19. Zaciśnięte pięści

3.7K 235 20
                                    

   ASPEN 

- Czego od niej chcesz? - warknąłem nie zwracając uwagi na innych gości w lokalu. Dzisiejsze wiadomości były nierealne i do tej pory, miałem trudność z jej zrozumieniem. 

- Moja żona, chcę odzyskać swoją córkę. - parsknąłem na to stwierdzenie, bo to dosłownie nie mieściło mi się w głowie. Doskonale pamiętam, jak Hope opowiadała o swojej rodzinie i o swojej bezuczuciowej matce, która miała gdzieś ich cierpienie, jak jej starszy brat musiał błagać ją o nakarmienie siostry. Takiej osoby nie można było nazwać matką. - Polina na prawdę chcę odnowić kontakt z Hope. 

- Wybacz, ale nie sądzę, żeby Hope chciała ją widzieć. - odparłem zdegustowany. To było obrzydliwe. - Znam całą historię i wiem, że twoja żonka była okropną matką, która nie miała nic przeciwko krzywdzenia swoich dzieci. 

- Polina, gdy tylko się do mnie przeprowadziła, to chciała wrócić po Hope, ale zabrali ją, a jej syn był już dorosły, więc było go trudniej znaleźć. - powiedział, po chwili dodając. - To jej matka.

- Hope też jest teraz matką, więc twojej żony nie można tak nazwać, nie można ich nawet porównać. - syknąłem. - Hope jest teraz dorosłą, wrażliwą i mądrą kobietą, więc sądzę, że matka mogłaby zaburzyć jej życie.     

- Nie jesteś jej mężem, nie możesz o niej decydować. 

- Całe Włochy wiedzą, że należy do mnie. 

- Moja żona na prawdę się zmieniła i sami mamy dwunastoletniego syna. - odparł, a ja zacisnąłem szczęki. Słuchanie o kobiecie, która skrzywdziła najważniejszą osobę w moim życiu, było zbyt trudne. - Saint wie o istnieniu swojego rodzeństwa i ma nadzieję, że będzie mógł jej poznać. 

- Nie doczeka się, bo zrobię wszystko, żeby Hope nie dotknęła żadna krzywda z waszej strony. 

********

Wbrew pozorom, powrót do szpitala okazał się dużo trudniejszy niż myślałem. Odkąd opuściłem obskurny bar, to moją głowę zaprzątały złe myśli, które sprowadzały się tylko do jednego. Zdecydowałem się, że na razie, nie powiem Hope prawdy. Wiem, że powinienem być z nią teraz szczery, ale nie chcę jej stresować i wprowadzać w zakłopotanie. Będę czuł się pewnie, gdy będzie już w moim domu, bo po wyjściu z szpitala, nie zamierzam jechać w stronę Palermo.

Rozumowanie jej matki wprowadzało moje myślenie na największe obroty, miałem szczerze dość i nie chciałem nawet słuchać o kobiecie. Na pewno poradzę się Chrisa, bo on zazwyczaj mi pomaga, będziemy musieli obmyślić jakiś plan i obgadać wiele rzeczy związanych z mafią. Odrobinę martwił mnie fakt, że ojciec może się w to wtrącić.

Wszystkie moje zmartwienia uległy jednak zniszczeniu, gdy przekroczyłem próg szpitalnej sali. 

Hope leżała już na łóżku i najprawdopodobniej spała, normalnie byłby to dla mnie cudowny widok, dzisiaj był jednak o wiele cudowniejszy, bo na jej klatce piersiowej, mogłem dojrzeć małe śpiące ciałko. 

Coś zakuło mnie w sercu na ten widok - może dla tego, że miałem poczucie winy, że nie byłem tutaj od samego początku? 

Po cichu wszedłem do środka pomieszczenia, zanim podszedłem do łóżka, to na małą komodę odłożyłem wszystko, co miałem w kieszeniach. 

Zwróciłem się w stronę swoich kobiet i postawiłem pierwsze kroki, które odrobinę rozniosły się po pomieszczeniu. Dość ostrożnie przysiadłem na skraju łóżka i wlepiłem swoje zaciekawione spojrzenie w dwie najważniejsze kobiety mojego życia. Hope spokojnie oddychała, a jej dłoń cały czas ułożona była na wysokości pupy i nóżek dziecka. Hazel nie miała już na sobie wyłącznie pieluszki, a teraz ubrana była w jasno różowy pajacyk i czapeczkę - w ustach trzymała smoczek, który wydawał się większy niż jej cała twarzyczka. 

Jej klatka piersiowa unosiła się równomiernie, przez co byłem spokojny i wiedziałem, że mała istotka oddycha. Dziewczynka z zachłannością wtulała się w klatkę piersiową kobiety, a piąstki zacisnęła na jej koszulce. Był to widok dość rozczulający, nie mogłem oderwać od niego spojrzenia. 

Ostrożnie ułożyłem się obok blondwłosej kobiety, która szybko to wyczuła i praktycznie od razu, wtuliła się w mój bok - teraz zwracała jednak większą uwagę na małe, kruche dziecko. 

Przez te kilka dni, zdążyłem się dużo naczytać o wcześniakach i byłem w pełni świadomy tego, że Hazel będzie w najbliższym czasie potrzebować dużo naszej bliskości. Dokładnie to przemyślałem i w najbliższym czasie, chciałem na pewien czas oddać trochę obowiązków w ręce brata, chciałem też poprosić Victorie, żeby wzięła Vincent'a na kilka dni do siebie. Podświadomie czułem jednak, że ojciec będzie chciał zainterweniować w tym kierunku. Nie wiedziałem jakbym zaareagował, gdyby chciał zabrać mojego najmłodszego brata do siebie. 

Opiekowałem się Vince'm odkąd skończył półtora roku, znaczy...wtedy opiekowały się nim głównie nianie, bo ja nie potrafiłem poradzić sobie z takim małym dzieckiem. 

Nie miałem pojęcia, jak zareagowałbym w takiej sytuacji, nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. 

Chcąc odgonić od siebie myśli, wlepiłem spojrzenie w noworodka, który zaczął się co jakiś czas poruszać. Hope szybko obudziła się zaalarmowana i na początku, nawet nie zwróciła na mnie uwagi - nie czułem się jednak urażony. Mimo tego, że bardzo jej potrzebowałem, to ktoś potrzebował jej bardziej, tą osobą była Hazel - nasza córka. 

- ....Ciii...ciii. - szeptała podnosząc się do siadu, uniosła ostrożnie dzieciątko i ułożyła je w swoich ramionach. Nie minęła chwila, gdy nakryła się delikatnie lnianą pieluszką i podwinęła koszulkę. Dziewczynce zajęło chwilę odnalezienie piersi, ale jej się udało i bardzo szybko się do niej przyssała. - Wróciłeś. 

Głos Hope rozniósł się po pomieszczeniu, a jej odrobinę zmęczone spojrzenie skupiło się na mojej osobie. 

Również podniosłem się do siadu i niepewnie owinąłem wokół niej ramie. 

Hope ułożyła głowę na moim barku, ale spojrzenie przeniosła teraz na dziecko, które powolnie ssało pierś. 

- Gdzie byłeś?

- Na obrzeżach miasta. - odparłem, nie chcąc zbytnio wracać do tamtych momentów. - Musiałem pilnie się spotkać z znajomym ojca.

- To coś...poważnego? - zapytała piskliwie, złożyłem szybki pocałunek na jej głowie. 

- Nie, kochanie, to nic poważnego. 

Kłamstwa wylatują z moich ust. 

- Jak się czujecie? - zapytałem przeskakując wzrokiem to na nią, to na Hazel. Kobieta westchnęła głęboko i odstawiła dziewczynkę od piersi. Hazel zwinęła się w malutką kulkę, ale dostrzec mogłem jej na wpół otwarte oczy. 

Wielkie i niebieskie. 

- Dobrze. - mruknęła Hope. - Powinnam ją karmić, co trzy godziny. Chcesz...ją potrzymać?

Pokiwałem lekko głową i wygodnie się ułożyłem, chciałem, żeby małej było wygodniej, więc rozpiąłem koszulę i odłożyłem ją na pobliską szafkę. Kobieta ostrożnie ułożyła noworodka na mojej piersi, niemal od razu poczułem się obśliniony, ale ku mojemu zaskoczeniu - nie przeszkadzało mi to. 

Córka zacisnęła lekko pięści na mojej skórze, na co na mojej twarzy pojawił się grymas, ale nie oderwałem jej od siebie. Jej oczy były senne, ale jeszcze przez kilka minut pozostawały otwarte i mogłem podziwiać ich kolor, który odziedziczyła po Hope - byłem z tego bardzo zadowolony. 


My Love, Hope 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz