w mojej kieszeni. To spodnie, w których chodziłam wczoraj i w których była moja komórka, więc...może po prostu nie wyjęłam go? Whatever. Natychmiast odebrałam.

my medicine || janoskians ✿Where stories live. Discover now