Rozdział IV

1.6K 92 15
                                    

Caleb

- Jak to, kurwa, jest w drodze?!

Wgapiałem się w Francesco. Myślałem, że ten dzban robi mnie w balona, ale jego poważny wyraz twarzy wskazywał na to, że się myliłem. Byłem w zakłopotaniu. Powrót Elen miał wyglądać inaczej, miał być zaplanowany przeze mnie.

- Eleanor dowiedziała się o tym, że Giorgio jest w Hiszpanii, oraz o tym, że ma wkrótce wrócić do Stanów. Caleb, ja nie mogłem nic zrobić – zaczęła się tak nagle wydzierać, spakowała się i rozkazała natychmiast zabrać się do Nowego Jorku – Giovani przeczesał swoje rozczochrane włosy, wyraźnie zdenerwowany.

Normalne zachowanie Eleanor Hoover... Torrance.

- Odbierzesz ją z moimi ludźmi z lotniska i przywieziecie tutaj – rozkazałem i zgarniając z biurka telefon, ruszyłem do drzwi. – Ja powiadomię jej rodzinę i Organizację.

Musiałem zrobić wszystko, aby powrót mojej żony był ledwie zauważalny dla ludzi Villi. A najlepiej, jakby był w ogóle niezauważalny. Wracając tu, ściąga na siebie wielkie niebezpieczeństwo, ale co ja mam zrobić? Zatrzymać ją? Zamknąć ją w piwnicy, czy może znów wysłać do jakiegoś faceta, aby spędziła z nim kolejne trzy lata?

Ona przeszła już zbyt dużo, aby zadawać jej kolejny ból.

Tyle że tym razem to ona zada MI ból.

Nie zwracając uwagi już na mojego gościa, wyparowałem z pomieszczenia i biegiem podążyłem do pracowni brata. Z hukiem otworzyłem drzwi, zastając szatyna z głową wetkniętą w wielkie komputery. Poderwał się do góry od razu, gdy usłyszał gwałtowne otwarcie drzwi.

- Caleb, kurwa, naprawdę teraz? – jęknął, odrywając palce od świecącej klawiatury.

- Eleanor tu jedzie.

Przeszedłem od razu do sedna. Granie w kalambury i to w takim momencie, nie było dla mnie priorytetem. Z Troy'em musiałem szybko coś wymyślić, aby sprowadzić Elen do Rezydencji całą i zdrową.

Troy słysząc moje słowa, ściągnął brwi.

- Ale że... teraz? Jedzie? Z kim, kurwa?!

- Jest w samolocie Giovaniego. Zrobiła mu w domu awanturę i uparła się, aby tu wrócić już teraz – wyjaśniłem. – Słuchaj, nie mamy czasu. Jutro Elen dotrze do Nowego Jorku, musimy ją odebrać. Ja nie mogę tego zrobić, ale ty tak.

Miałem już pewien plan. Miałem zamiar wysłać po żonę swoich ochroniarzy oraz żołnierzy, aby było bezpieczniej, jednak to Francesco Giovani miał być obok mojej kobiety. Nie chciałem, aby ten typ cały czas się obok niej kręcił. Dlatego pomyślałem, że Troy również mógłby pojawić się na lotnisku i przypilnować zarówno Elen, jak i Giovaniego, by ten przypadkiem nic nie odjebał.

- Ja? A ty nie możesz? – brat się najeżył, wstając na równe nogi.

- Nie mogę. Mam przeczucie, że ona mnie... nienawidzi – z trudem wydusiłem ostatnie słowo, ale mówiłem prawdę. – Zostawiłem ją gościu na tyle czasu, myślisz, że jak zobaczy mnie od razu na lotnisku, przybiegnie do mnie i zawiesi mi się na szyję? Nie, dlatego to ty pojedziesz – dodałem.

Troy w końcu zgodził się na moją propozycję i potem wspólnie poinformowaliśmy o powrocie Elen jej ojca i brata, a na końcu Michaela i Organizację. Wszyscy byli zdziwieni, ale obiecali, że zachowają spokój i nie będą nachalni w stosunku do dziewczyny. Nie chciałem, by po przyjeździe czuła się osaczona. Wiedziałem, że to dla niej ciężkie, ale mi też nie było łatwo.

Te dwa lata w śpiączce, były dla mnie jak prawdziwie piekło. Nie odczuwałem niby nic, jednak po wybudzeniu się, miałem cholerny bałagan w głowie. Ale wziąłem się w garść i radziłem sobie lepiej, niż przed śpiączką. Wtedy nie mogłem z niczym sobie poradzić – Eleanor nawiedzała mój umysł jak zjawa. Nie mogłem pogodzić się z jej stratą.

THE KING - Mafia Life #2 || 18+Where stories live. Discover now