| Rozdział: 14

213 14 1
                                    

Nie spałam tej nocy, przeraził mnie fakt że osoba która była wręcz bestią w ludzkiej skórze przyleciała za mną do Bristolu. Dostawałam już istnej paranoi. Bałam się wyjść z domu, odbierać telefony czy ogólnie spoglądać na niego. Marzyłam już tylko o tym aby policja dorwała tego zwyrodnialca, a w całym moim życiu zapanował spokój. Nie czułam praktycznie zmęczenia, strach opanował cały mój organzim. Nie przejmowałam się już tak bardzo sobą, jak tatą, mamą i Charles'm. O nich bałam się najbardziej. Charlotte widziała że jestem nieobecna. Trudno było tego nie zauważyć. Zastanawiałam się czym tak naprawdę zdziwiłam ją swoim zachowaniem. Zakładałam że Charlotte
wcale nie czułaby się lepiej ode mnie.

- Addie, zrobiłam ci śniadanie - Charlotte podeszła do mnie z dość dużym talerzem, usiadła tuż obok na kanapie jednocześnie wpychając mi na siłę jedzenie. Przykryta białym kocem, jedynie spojrzałam żałośnie najpierw na omlet, a później na Charlotte.
- Nie jestem głodna - odpowiedziałam chłodno, widziałam po Charlotte że była szczerze przerażona moim stanem. Sama gdy spojrzałam w lustro byłam przerażona swoim wyglądem.
Obie usłyszałyśmy kroki dobiegające z schodów, przez chwilę nieco wystraszyłam się że ktoś obcy kręci się po moim domu. Jak się okazało zapomniałam o naszym jednym towarzyszu. Lewisie. Przybiegł szybkim krokiem po schodach, w międzyczasie zakładając jeszcze bluzę.
- Powinnaś coś zjeść - z nienacka oparł się przedramionami o oparcie sofy na której siedziałam. Kolejny który przyszedł wpychać mi jedzenie na siłę, do cholery czy nie rozumieją słowa nie? Robiło mi się niedobrze na sam widok jedzenia, tego dnia czułam się wyjątkowo słabo, a wszelkie zapachy wydawały się intensywniejsze niż zwykle, nie pomagały a raczej pogarszały sytuację. Obstawiałam stres, i delikatne wycieńczenie. To wszystko po prostu łączyło się w całość.
- Lewis, gdy już zobaczysz się z Charles'm - obróciłam się powolnie w stronę mężczyzny, czułam jak całe moje ciało odmawia posłuszeństwa a z każdym kolejnym ruchem wszystko bolało mnie jeszcze bardziej.
Lewis spojrzał na mnie z przejęciem, jednocześnie marszcząc brwi.
- Proszę, nie mów mu nic, przez domowy wyścig zjada już wystarczająco stresu - Lewis jedynie westchnął ciężko, nie satysfakcjonowała go moja odpowiedź, ale nie mógł zrobić nic więcej.
- Dobrze wiesz że powinien wiedzieć, pewnie już teraz martwi się o ciebie - uniknęłam wzroku Lewisa. A może i miał rację? Później mógłby być  na mnie zły że nie powiedziałam mu wcześniej, a naprawdę, kłótnie z Charles'm były ostatnie na liście rzeczy, których obecnie pragnęłam.
- Nie, ale... - zaczęłam ciszej, wyobraziłam sobie kto może być kolejną osobą na liście moje stalkera. Obróciłam się ponownie w stronę Lewisa, i z delikatnymi łzami w oczach spojrzałam wprost w jego ciemno brązowe oczy.
- Miej go po prostu na oku - Lewis odpowiedział mi dopiero po dłuższym zastanowieniu, chociaż i tak Lewis nie miał za dużego popisu w odpowiedziach.
- Addie, ale co może stać się Charles'owi w Monte Carlo? Ewidentnie ten psychol je..- szybko przerwałam chłopakowi, nie miał wyjścia. Po prostu musiał się zgodzić.
- Lewis, proszę - odpowiedział już nieco poirytowana. Targały mną emocje a Lewis przecież doskonale wiedział ile znaczy dla mnie Charles. Z wszystkich moich przyjaciół, on pierwszy to zauważył.
Westchnął jeszcze ciężej niż wcześniej, pokręcił głową jednocześnie jednorazowo klaskając w dłonie.
- Dobrze, niech będzie - uścisnęłam Lewisa w ramach podziękowań, byłam mu naprawdę, bardzo wdzięczna.
- Tylko, błagam Addie, zacznij coś jeść. Wykończysz się - szepnął do mojego ucha, z jednej strony rozumiałam że Lewis się martwi, ale chciałam aby zrozumiał też mnie, że po prostu w takiej sytuacji jedzenie było ostatnią rzeczą o której myślałam.

W końcu Lewis uwolnił mnie z swojego uścisku, zwracając się tym razem w stronę Charlotte.
- Dbaj o nią - Lewis uśmiechnął się w stronę kobiety, po której jak widziałam, była bardzo oczarowana uśmiechem mojego przyjaciela. Szczerze widziałam w nich parę idealną, ale ja za nich nic nie mogłam, jednak i tak mieli moje jak największe wsparcie.
Lewis zgodził się zostać do rana w moim domu, wolałam nawet aby męska ręka chociaż na kilkanaście godzin spędziła czas w tym domu. Kiedy natomiast miał wyjechać na lotnisko, planowaliśmy z Charlotte zamknąć wszystkie możliwe drzwi na klucz i zasłonić okna roletami zewnętrznymi. Plusem było to, że Lewis zgodził się aby na czas jego powrotu, pustkę po Lucy wypełnił Roscoe. Masywny buldożek Lewisa. Z pewnością prędzej Roscoe zrobi krzywdę potencjalnemu złodziejowi niż ja czy Charlotte.

𝑹𝒐𝒎𝒆𝒐 𝒂𝒏𝒅 𝑱𝒖𝒍𝒊𝒆𝒕𝒆 𝒊𝒏 𝒂 𝑹𝒆𝒅 𝑪𝒂𝒓 //𝑪𝒉𝒂𝒓𝒍𝒆𝒔 𝑳𝒆𝒄𝒍𝒆𝒓𝒄Where stories live. Discover now