| Rozdział: 2

302 17 8
                                    

Wylądowaliśmy na lotnisku. Bahrajn był jednym z moich lubionych miejsc. Tutaj jest ładnie o każdej porze dnia. Szczególnie nocy, gdy pojawia się mrok, a wszystkie lampy zapalają się. Wygląda to naprawdę zjawiskowo.

Opuszczając samolot byłam zbyt zainteresowana widokami, wyłączyłam się.
Od zawsze kochałam podróże, nawet te które odbywałam co roku w te same miejsca.

Nie słyszałam kompletnie nikogo, nawet dźwięku lądujących samolotów, po prostu wpatrywałam się w miasto położone nad wodą, które było dobre dwadzieścia mil od nas.

- Ona chyba naprawdę udaje że mnie nie słyszy - zaśmiał się dobrze znany mi głos. Moje zachwycenie od razu zniknęło, skupiłam się na osobie która w tamtym momencie stała naprzeciwko mnie z wyciągniętymi rękoma.

- Lewis! - wbiegłam wprost w jego ramiona - Nawet nie wiesz jak tęskniłam! - odpuściłam mężczyźnie i z uśmiechem na twarzy spojrzałam wprost na jego ciemne okulary.

- Uwierz, mi Ciebie również brakowało - uśmiechnął się, ukazując rządek białych jak śnieg zębów.

Odsunęłam się od niego, i dopiero wtedy zauważyłam że swoją obecnością zaszczycił nas również szef teamu Mercedesa.
- Dzień dobry Toto - uśmiechnęłam się szeroko na co Wolff jedynie odwzajmnił mój uśmiech.

                                     ***

Dotarliśmy w końcu do hotelu, każdy z nas miał osobny pokój, tak bardzo chciałam prywatności, w końcu przy takiej ilości osób. Spokój jest jedyną rzeczą o jakiej marzy człowiek.

Odpoczynek był nam bardzo potrzebny, w końcu następnego dnia kierowcom zaplanowano dwa treningi na torze.

Mimo że końcówkę tego dnia zaplanowałam na wieczór z Alex, ostatecznie nic z tego nie wyszło. Obie doszłyśmy do wniosku, że podczas tego Grand Prix znajdziemy nie jedną okazję na wspólny wypad.

Czas tego wieczoru zagospodarowałam ostatecznie dla własnej osoby.

Jednak jak się okazuje, nie dla psa kiełbasa.
Mój jakże cudowny wieczór, przerwało pukanie do drzwi. Westchnęłam, a oczy zrobiły jedną, wielką, pętle.

Wstałam z swojego łóżka i skierowałam się w kierunku drzwi. Otworzyłam, a moim oczom ukazała się sylwetka jednego z naszych kierowców - Maxa.

- I jak? Rozważyłaś moją propozycję? - zapytał z uśmiechem na twarzy, krzyżując ręce na torsie. Ciężko było mi odmówić, nie lubiłam robić komuś przykrości ale ta cała podróż dała mi mocno w kość.

- Bardzo chętnie Max, ale proszę nie dzisiaj - powiedziałam prawie błagając chłopaka - Szczerze, nie mam ochoty na godzinne szykowanie się - odparłam jedynie lekko wzdychając.

Max spojrzał na mnie z jeszcze szerszym uśmiechem. - Wiesz dobrze że nie musisz się szykować na bóstwo - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Następnie wyciągnął otwartą dłoń w moją stronę.

- Klucz - spojrzałam na niego zdezorientowana - Zakładaj szybko buty i klucz poproszę - zaczął mnie pospieszać, ale ja nie miałam zamiaru poddać się tak łatwo.

- Max, naprawdę nie mam teraz och..- przerwał mi chłopak - Raz dwa nie mamy czasu - i co do cholery miałam z nim zrobić? Jedynie ciężko westchnęłam, założyłam pośpiesznie buty.

Wbiegłam jeszcze po klucz, który leżał na stoliku nocnym, i oddałam go Maxowi.

- Nie mogłaś tak od razu? - zakluczył drzwi i ruszyliśmy w stronę miasta.

Dopiero kiedy wyszliśmy na zewnątrz pomyślałam o prawdziwym życiu gwiazdy moto sportu. Przed nadchodzącym Grand Prix było pełno paparazzi. Ktoś mógł nas zobaczyć, zrobić zdjęcie, wstawić. To dopiero byłaby burza.

𝑹𝒐𝒎𝒆𝒐 𝒂𝒏𝒅 𝑱𝒖𝒍𝒊𝒆𝒕𝒆 𝒊𝒏 𝒂 𝑹𝒆𝒅 𝑪𝒂𝒓 //𝑪𝒉𝒂𝒓𝒍𝒆𝒔 𝑳𝒆𝒄𝒍𝒆𝒓𝒄Où les histoires vivent. Découvrez maintenant