rozdział 11 - Billy

4 0 0
                                    

Od razu po przeszukaniu mojego domu, zasnęłam na kanapie w melinie. Była miękka, a jeszcze lepszy był koc, który pachniał Ryan'em. Mocne perfumy z CK nie dorównywały mojej mgiełce o mocnym zapachu.

Nagle z błogości snu wyrwał mnie chłód na twarzy. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam kogoś, o kim wolałam zapomnieć.

Billy Rodriguez stał nade mną z pustą szklanką, której zawartość wylał na mojej twarzy.

-zbieraj się. Anders kazał mi cię zabrać do siebie - rzucił chłodno.- i radze się streszczać. Nie chcę się spóźnić do pracy.

-wiesz kurwa która jest godzina? -wymamrotałam przekręcając się na drugi bok. - po co mam jechać do ciebie?

-bo Anders kazał. Więc nie pierdol i zbieraj się.

- powtarzasz się, Billy.

-zamknij się! - wykrzyknął. Wiedziałam, że życie z nim będzie ciężkie.

Szybkim ruchem zerwałam się z łóżka. Cheyciłam za telefon i włączyłam wyświetlacz. Była 7.30. Przewróciłam oczami, podchodząc do mojej torby. Wzięłam  większość przydatnych rzeczy, w tym granatową koszulę z filmu " piątek 13-tego" i czarne szorty. Bez namysłu i siły weszłam do łazienki, trzaskając drzwiami.

***

Po tym jak wyszłam z łazienki, Billy wziął moje rzeczy do bagażnika. Dlaczego on tu był? Nie wiem. Szczerze mówiąc, to się nie liczyło. I tak tam bym trafiła.

Wyszłam z chaty, rozglądając się po ulicy. Nagle w oczy rzucił się samochód,który nie stał tam gdzie był w nocy. Jebane porche 718 spyder RS stało z lewej strony dwa domy dalej. Próbowałam przyjrzeć się kierowcy, jednak nie dałam rady. Za ciemne szyby miał chuj w aucie.

-Rodri dawaj! - zawołał Billy. Bez wachania, wsiadłam do pieprzonego auta kuzyna. -zaznacze ci jedną kwestię. U mnie obowiązują zasady.

-o kurwa, naprawdę? - wykrzyknęłam z ironią i udawanym śmiechem w głosie. Chłopak spojrzał na mnie, jednak to nie jego wzrok wiercił we mnie dziurę. Spojrzałam na znajome porche.

-tak. Po pierwsze: od 6.00 do 22.00 jesteś w domu. Gdy chcesz wyjść, piszesz sms'a do mnie lub do Andersa. Po drugie... Ty mnie słuchasz?

-tak, tak. Gadaj dalej. -odparłam, czując że złapałam kontakt wzrokowy z osobą, która mnie być może śledziła.

"Skąd ja mogłam znać ten samochód?"- zastanawiałam się, nagle zauważając pewien szczegół. Kierowca miał na szyi łańcuszek z krzyżem, który był wyłożony małymi białymi kuleczkami.

Nagle poczułam, że właśnie auto włączyło się do ruchu.

- i to by było na tyle.- dorzucił Billy, kończąc swoją litanię.

***

Nie minęło wiele czasu, gdy dojechaliśmy do domu kuzyna. Był to dwu piętrowy, typowy dla rodziny z małymi dziećmi. Nie dziwiłam się Billy' emu. Każdy dwudziestolatek musiał mieć swoje pociechy, gdy nagle ujrzałam zgrabną brunetkę.

-Kochanie, kim ona jest ? - zapytała poddenerwowana, lustując mnie wzrokiem.

- a co? Debil nie powiedział ci? - rzuciłam, krzyżując ręce na piersiach.

- S- S- Słucham? - wykrzyknęła.

- skończcie się kłócić, dziewczyny. - oznajmił spokojnie Billy.

-jaka kurwa dziewczyna? - wypaliłam szybko, odwracając się do niego. - ja nie jestem dziewczyną. Jestem nebilarna.- sprostowałam krótko.

- SŁUCHAM!? - rozchylił usta z zdziwienia, na co wzięłam torbę z ubraniami i ruszyłam do domu.

W korytarzu było słychać słynne solo saksofonowe z piosenki "Careless Whisper". Nie trudno w tym domu było znaleść schody. Były obok wejścia. Wspiełam się po nich w ciszy, szukając mojego tymczasowego noclegu.

Był to szary pokój z ogromną ilością paprotek, papierowych orgami oraz motyli doklejonych taśmą świąteczną do pokoju.

-ja pierdole. - wymamrotałam do siebie, próbując powstrzymać śmiech.- z Billy' ego taki architekt, jak ze mnie jebana baletnica.

Rzuciłam torbę na ziemię, po czym podeszłam do okna. Odsłoniłam czarne zasłony, patrząc na las tuż za płotem domu. Moją uwagę przykuł mały, ale znaczący szczegół. Nie odrywając wzroku od auta, wyjęłam szybko telefon i napisałam do Ryana szybkiego SMS-a :

Ryan (debil) : sprawdź dla mnie pewien samochód. Czarne porche 718 spyder RS.


"how not to die here?!" | chapter one Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt