Rozdział 7

344 34 28
                                    

Hermiona ziewnęła, a ciężar, jaki rozlał się z tyłu jej czaszki, okazał się niesamowicie przytłaczający. Choć próbowała zapierać się rękami i nogami, zmuszając mózg do pracy, jej oczy przymykały się odruchowo — a w pewnej chwili nawet nie próbowała już z tym walczyć. Podkuliła kolana pod brodę, opierając skroń o zimną ścianę, byle tylko zaznać odrobiny komfortu i choć początkowo był on poza jej zasięgiem, z czasem powoli traciła umiejętność utrzymania prostej postury i poddała się przemożnej chęci snu.

Nie było mu jednak dane przyjść zbyt łatwo. Gdy jej głowa zaczęła opadać, podświadomość wypełniła się — zupełnie poza jej kontrolą — wspomnieniami, które myślała, że zakopała wystarczająco głęboko. Żyła jednak w błędzie i raz na jakiś czas musiał przyjść moment, w którym boleśnie to sobie uświadamiała. Nie sądziła jedynie, że kolejny taki raz nadejdzie w towarzystwie Severusa Snape'a.

Kiedy w pewnej chwili zaczęła usypiać, znalazła się nagle w lesie, siedząc nie pod ścianą, a drzewem. Na warcie, przed namiotem. Z suchym, szeleszczącym rumowiskiem pod nogami i ciemnością dookoła. Ciemnością, z której nieoczekiwanie wyłoniła się para jaskrawych, złowrogo lustrujących ją oczu polującego na nią szmalcownika.

Otrząsnęła się i wyprostowała, nerwowo przełykając ślinę. Nieoczekiwane wspomnienie wywołało dreszcz na całym jej ciele, a chwilę później, jakby w odpowiedzi na jej zachowanie, po przeciwnej strony wąskiego więzienia dostrzegła ruch.

Różdżka Snape'a pojawiła się w zasięgu jej wzroku, a Hermiona aż zmarszczyła brwi, gdy nagle pomiędzy nimi, zawieszona kilka cali nad podłogą, pojawiła się mdła, lekko pulsująca kula — dająca, ku jej zaskoczeniu, o wiele więcej ciepła niż światła. Gryfonka spojrzała na mężczyznę pytająco, a fakt, że on nie popatrzył na nią, wycisnął na jej usta uśmiech.

Przysunęła się bliżej, wystawiając dłonie przed siebie i mimowolnie westchnęła przeciągle.

— Przyjemne — mruknęła rozmarzonym głosem i przymknęła oczy, kiedy rozgrzewająca fala dotarła do jej ciała, rozlewając się po nim i wypełniając każde zakończenie nerwowe.

Siedzący przed nią Severus początkowo nie zareagował.

— Śpij, jeśli chcesz — rzucił po chwili obojętnie. — Będę czuwał, w razie jeśli pomoc faktycznie się zjawi.

Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi na sarkastyczny komentarz, wzruszona przy okazji jego propozycją. Jej mina zrzedła jednak, gdy kobieta przypomniała sobie, jaki obraz stanął przed jej oczami chwilę wcześniej. Poczuła, że przez jej ciało przebiegł kolejny dreszcz i instynktownie objęła ramionami kolana, układając na nich podbródek.

Podejrzewała, że nawrót złych wspomnień wynikał z sytuacji, w jakiej się znalazła — dawno już nie miała z nimi do czynienia, a śpiąc w niewygodnym środowisku, w niekomfortowej pozycji, przypomniała sobie kilkumiesięczną wędrówkę, gdzie warunki, podobnie jak tu, nie były sprzyjające.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Snape niespodziewanie ściągnął wierzchnią część swojej obszernej, czarnej szaty i mruknął pod nosem:

— Trzymaj.

Zaskoczona Hermiona uchyliła usta, chwilę lawirując spojrzeniem pomiędzy mężczyzną a szatą, którą jej ofiarował; zapewne zakładając, że jej dreszcze, te i poprzednie, wynikały z zimna. Nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. Uśmiechnęła się czule w odpowiedzi na widok jego beznamiętnego wzroku i odebrała od niego materiał, chwilę mnąc go w dłoniach.

Palone żeliwo. Dym. Trawa cytrynowa. Dosłownie pachniał pracą.

— Dziękuję — odparła.

FramedWhere stories live. Discover now