Rozdział 2

746 35 2
                                    

Tego wieczoru coś we mnie pękło. Nie zdawałam się na swoją przyjaciółkę i podeszłam do tłumu przy starcie. Słyszałam za sobą pokrzyki Megan, która mnie goniła, ale nawet się nie odwróciłam. Strasznie mnie wkurzała, przez te ostatnie tygodnie szczególnie. Czara się przelała i cierpliwość do niej zniknęła. Na starcie ustawiły się cztery auta. Jakiś azjata, czarnoskóry koleś, chamski latynos i drobna ciemna blodnynka o pochodzeniu azjatyckim. Widać, że coś musiała kręcić z Tej'em, ponieważ ten życzył jej powodzenia i raz po raz zagadywali siebie. Jej autko było śmieszne. Nie wiem dokładnie jakiej marki, ale całe było różowe. Dosłownie!

Staliśmy chwilę. Czemu oni jeszcze nie startują? Latynos o chamskim spojrzeniu wykrzykiwał coś po hiszpańsku, pewnie był zdenerwowany, że jeszcze nie wystartowali. Czarnoskóry prowadzący wykonywał właśnie telefon. Nie chciałam podsłuchiwać, ale stałam tak blisko, że zrozumiałam jak Tej dzwoni do kogoś, by przyjechał na wyścigi, że ma 10 minut. Określony czas minął i tłum rozstąpił się jak Morze Czerwone przed Izraelitami. Ludzie zaczęli wiwatować, klaskać, gwizdać. Wymieniali także zazdrosne spojrzenia. A mieli czego zazdrościć. Ustąpili miejsca pięknej maszynie. Ciemnoniebieskiemu Nissanowi Skyline r34 - mój ulubiony model auta! I jeszcze w tym kolorze, ach!

Z auta wysiadł dość wysoki blondyn. Włosy miał krótko ścięte. Pomiędzy ludźmi uchwyciłam jego wzrok. Był posiadaczem pięknych, błękitnych oczu. Ładnego uśmiechu też. Krótko mówiąc był boski. To był ten mężczyzna, którego zwoływał na wyścig Tej. Przywitali się jak starzy kumple. Azjatka z różowego autka, kiedy tylko go zobaczyła podbiegła do niego i cmoknęła w policzek. Ten ją szybko objął i wędrował ręką od boku, do bioder. Drugą rękę trzymał w kieszeni. Zauważyłam, że nie tylko ja wzdychałam na jego widok. W oczach innych dziewczyn mieszała się niemała zazdrość. Grupkami piorunowały azjatycką szczęściarę, która dołączała się raz po raz do rozmowy pomiędzy kumplami.

Po jakiś negocjacjach w końcu wystartowali. Dowiedziałam się, że właścicielka "BarbieMobila" ma na imię Snookie. Została na samym tyle. Oczywiście na przedzie prowadziła niebieska strzała, zaraz za nim jechało czerwone Mitchubishi latynosa. Po pewnym czasie auta były coraz mniejsze, aż zniknęły za ostrym zakrętem. Ludzie zaczęli się zbierać do swoich aut, by szybko dotrzeć na metę. Mojej uwadze nie umknęło, że niejaki Tej także pakuje się do zielonego Pick up'a.

- Mogę jechać z wami? - zagadnęłam do niego, kiedy pośpiesznie pakował się do auta. Zauważyłam, ze zabrał kilka plastików na "pakę", więc pomyślałam, że i ja się załapię. Spojrzał na mnie od stóp do głów, zrobił krok w tył i otworzył drzwi od strony pasażera.

- Wsiadaj. - próbował się sztucznie uśmiechnąć.

Podziękowałam mu i usiadłam obok skośnookiego kierowcy. No błagam, kolejny azjata. Przyjaźnie się przywitałam i obok mnie zasiadł czarnoskóry wybawca. Pick up był trzyosobowy, więc na spokojnie się zmieściliśmy. Szybko zajechaliśmy na metę. Wysiadając, Tej podał mi rękę, bym "godnie" wysiadła z wysokiego auta. Widać było, że to normalny gość. Po prostu był uprzejmy. Chyba poznał jakimś sposobem, że nie jestem jak reszta lasek. Po chwili na mecie spotkaliśmy na mecie mojego faworyta. A za nim zaraz powóz Snuki. Tylko oni dojechali, reszta się zmyła. Wiwatowaliśmy i mój nowy kolega z radością wręczył kasę kumplowi. Ten, nawet nie odliczając, większą połowę oddał czarnoskóremu.

- Dzięki stary. - uśmiechnął się do blondyna.

W ciągu godziny każdy porozjeżdżał się w swoją stronę. Dopiero teraz zaczęłam myśleć o Megan. Ciekawe co się z nią dzieje. Martwiłam się o nią. Jest taka łatwowierna, że może już dawno odjechała z tym głupim dryblasem. A jak jej coś zrobi? Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że tak po prostu ją zostawiłam.

- Jak ci w ogóle na imię? - z zamyślenia wyrwał mnie Tej.

- Christina - wymamrotałam zdezorientowana - Christina Carmen - powtórzyłam i ścisnęłam jego rękę.

- Tej Parker - uśmiechnął się. - Może cię podwieźć?

- Właściwie to - zamyśliłam się. Ostatni raz pomyślałam o Megan. O tym jak często mnie wystawiała od kiedy się zmieniła. Stwierdziłam, że mam ją gdzieś - chętnie.

"Czarnuch" znów się uśmiechnął. Jechałam z nim i z niejakim Tao, tajemniczym kierowcą-azjatą. Przez całą drogę gadaliśmy o samochodach. Parker mówił, że od raz to we mnie zauważył. Tą miłość do aut. Onieśmielona zaprzeczałam. Stanęli pod moim domem. Ślicznie im podziękowałam i machnęłam ręką. Teraz dopiero uświadomiłam sobie jaka jestem zmęczona. Weszłam do domu i zdjęłam kurtkę. Zdjęłam kłujący mnie stanik i założyłam luźną koszulkę. Rzuciłam się na łóżko i pogrążyłam się we śnie.


F&F | Miami CashWhere stories live. Discover now