Rozdział 5

47 17 36
                                    


꧁Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ꧂


 Varena stała na niewielkim podeście w centrum sypialni i patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Złote ornamenty wielkiej ramy lśniły niczym pierwsze łuny przy wschodzie słońca. W kunsztownych rzeźbieniach przewijał się motyw dwóch złotych feniksów. W oba była tchnięta magia Malakate, bo ich ogony splatały się, drgając lekko w tańcu, symbolizującym odrodzenie i nieśmiertelność. Majestatyczne kształty wychodziły poza powierzchnię lustra, tworząc magiczny efekt. Kobieta wpatrywała się w to przedstawienie jak oniemiała. Wszystko w tym świecie było magiczne, zupełnie jak na kartach powieści.

Służki kończyły właśnie układać na ciele Vareny wszystkie falbany szmaragdowej sukni. Nigdy nie wyglądała piękniej. Nawet kreacja z balu maturalnego nie dorastała do pięt temu, co teraz otulało jej sylwetkę o kobiecych kształtach. Jedna ze służących poprawiła na jej ramieniu pięknie falujące, ogniste pukle. Inna zaś doczepiła na płatkach uszu klipsy z perłami.

Varena od zawsze marzyła, by w ciągu swojego życia choć raz założyć taki historyczny ubiór, wziąć udział w prawdziwym balu, czy eleganckim przyjęciu na dworze. Gdyby kilka dni temu ktoś wyjawił jej, że będzie stała w podobnym miejscu i okolicznościach, puknęłaby się w czoło. Zastanawiało ją jedynie, dlaczego była w taki sposób traktowana w pałacu? Przecież uznali ją za nałożnicę. Jedną z tych panien, które przychodziły, a potem znikały. Żadna nie otrzymała swojego pokoju. Zapewne też ani jedna nie dostąpiła zaszczytu, by zasiąść z książętami do wspólnej kolacji. To wszystko było nie tyle dziwne, ile podejrzane.

— Czego oni ode mnie chcą? Czego chce Alistair?

Spostrzegła, że służące opuściły pomieszczenie bez słowa. Przed wyjściem wsunęły na jej stopy ozdobne pantofle na obcasie. Odrobinę uwierały, ale nie było tak źle. Zeszła z podestu i chwilę jej zajęło, aby przyzwyczaić się do ciężaru wielowarstwowej sukni. Odetchnęła głęboko i trzęsącymi dłońmi zapukała do drzwi. Strażnik przekręcił klucz, a następnie, obserwując ją bacznie, poprowadził przez korytarze do sali jadalnej.


꧁Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ꧂


Wkroczyła do eleganckiego pomieszczenia w towarzystwie strażnika, który szedł tuż za nią. Pomieszczenie przywitało ją bogactwem i przepychem, które od razu przyciągnęło uwagę. Każdy detal, od rzeźbionych mebli po lśniące parkiety wydawał się być starannie dobrany, aby podkreślić potęgę i majestat pałacu. Jednak to nie wystrój skupił uwagę Vareny, lecz postacie siedzące przy długim, hebanowym stole.

Księżniczka Aracolla, o subtelnej urodzie i długich, kasztanowych włosach, uśmiechnęła się do niej przyjacielsko. Sprawiło to, że Varena poczuła się odrobinę bardziej komfortowo w tym obcym miejscu. Jednak obecność Alistaira, który zasiadał u szczytu stołu, bardzo burzyła ten nieznaczny komfort. Jego stalowy wzrok był intensywny i nieprzenikniony, jakby próbował odczytać każdy ruch kobiety – każde drgnienie jej mięśni. Czyżby czekał, aż popełni pierwszy błąd?

Varena zbliżyła się jeszcze o kilka kroków. Nie była pewna, czy może tak po prostu zająć dowolne miejsce. Czy w ogóle wolno jej usiąść do stołu w ich obecności?

— Jeśli chcesz, możesz spocząć u mego boku — powiedziała wesoło Aracolla.

Rudowłosa odpowiedziała na te słowa uśmiechem, choć wciąż czuła na sobie ciężar spojrzenia Alistaira. Wiedziała, że musi być ostrożna i zachowywać się z godnością w obliczu tej dziwnej sytuacji.

Taniec Płomienia & OstrzaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon