ROZDZIAŁ XIV Los Angeles

51 24 12
                                    

Greta

Przerwa zimowa miała zacząć się lada moment. Studia w tym roku szły mi dość opornie. Tęskniłam za Ania i codziennie wieczorami z nią rozmawiałam. Mówiłam jak bardzo mi jej brak i że mam nadzieję, że jednak zmieni zdanie i wróci na studia. Tomasso został u Ani na trochę w Warszawie, tak więc zostałam skazana na towarzystwo Dylana. Czasami zastanawiałam się, czy David jeszcze wróci na studia. Czasami było mi go brak, ale też zupełnie nie byłam pewna czy było to brak jego, czy tych dobrych wspomnień z nim. Nadal powstrzymuję zdanie, że nie chcę do niego wrócić. To nie miałoby sensu. Życzę mu jak najlepiej, ale powrotów już żadnych. Doszłam do wniosku, że tęsknie, ale za przyjaźnią z nim, a nie samym związkiem.

Wieczorami robiłam sobie wieczory filmowe z Dylanem. Zwykle kończyły się tym, że zasnęliśmy wtuleni w siebie. Zauważyłam, że coraz rzadziej odwiedzał swój pokój. Nawet zaczął przenosić swoje rzeczy do mnie, co oczywiście mi nie przeszkadzało.

Siedziałam na zajęciach wpatrzona w książkę, kiedy podszedł do mnie ciemnowłosy, wysoki chłopak o oczach ciemnych jak węgiel. Wyjrzałam zza książki, kiedy usiadł obok mnie, a kącik moich ust sam się podniósł i nie potrafiłam nad tym zapanować.

— Czytasz romanse na patopsychologii? Nieładnie.

— Zakradasz się na zajęcia, na które nie powinieneś mieć wstępu? Nieładnie.

— Bo chciałem spędzić z tobą trochę czasu.

Uśmiechnęłam się. Od pogrzebu widywałam się tylko z Noahem. Sebastian miał jakieś sprawy do załatwienia związane z jego zbliżającym się wyścigiem.

— Skoro się uśmiechasz, to zgaduje, że podoba Ci się ten pomysł, więc słuchaj, co ty na to, aby sobie dziś odpuścić zajęcia i się gdzieś wybrać co?

Czy to miała być moja pokusa, prosto od samego diabła?

— Wybrać? Gdzie?

— Umiesz jeździć na łyżwach?

— Co?

— No odpowiedz.

— Umiem, ale...

— Znakomicie, chodź.

Sebastian pociągnął mnie za rękę, a ja szybkich ruchem złapałam za torebkę. Wyszliśmy pośpiesznie z uczelni, gdzie na podjeździe od razu zobaczyłam jego czarnego jaguara Type F. Wyglądał dokładnie tak jak jego poprzednik. Bardzo dobrze znany mi samochód. To w nim jechaliśmy po raz pierwszy i to do jego bagażnika chciał mnie wyrzucić.

Aktualnie te wspomnienia wydaje mi się naprawdę zabawne, ale wtedy takie nie było.

Weszliśmy do jego samochodu.

— Gdzie ty mnie zabierasz?

— Zobaczysz.

— No odpowiedz!

— Do Los Angeles.

— Ale to jakieś sześć godzin drogi!!!

— Dla przeciętnego kierowcy może tak.

Sebastian ruszył z piskiem opon, na co przewróciłam oczami. Droga niesamowicie mi się dłużyła, ale w końcu po ciężkich czterech godzinach jazdy. Zobaczyłam tabliczkę z napisem Los Angeles. Byłam zdumiona, mimo tego, że zdążyłam się już przyzwyczaić. Sebastian jechał ponad dwieście na godzinę. Nie było to mądre, ani potrzebne, ale czułam się z nim bezpiecznie, bo wiedziałam, że się na tym zna. Nawet mimo naszego wypadku. W końcu bierze udział w rajdach, a na jednym z nich miałam okazję być.

BORN OF HATE - The Rebellion Trilogy (część III) Where stories live. Discover now