Zaśmiał się.

– Tak na ciebie działam? – droczył się.

– Cicho. – Pacnęłam go w ramię, co rozbawiło go jeszcze bardziej.

Naprawdę chciałam, żeby nasze wspólne chwile trwały dłużej. Rozdzielało nas wszystko. Pochodziliśmy z dwóch różnych światów i widniało nad nami widmo śmierci. Jak mieliśmy to pokonać?

Patrzyłam w jego oczy, a niepokój o naszą przyszłość przysłonił szczęście. Znalazłam się w cieniu zmartwień i nieważne jak bardzo chciałam ich się pozbyć, nie potrafiłam rozproszyć trosk, które mną zapanowały.

Nadciągała wojna. Nikt nie wiedział, kiedy wybuchnie, nawet sama Mistrzyni Mądrości. Mogłam próbować przedłużać nasz czas, lecz wojna niosła za sobą śmierć, a śmierć i tak już stała się moim towarzyszem. Co stanie się z Amesem? Wiedziałam, że był potężny, ale inne królestwa... Nie miałam pojęcia, jak wyglądała wojna w Podziemiu, lecz czasami nieważne, jaką ktoś władał potęgą i tak mógł zginąć.

Ja miałam zginąć.

Nasza wspólna przyszłość właśnie przeleciała mi przez palce.

– Kruszyno? – Zmartwiony głos Amesa przywrócił mnie do rzeczywistości.

Chciałam tylko, żeby był bezpieczny. Chciałam, żeby przeżył wojnę i odnalazł szczęście. Przeszedł za dużo, żeby dalej zmagać się z cierpieniem.

– Masz kamień, prawda? – spytałam, chcąc się upewnić, że nic mu się nie stanie. – Chroni cię?

Ames pochwycił mój wzrok.

– Jest w bezpiecznym miejscu. – Uśmiechnął się. – Nie musisz się o mnie martwić, Kruszyno.

Już otwierałam usta, żeby się sprzeciwić, lecz przerwał mi.

– Czas się zbierać – oznajmił, patrząc na zegar.

Westchnęłam i obiecałam sobie, że powrócimy do tego tematu później. Zagrożenie czyhało na niego z każdej strony, więc jeśli miał być chroniony, musiał nosić przy sobie kamień.

Również zerknęłam na zegar i stwierdziłam, że miał rację. Czas się zbierać. Ustaliłam z nim wcześniej, że damy sobie godzinę wolnego. On miał przygotować ceremonię zawarcia Miłości Dusz, a ja miałam spotkać się z Minevrą.

Która właśnie weszła do środka.

Spaliłam raka, błyskawicznie podnosząc się z Amesa. Zdążyłam stanąć na równe nogi, a on już był przy mnie. Objął mnie w tali, posłał mi krzywy uśmieszek, po czym spojrzał na uzdrowicielkę.

– Witaj, Minevro.

Minevra otworzyła szeroko oczy, a jej ułożyły się w idealne „O". Nie udało mi się nawet nic powiedzieć, ponieważ Ames nachylił się i cmoknął mnie w policzek.

– Do zobaczenia – wymruczał, a następnie puścił mnie i zniknął w stworzonym przez siebie portalu.

Minęła chwila ciszy, po czym odezwała się Minevra.

– Wrócił – wykrztusiła z niedowierzaniem. – Ames naprawdę wrócił. Bokhaid mi powiedział, ale usłyszenie tego, a zobaczenie...

Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.

– Wiem, też nie mogłam w to uwierzyć.

– Jak? – spytała nadal totalnie zszokowana.

Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się zagadkowo. Mój wzrok znowu powędrował na zegar. Przeklęłam w duchu. Jeśli zaraz nie wyjdę, spóźnię się.

Serce w OgniuWhere stories live. Discover now