Rozdział XI

1.8K 109 25
                                    

Eleanor

Kiedy Francesco zawiózł mnie wczoraj do domu, nie mogłam przestać myśleć o liściku, który dostałam. Wpadłam w panikę, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze, które mogły mnie spotkać przed restauracją, gdyby nie moje szybkie wycofanie się. Ale Giorgio nie jest głupi – on wie, że teraz będzie mu ciężko się na mnie czaić, jednak nie przestanie tego robić, dopóki mnie nie dostanie, a ja przez następne dni będę musiała zastanawiać się, czy nikt przypadkiem mnie nie podgląda, kiedy sikam, jem, śpię i chuj wie co jeszcze.

Czasami w Barcelonie, gdy to przesiadywałam w deszczowe dni na parapecie, obserwując toczące ze sobą wyścig krople deszcze, myślałam o Villi. Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo mu na mnie zależy. Sam fakt o tym, że chciał na mnie zarabiać był niewystarczający. Tu musiało chodzić o coś innego, czego nikt nie wie. Może przez poślubienie mnie, miał zyskać jakieś większe terytoria?

Albo po prostu chciał trzepać forsę, za każdego oblecha, który by mnie zgwałcił.

Tej nocy przespałam zaledwie kilka godzin. Co chwilę budziłam się cała spocona, odtwarzając w głowie zakapturzoną postać z białą różą, czyhającą na mnie w rogu sypialni spławionej w całkowitej ciemności. Dostawałam dreszczy, pot lał się ze mnie jakby ktoś oblał mnie wodą, chociaż w pokoju było chłodno. Moje uszy słyszały każdy najmniejszy szmer, dochodzący ze środka sypialni, zza okien i zza drzwi. Tup, tup. Tik tak.

Melanie dziś zagościła w moich czterech ścianach, przychodząc z tacką pysznego jedzenia, w postaci croissanta z sadzonym jajkiem, sałatą i bekonem. Do tego pyszne macchiato. Staruszka widząc mrok panujący w pokoju, wykrzywiła twarz, podpierając ręce na biodrach.

- Jest taka piękna pogoda, a ty zasłaniasz te okna? Ja wiem, że teraz te pokolenie to aby korzysta ze sztucznego światła – zaczęła podchodzić do każdego okna, odsłaniając na bok wielkie zasłony – ale słońce w zupełności polepszy ci dzień. Jest taka piękna pogoda, że pan Torrance rozkazał naszym ogrodnikom z powrotem udekorować ogród.

Wzięłam kęs croissanta, machając nogami, które zwisały mi wzdłuż łóżka, na którym siedziałam. Ciągle obserwowałam gosposię – maszerowała z okna do okna, wpuszczając do pomieszczenia promienie majowego słońca.

- Naprawdę tak zrobił? – wydukałam, przełykając jedzenie.

Kobieta posłała mi szeroki uśmiech, otwierając drzwi balkonowe.

- Oczywiście! Wcześniej na podjeździe stało duże auto, wypełnione po brzegi różnymi kwiatami. O, sama zobacz! – wskazała palcem na obiekt, który znajdował się gdzieś na dole.

Odłożyłam talerzyk na stolik nocny i podążyłam w stronę Mel na balkon. Faktycznie, na podjeździe stał jakiś czarny Bus wypełniony kwiatami, a jacyś ludzie co chwilę do niego podchodzili, wyjmując roślinki i idąc w stronę ogrodu.

- Nawet nie wiesz, dziecinko, ile pan Torrance dla pani robi. Wczoraj po akcji z tym wieśniakiem z Włoch, postawił całą armię na nogi, aby strzegli domu. Już nie wspomnę o ochroniarzach pod twoim balkonem i drzwiami...

- Zaraz zaraz... Czyli przez całą noc ktoś pilnował mnie jak dziecko?

- Dokładnie tak.

Zatrzepotałam rzęsami. Byłam tym faktem nieco zaskoczona, ale nie aż na tyle, żeby się wkurzyć. W końcu to normalna decyzja podjęta przez Caleba...

Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę przed siebie, kiedy to Melanie zerknęła przelotnie na swój srebrny zegarek na nadgarstku.

- O jejku , już jedenasta! Miałam przygotować obiad dla pana Michaela – pisnęła, przez co prawie podskoczyłam do góry.

THE KING - Mafia Life #2 || 18+Where stories live. Discover now