Rozdział 35

2.8K 241 94
                                    

Kolejne dwa dni minęły w miarę spokojne. Ćwiczyłam z Bahar i Bokhaidem. Wczoraj zjadłam śniadanie z bratem. Co prawda, nie odzywaliśmy się do siebie, ale to był dobry początek. A Ames...

Ames nie wracał do nocy, w której wypłynęła z niego moc. Czasami pojawiał się niespodziewanie, dotykał mojego policzka, jakby upewniał się, że nadal tu byłam i znikał, jak to miał w zwyczaju. Dziś rano powiedział mi, że na Powierzchni już prawie wszystko zostało wyjaśnione, a kilku negocjatorów z królestwa zajmuje się sprawami naszego powrotu.

– W ciągu miesiąca wrócicie na Powierzchnię – oznajmił wtedy. – Za kilka dni ostateczny plan powrotu wytłumaczy ci Geber. Jemu najbardziej ufam.

Pokiwałam tylko głową. Myśl, że kończył mi się czas, wywoływała u mnie mdłości. Nie rozmawialiśmy o tym, co się stanie, kiedy wrócę na Powierzchnię i bardzo się z tego cieszyłam, bo nie miałam pojęcia, co mu powiedzieć. Że nie wracam? Wypchnąłby mnie na siłę, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Musiałam jakoś przedstawić mu mój plan. Plan, w którym resztę mojego krótkiego życia spędzam z nim po tym, jak pomogę bratu zadomowić się z powrotem na Powierzchni i wmówię mu, że wcale mnie nie potrzebuje, żeby zacząć wszystko od nowa.

Tak, na pewno pójdzie mi świetnie.

Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że umrę. I to przed moimi urodzinami, czyli za mniej więcej dwa miesiące. To było dla mnie nierealne. Czysty absurd. Chwilami myślałam, że już się z tym pogodziłam, ale za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominałam, panika ściskała mi gardło, a powietrze umykało z płuc. Byłam totalnie przerażona, ale udawało mi się to ukryć przed wszystkimi.

Czasami nawet przed samą sobą.

Tak naprawdę, po prostu się oszukiwałam. Trzymałam się nadziei, że Mistrzyni Mądrości myliła się. Chwytałam się niej kurczowo i za żadne skarby nie chciałam puścić. Przecież coś jeszcze mogło się zmienić, prawda? Musiało tak być, bo gdybym się z tym pogodziła, co miałabym zrobić? Odliczać dni do śmierci? Zwariowałabym.

Nagle przede mną pojawił się portal, przez który przeszli Geber wraz z Mistrzynią Mądrości. Cofnęłam się o krok. Przeczucie podpowiadało mi, żeby uciekać.

– Bierz ją – rozkazała Voray.

Co, do cholery?

Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a portal zabrał nas do sali treningowej króla. Geber puścił moją dłoń i skłonił się, mówiąc:

– Najmocniej przepraszam, Wasza Wysokość. Rozkazy Mistrzów Mądrości stanowią świętość, więc nie mogłem go nie wykonać.

Zamrugałam.

Raz.

Drugi.

I trzeci.

K o m p l e t n i e nie wiedziałam, co się dzieje.

– Nie ma mowy – odezwał się głęboki, znajomy głos.

Odwróciłam się w stronę Amesa, który ledwo powstrzymywał złość. Miał na sobie czarny strój wyszywany złotą nicią i wyglądał tak dobrze jak zawsze. Otworzyłam usta, żeby w końcu zapytać, co tu się wyprawia, ale przeszkodziła mi Mistrzyni.

– Musisz poćwiczyć cel przed wojną! – Wyrzuciła ręce w górę. – Doskonale wiesz, jak trudno w czasie potyczki wycelować odpowiednio mocą, a twój płomień jest nieokiełznany. Przyprowadziłam ci motywacje.

Wskazałam na siebie palcem.

– Że ja?

– Dokładnie ty – prychnęła Voray. – Tylko ty na niego działasz, więc przydaj się na coś w końcu.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz