Rozdział 13 Zachód słońca.

8 1 0
                                    

Po spotkaniu z Jamesem byłam bardzo roztrzęsiona Lucas próbował mnie uspokoić ale mu się to nie udawało, tylko jedna osoba mogła mnie uspokoić, szkoda tylko że nie żyje.
Lucas zaprowadził mnie do pokoju i mnie położył mówił coś do mojej pokojówki ale nie  słyszałam bo zasnęłam.
Obudziłam się wcześnie rano bo poczułam, że materac obok mnie się załamuje. Obróciłem się i zauważyłam, że to Lucas leżał twarzą zwróconą do mnie gdy okazało się że nie śpi więc gdy otworzył oczy trochę się wystraszyłam.
-Śpiąca królewna już nie śpi.-powiedział.
-Tak już nie śpię. A co ty tu robisz? Nie masz własnego pokoju.-uśmiechnęłam się do niego
wrednie.
-Od dzisiaj nie mam, a jestem tu bo chyba wczoraj siebie nie widziałaś, byłaś bardzo roztrzęsiona.-odpowiedział mi.
po machałam głową nie chciałam o tym rozmawiać, ani zaczynać tego tematu.
-Pora wstawać.-odezwałam się.
-Jesteś pewna jest szósta rano?
-Tak jestem pewna a po za tym musze się pouczyć do egzaminów.
-Serio, przecież egzaminy masz za trzy dni. To znaczy, że możesz pouczyć się jutro-uśmiechnął się chytrze.
-Sorry ale nie. Muszę iść przecież na studia.
-Jakie uniwersytety wybrałaś?-zapytał się.
-Myślałam o: Harvardzie i o N.Y.U.
-N.Y.U to za niski poziom dla ciebie.-powiedział.-Tam chodzą same odludki.
-Mhm. Dobra a teras do widzenia bo naprawdę muszę się uczyć.
Lucas wstał i wyszedł bez najmniejszego „pa".
*
Lucas
-Synu rozmawiałeś już z Katrin o ślubie?-spytał się mój ojciec.
-Nie ojcze nie będę jej tak poganiał a po za tym ja sam nie wiem jak się czuć w tej całej sytuacji.-mówiłem mu to nie raz ale on nadal swoje.
-Nie obchodzi mnie to.-walną swoją ręką o biurko.-Masz się z nią ożenić jeszcze w tym miesiącu.
-Nie zrobię jej tego to musi zaczekać.
-Okej niech ci będzie. Kiedy ona ma tak właściwie urodziny?-zapytał.
-Za dwa tygodnie.
-To wspaniale synu,to wspaniale......
*
Szykowałem konia do jazdy konnej i przypomniałem sobie o jednej osobie. Szybko wyszedłem z stajni i wszedłem do domu rozglądając się za Katrin. Była w kuchni i rozmawiała o czymś z moją macochom. Szybko do nich podeszłem i się przywitałem.
-Hej. Katrin mam do ciebie pytanie. Umiesz jeździć konno?-zapytałem się. Słodka blondynki chwilę się nad czymś zastanawiała lecz po chwili pomachała głową.
-Tak jak byłam dzieckiem to się uczyłam, a co?
-Choć ze mną.-powiedziałem jej. Złapałem ją za rękę i prowadziłem ją do wyjścia.
-Gdzie idziemy?
-Tego zaraz się dowiesz.-odpowiedziałem jej.
Szliśmy do stajnie o Katrin chyba już wiedziała o co chodzi.
-O nie nie wsiadam na konia.-powiedziała stanowczo.
-Czemu?
-To prywatna sprawa.
-Mamy wziąć ślub a podobno w związku mówi się o wszystkim.-uśmiechnęłam się do niej. Nagle w oczach Katrin stanęły łzy nie wiedziałem czemu.
-Powiedziałem coś nie tak?-zapytałem zmartwiony.
-Nie chodzi o to, że.......gdy miałam dwanaście lat kochałam jeździć konno ale miałam raz wypadek.-zrobiła krótką przerwę.-Byłam na obozie gdzieś w górach, jechałam bardzo wąską ścieżką mój koń się poślizgnął i spadł w dół razem ze mną. To był jakiś cud, że przeżyłam, byłam w śpiące resztę wakacji.-po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Starła ją szybko.-No ale to było kiedyś i.......już się z tym uporałam.-wytłumaczyła mi.-To co jedziemy.-uśmiechnęła się smutnie.
-Jasne ale jak nie chcesz to możemy zrobić coś innego.
-Nie, możemy jechać. A gdzie mnie zabierasz?-zapytała się.
-Myślałem o górach ale możemy jechać na plażę.....
-Nie, jedź my w góry.-przerwała mi.
Doszliśmy do stajni i wyciągnąłem z niej mojego konia.
-Chcesz jechać ze mną czy wyciągnąć ci drugiego konia?-Katrin chwilę się zastanawiała ale potem stwierdziła, że chcę jechać ze mną.
-Piękny koń. Jaka to rasa?-zapytała się.
-Koń czystej krwi arabskiej. Był bardzo drogi.-powiedziałem jej.-A ty jakiego miałaś?
-Ja miałam Mustanga.-odpowiedziała mi.
-To co jedziemy?
-Tak.
Wsiadłem na konia a potem wciągnąłem na niego Katrin. Objęła mnie w pasie i położyła głowę na moje plecy. Czułem jej słodki zapach perfum.
                                       *
-Łał jak tu pięknie.-powiedziała Katrin.
Faktycznie był tu pięknie ten zachód słońca wyglądał prze pięknie. Siadłem na ziemię i zawołałem Katrin do siebie. Usiadła koło mnie i popatrzyła na wprost. Położyła głowę na moim ramieniu i złapała mnie za rękę.
-Czemu twój ojciec nie jest z twoją matką?-zapytała.
-Jak byłem młodszy mój ojciec zdradził moją matkę. Matka się wkurzyła i kazała mi i mojej młodszej siostrze wybierać. Znaczy tylko siostrze bo ojciec wprowadzał mnie już w te sprawy biznesowe No i wiesz......-Katrin chwilę
nad czymś się zastanawiała ale po chwili się odezwała.
-Masz młodszą siostrę?
-Tak jest w szkole baletowej a z niej nie łatwo się wydostać i niestety nie mogła przyjechać na nasze zaręczyny.-powiedziałem.
-Coś o tym wiem.-popatrzyłem na nią zaciekawiony.
-Tańczysz?
-Tańczyłam do siedemnastego roku życia ale
doznałam kontuzji. Potem gdy już było okej to i tak nie było okej. Fizycznie wyzdrowiałam ale i tka to zostawiło jakieś blizny na duszy. Nie chciałam już tam wracać.-wytłumaczyła mi.
-No po prostu panna idealna.
-Nie aż tak idealna.-powiedziała. 
Siedzieliśmy i gadaliśmy tak do wieczora, nie wiem jak to się stało ale Katrin zasnęła i już wiedziałem, że to już pora by wracać.
                                   *
Wchodziłem do domu z Katrin ma rękach jednocześnie się modląc by nikt mnie nie usłyszał. Zaniosłem ją do pokoju i położyłem ją na łóżko, wyszedłem z niego jak najciszej by jej nie obudzić. Schodziłem z dołu i zobaczyłem, że ktoś celował we mnie pistoletem. Przyjrzałem się mu lepiej i nie dowierzałem, że on nas znalazł.

PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now