22. | o tym jak reese's zostało obozową walutą

155 19 94
                                    

rozdział 22

OGŁOSZENIE

Dnia 01.06 odbędzie się wyścig rydwanów. Dozwolony udział drużyn wyłącznie dwuosobowych, z tych samych lub innych domków. Ze względu na wysoką śmiertelność w poprzednich latach wyścig przeznaczony jest wyłącznie dla osób powyżej 12 r.ż. Prosimy o zarejestrowanie drużyn w Wielkim Domu do dnia 19.05.

*rydwan może być ciągnięty wyłącznie przez pegaza/zy (max.2). NIEdozwolone jest wykorzystanie piekielnych ogarów czy innych obozowiczów.

Pod spodem znajdowały się dwa podpisy. Jeden wykonany tym samym charakterem pisma co ogłoszenie, z prostymi literami bez zbędnych ozdobników, a drugi otoczony brązową, lepiącą się plamą po zgaduję, dietetycznej coli.

Stanęłam pod tablicą z ogłoszeniami z kilkoma pinezkami w ustach oraz pojedynczą kartką w dłoniach. Moje brwi powędrowały w dół, kiedy próbowałam rozszyfrować, co zostało tam napisane. Sylaby zamieniały się jednak położeniem oraz tańczyły kankana na przemian z robieniem salt. Zostało jednak podpisane przez Chejrona i Pana D. Chociaż, gdyby było to coś ważnego, wybraliby inną formę przekazu, mam rację? Znali półbogów nie od dziś, nieliczna część z nas potrafiłaby to przeczytać. Wzruszyłam więc lekceważąco ramionami i zakleiłam częściowo ogłoszenie moim własnym, bardziej przemyślanym.

Zamiast nudnego tekstu wykorzystałam rysunek oraz coś w rodzaju rebusu o prostym przekazie — poszukiwana była osoba do pomocy w Izbie Chorych.

W wakacje pieczę nad nią sprawowała Evangeline z moją drobną pomocą oraz obecnością, bo niczym więcej się tego nazwać nie da, Fenixa. Przez pozostałą część roku, gdzie obozowiczów, a co za tym idzie wypadków, było mniej, zostawaliśmy tylko we dwójkę. Stanowcza, dobra w wydawaniu rozkazów, utalentowana, śliczna i szalenie skromna Erin Mitchell oraz kręcący się w tle i słuchający Sex Pistols na przemian z ABBĄ Fenix Mercy, w każdej chwili gotowy wlać choremu do gardła litr nektaru, ignorując to, że ten się dławi i charka na wszystkie strony, a temperatura jego ciała zaczyna powoli zrównywać się z temperaturą policzków dziewczyn, chłopców, a nawet Pana D na widok naszego kochanego Ezry.

Drugi element zrezygnował. To znaczy, nie złożył jakiegoś wypowiedzenia czy coś, pewnego dnia po prostu przestał tam zaglądać, o dziwo pozostawiając swoje płyty. W zasadzie to przestałam go praktycznie widywać. Przychodził do Pawilonu Jadalnego raz na kilka posiłków, omijał szerokim łukiem (hehe) (wybaczcie, nie czas na żarty) pole do strzelectwa i nie widać go było nawet nad jeziorem, w miejscu, gdzie Słońce najbardziej dawało po skórze. A maj w tamtym roku był szalenie upalny.

Kilka dni później wybierałam się do Izby, traktując swoją dłoń jak wachlarz i ze zdumieniem dostrzegając pojawienie się jasnych refleksów na brązowych włosach.

— Komisja gotowa? — zapytałam po przekroczeniu progu namiotu, pozostawiając otwarte wejście, aby nie ugotować się w środku.

Chris rzucił przeciągłe ta-daam i obiema rękami wskazał na wykonane stanowisko. Prosty, podłużny stół z czterema krzesłami dla nas, czyli jury. Dwa miejsca zostały już zajęte przez ubraną w krótki, czarny kombinezon Carmen oraz Dove w białej sukience z wiązaniem na dekolcie.

— Idealnie — skomentowałam. 

Potrzebowałam pomocy w wyborze swojego pomocnika. Przede wszystkim musiał spełniać trzy wymagania. Nie bać się drastycznych widoków, słuchać wszystkich poleceń i dawać sobą pomiatać. Córka Afrodyty ucieszyła się na wieść o tym ostatnim kryterium.

Przysiadłam w rogu stołu, kiedy oczekiwaliśmy na przybycie kandydatów.

— Słyszeliście o wyścigu rydwanów? — zagadnęła nas Carmen.

𝙜𝙤𝙙𝙨 𝙖𝙣𝙙 𝙢𝙤𝙣𝙨𝙩𝙚𝙧𝙨 - luke castellanWhere stories live. Discover now