nieznany numer (rozdział 14)

1 0 0
                                    

cztery tygodnie później

Ja I Louis wszystko sobie omowilismy juz kilka razy. Wszystko miedzy nami jest ulozone. Chyba. Dalej czuje ze kilka klockow z "naszej budowli" sie pogubilo I juz nigdy ich nie znajdziemy.

Ale nie bede narzekac. Jestesmy szczesliwi ze sobą. I nie liczac moich czterech miesiecy spiaczki to jestesmy ze sobą prawie dwa miesiace. Gdyby nie ta spiaczka juz by bylo szesc miesiecy.

Bardzo sie ciesze ze wszystko juz miedzy nami jest ulozone. Chociaz dalej mysle o tym nieznanym numerze. Do tej pory nie powiedzialam Lu o tym jakie wiadomosci dostalam. Bo czasami mialam momenty ze chcialam odpisac I dopytac sie dokladnie o co chodzi tej osobie, skad zna Louisa osobiscie I w ogole kim jest. Ale nie. Nie zrobilam tego. Nie chce bo to by moglo zniszczyc mnie, Louisa I nasz zwiazek. Wszystko to co sie zepsulo miedzy nami jest juz naprawione I nie chce znowu tego psuc. Ale czasami bywaja momenty ze wydaje mi sie jakby Louis to nie byl on. Jakby to byla kompletnie inna osoba ale poprostu z maską twarzy Lu. Czasem mi sie wydaje ze kompletnie nie znam mojego chlopaka. Nie wiem dlaczego tak czuje I tak mysle.

Ale wtedy przypominam sobie wszystko co przeszlismy. Nie chcialabym tego zrujnowac. Znowu.

Dzisiaj umowilam sie z Louisem na randke do kina. Pozniej pojdziemy sie gdzies przejsc, prawdopodbie do Maka.

Zalozylam swoje niebieskie baggy jeansy I zielona szeroką bluze z napisem "california". Swoje dlugie brazowe wlosy rozczesalam I zrobilam sobie dwa warkocze. Wybralam kolczyki - byly to zwykle tradycyjne srebrne koła. Oczywiscie zalozylam kilka pierscionkow. Na powiekach zrobilam dlugie kreski a rzesy pomalowalam tuszem do rzes pogrubiajacym z Eveline.

Po trzydziestu minutach bylam gotowa do wyjscia. Wczesniej zjadlam sniadanie I zdazylam umyc I wysuszyc wlosy.

Gdy zeszlam na dol akurat rozlegl sie dzwonek do drzwi.

Moj tata byl szybszy ode mnie I otworzyl drzwi. Ukazal mu sie Louis z ogromnym bukietem bialych roz.

- Yyy. To chyba do Ciebie Kitty - mowiac to poszedl ogladac dalej telewizje I nie interesowal sie nami zbytnio.

- Hej Kitty.

- Hej Louis.

- Ten bukiet jest dla Ciebie - mowiac to wreczyl mi ogromny bukiet bialych roz.

- Boze dziekuje. Jest piekny! Ale troche ciezki.

- Troche nawet bardzo - zasmial sie. - Moze zostawisz go w domu? Nie bedzie ci chyba wygodnie z nim chodzic po kinie.

- Tak. Masz racje.

Poszlam do kuchni I wyjelam z szafki wazon. Napelnilam go wodą a nastepnie wlozylam bukiet. Zanioslam go szybko do pokoju I postawilam go na szafce nocnej. W pospiechu zeszlam na dol, pozegnalam sie z rodzicami I poszlam z Louisem do kina.

Podjechalismy autobusem do Wola Parku. Na miejscu bylismy po okolo czterdziestu minutach.

Udalismy sie do kina na Diunę czesc drugą. Uwielbiam ten film! Louis rowniez.

Nie wiem dlaczego ale wydawalo mi sie ze kojarzylam dziewczyne ktora siedziala niedaleko nas. Wygladala troche jak Julka ale nie... To napewno nie byla ona. Julka mieszka w stanach. W polsce jest tylko w wakacje.

Film trwal trzy godziny z reklamami. Mielismy tylko Pepsi I popcorn karmelowy wiec zglodnielismy. Poszlismy wiec do Maka. Ja zjadlam dwa cheeseburgery bez pikli, do tego mialam shake czekoladowe I duże frytki. Louis rowniez zjadl dwa cheeseburgery, kupil sobie sprite I dwie paczki duzych frytek.

Somewhere only we knowOù les histoires vivent. Découvrez maintenant