ROZDZIAŁ II Boston

57 27 9
                                    

W przeszłości

Pojechaliśmy z Parkerem do Bostonu. Z niewiadomych przyczyn pojechała z nami też Laura. Wiedziałem jedno, miała swój plan. Nigdy nie robi sobie wycieczek tak po prostu, bez zysku. Spojrzałem na dziewczynę. Miała na sobie czerwoną obcisłą sukienkę z dekoltem w literę V, podkreślającą jej atuty, ale nawet to mnie do niej nie przekonywało. Traktowałem ją jak szmacianą lalkę, a ona się temu nie opierała. Zawsze tak było. Od najmłodszych lat dawała mi się sponiewierać. W pewnym momencie doszedł do tego seks. Martinez jest ode mnie młodsza tylko o dwa lata, ale nadal starsza od mojego brata Davida. Gdy miała 15 lat, rozdziewiczyłem ją i właściwie od tego momentu stała się nieznośna. Ciągle czegoś chciała, najczęściej seksu.

Laura w jakiś sposób mnie przypomina. Oboje mamy wszystko w dupie. Różni mnie od niej tylko to, że ja w porównaniu do niej mam do siebie szacunek.

Podeszła do Parkera i się z nim przywitała, całusem w policzek, a następnie pewnym krokiem ruszyła w moim kierunku. Chciała wykonać ten sam gest, ale od razu się od niej odsunąłem. Możemy razem się bić, uprawiać seks, bo tak właściwie tylko to nas łączy, ale to wszystko. Nie lubię pokazywać się z nie moimi ludźmi. Mimo że nasi ojcowie współpracują, co nawet na dobre obojgu wychodzi, to nie znaczy, że mamy sobie okazywać czułości.

Jak to mówią, przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. W całej historii mafii ta przyjaźń i połączenie sprawiła duży zamęt. Sprawiła też, że nikt teraz nie podskoczy Maverickowi Norvelowi, bo czeka go gorzka śmierć już na samym starcie.

— Słyszałam, że nie tylko na wystawie win zagościsz.

Nie miałem zamiaru jej odpowiadać. Nie interesowało mnie nawet, co ona ma mi do powiedzenia. Była dla mnie bezbarwna.

— Będziesz brał udział w wyścigu?

— Nielegalne wyścigi to nie moja bajka. Dobrze wiesz, że wolałabym stawiać na zawodników niż być pionkiem kogoś innego.

To prawda. Nigdy nie dałbym się wciągnąć w czyjeś brudy. Swoich mam już i tak wystarczająco dużo. Poza tym pionków rozstawiam ja. Nigdy nie dałbym sobą rządzić. To ja jestem władcą.

— Doskonale wiesz, że byłbyś w tym najlepszy.

Nienawidziłem, jak ludzie mi schlebiają. Od zawsze uważałem to za sztuczne, ale co do jednej sprawy miała racje, ja zawsze wygrywam.

— Nie jarają mnie motory.

Patrzyłem w oddali na Toma. Był tak niesamowicie słaby po alkoholu. Dokładnie jak jego ojciec. Różniło ich tylko to, że Charlie mieszał alkohol z prochami. Tylko o tyle jego syn był mądrzejszy, a to i tak mało.

— Dziś pierwszy raz będzie się ścigał syn naszego prawnika.

— Liam Roy? Toć on się tam zabije. Umie przynajmniej odpalić silnik?

Laura przewróciła oczami.

Nie znałem dobrze tego Liama. Nie wiele o nim słyszałem. Nie wiele też mnie obchodził. Wyglądał na takiego typowego kujona, to wszystko. Zdziwiło mnie to, że chciał sobie ubrudzić rączki.

Jak później się okazało, wcale nie był taki, na jakiego wyglądał.

— Jeszcze się zdziwisz. Postaw na niego.

— Wolę iść do kasyna.

Bez chwili zawahania się minąłem Laurę z ogromną satysfakcją. Szedłem wąskim korytarzem, aż doszedłem do dużych, masywnych drzwi. Otworzyłem je. Znajdowała się tam biblioteka. Rozejrzałem się w poszukiwaniu tej jednej wystającej książki. Była praktycznie na samym widoku. To zabawne. Zwykle to, co powinno być widać gołym okiem, to coś najbardziej nieodkryte i niedoceniane. Tak było też w tym wypadku.

BORN OF HATE - The Rebellion Trilogy (część III) Where stories live. Discover now