Nie zabiją nas, obiecuję.

7 0 0
                                    

Wybiła godzina 19:30. Przyjaciele zaczęli już zakładać ciepłe kurtki oraz wygodne buty. Przed wyjściem na podwórko Ai-Son ustawiła się przed drzwiami wyjściowymi.

- Gotowi? - zapytała.

Wszyscy przytaknęli.

- Dobra, to teraz szybka kontrola broni. - dodała po chwili wyjmując kij baseballowy, którego nie oddała przez przypadek Mit-Tou. - Ja mam kij, a wy?

Rua-Noon ostrożnie wyjęła z kieszeni pistolet.

- Mam pistolet... - powiedziała cicho dziewczyna.

Kou-Kuu wyciągnął malutki nóż, Oni-Wun łuk ze strzałami, Kim-Rei ostre nożyczki, a Ke-Shi pokazała pierścionki na wszystkich palcach zawierające ostrza. Te osoby, które wymieniłam miały normalne bronie, natomiast pozostałych z lekka zdziwiły uczniów. 

- Pewnie powiecie, że jestem nienormalna, ale... - zaczęła Aoi-Chee wyciągając dwie katany trzymając je w obu rękach.- to najostrzejsza rzecz, którą miałam w plecaku.

- W plecaku trzymasz katany... dobrze zrozumiałam? - zapytała Ai-Son.

- Tak.

- Nikt się nie zorientował, że trzymasz coś takiego?

- Z nauczycieli nie. Kilkoro uczniów zauważyło, ale nie zareagowali nie wiadomo jak dziwnie.

Ai patrzyła się jeszcze kilka sekund na katany. W końcu odwróciła wzrok kierując go na Zan-No.

- A ty, Zan? Co masz do obrony? - spytała.

Ale nastolatka nie miała nic ostrego. Jedynie trzymała w prawej dłoni ciemnozieloną książkę. 

- Wierzę, że ta książka nam pomoże. Jest w niej wiele zaklęć, które są na tyle logiczne, że mogą być prawdziwe. - rzekła Zan-No. 

- Okej... - powiedziała Ai wątpliwie, po czym podeszła do Kan-Yi. - A Kan-Ya? Co masz?

- Nic. - odpowiedziała dziewczyna. - Nie potrzebuję niczego do obrony. 

Ai-Son zmarszczyła brwi ściskając kij jeszcze mocniej. Zwróciła się na chwilę do Ke-Shi.

- Ke, pożyczysz jej w razie nagłego wypadku ze dwa pierścionki, zgoda?

Nastolatka przytaknęła energicznie.

- Okej, czyli jesteśmy zabezpieczeni. Pora ruszać. - powiedziała Ai otwierając drzwi.

Na dworzu było już ciemno. Gwieździste niebo tego wieczoru prezentowało się wspaniale. Ogród wyglądał nieco straszniej, niż za dnia. Nie było słychać żadnych samochodów ani innych głośnych rzeczy. Właścicielka domu zamknęła drzwi na klucz. Podeszła do furtki ostrożnie ją otwierając, by nie zagłuszać ciszy. Gdy wszyscy już wyszli i zamknięto furtkę, udali się na najbliższą stację metra. Nie minęły dwie minuty a podjechał pojazd. W wagonie było pusto. Białe ściany za ciemnozielonymi krzesłami sprawiały wrażenie, jakby się do siebie przybliżały. Przyjaciele zajęli ostrożnie miejsca, po czym metro ruszyło.

- Zan-No, na jakim przystanku mamy wysiąść? - zapytała Kim-Rei.

- Hmm... - Zan spojrzała na mapę, po czym oświadczyła. - Na stacji Korehan. Potem kilka minut musimy się przejść i będziemy na miejscu. 

Kim uśmiechnęła się i rozejrzała się po wagonie. Było to dziwne być jedną z ostatnich osób w metrze. 

- Następna stacja, Centrum Hall. - ogłosił głos dobiegający nie wiadomo skąd. 

- Na następnej wysiadamy. - powiedziała Zan-No wstając z krzesła.

Nie minęło pięć minut, a nastolatkowie wyszli z pociągu. Nawigatorka grupy zerknęła na mapę kierując się w podane na niej miejsca. Po chwili znaleźli się na ulicy Wojskowej. Przeszli koło kilku budynków aż natknęli się na dom z numerem trzydzieści cztery. Był on jednopiętrowy z białymi ścianami oraz czarnym, spiczastym dachem. Ogród był mały i słabo zadbany, co przeraziło Ai-Son. Grupa schowała się zza krzaki, aby nikt ich nie widział (przynajmniej na jakiś czas).

MatematikaWhere stories live. Discover now