rozdział 4 - sielanka podziemia

14 1 12
                                    

Jeszcze tej samej nocy postanowiłam wyjść z Clark'iem i Lorenzo na spotkanie podziemia. Nie byłam zmęczona mimo, że była 2.00. To był sąd ostateczny.

Poszliśmy za akademię pod starą szopę. Tam urzędował klucznik. Nikt go nie znał z imienia. Widząc dwóch idących 14- latków i jedną "prawie" 14- latkę, stanął w drzwiach.

- numizmaty. - warknął na nas, po chwili patrzenia. Każdy w podziemiu miał znak rozpoznawczy. Kontrolę zaczął Daniel pokazując jedną ze swoich bransoletek. Wskazał palcem na czarną z zawieszką w kształcie diamentu. - teraz ty.- powiedział donośnie na Lorenzo. Chłopak szukał w kieszeniach, aż wyciągnął małych rozmiarów medalion że zdjęciem. Tylko on sam  wiedział co to za zdjęcie. Po chwili nadeszła kolej na mnie. pokazałam jeden z moich naszyjników. Miał czarną zawieszkę w kształcie księzyca.

Gdy minęła kontrola zeszliśmy schodami na dół. Tam była mała salka obłożona z każdej strony czarnym gresem. Ławki były bukowe, a w powietrzu wisiał ten sam zapach- chłopięcego dezodorantu i szlugów.

Siedzieliśmy w milczeniu do 2.10. Na środek przed starą ławką, która była najwyższa stał przewodnik nowojorskiego podziemia- Will becktrof. Chłopak widać był spięty. To znaczyło jedno, waliło się podziemie.

- dzisiaj bez powitania. Na szybko.- rzucił niezapowiedzianie, skupiając wzrok na kimś z nas. - dzięki za przyjście. To jest nagłe spotkanie, bo musimy zrobić głosowanie.

- odchodzą 3 osoby. - nagle w przejściu do klasy pojawiła się blondynka w białych, brudnych nike'ach. Poprawiła skórzaną kurtkę , po czym podeszła do willa. To była jego dziewczyna. Silena joons. - Alex, Grace i Allin. Powiecie coś?

- ja powiem tyle, że mnie wnerwiasz zdziro!- krzyknęła Grace. Ona dobrze znała Silene. Jak każdy z palarni.

- dobrze. Ja i willuś...- zaczęła joons ale jej chłoptaś przerwał.

- ja to powiem. - warknął poważnym głosem- rodri. Chcę abyś została w podziemiu.

Po tych słowach, zamurowało mnie. Nie mogłam nic powiedzieć. Wszyscy czekali aż coś powiem. Ich wzrok mnie raził od środka. Wpatrywałam się w oczy willa, które były skupione na mnie.

- j - ja - zaczęłam, jednak mój głos nie brzmiał jak zawsze. Był zachrypnięty. - Nie mogę tu zostać. Jest śledztwo o mnie. Arizona o mnie  mówi. Ja...

- wierzymy w ciebie!- krzyknął ktoś  z tłumu na zachętę. Nagle powoli wszystkie ręce zaczęły klaskać w jednym rytmie. To znaczyło wiele niż słowa.

- zostaniesz? - przemówiły do mnie oczy willhema...

"how not to die here?!" | chapter one Where stories live. Discover now