6. Mówisz, że nie poradziłbym się z tobą?

488 90 2
                                    


Harry sapnął pod nosem, czując że wraca do rzeczywistości, zacisnął dłonie w pięści na swojej poduszce, która dziwnie unosiła się i opadała, na co zmarszczył brwi. Dopiero po chwili uchylił powieki i wszystko zaczęło do niego wracać. Pocałunki, wieczór filmowy z Louisem i to, jak zasnęli przytuleni do siebie na kanapie.

Uśmiechnął się pod nosem i uniósł lekko brodę, aby móc zetknąć swoje wargi z szyją Louisa. To sprawiło, że starszy się poruszył i zaczął coś mamrotać pod nosem bez ładu i składu, jednak dalej nie obudził się. Widocznie miał dobry i mocny sen.

Postanowił więc się odsunąć i usiąść dosłownie na końcu kanapy, stękając cicho na ból w plecach. Sięgnął po telefon ze stolika, był już następny dzień. Chyba nigdy nie był tak mocno wdzięczny, że jest weekend i nie śpieszy się nigdzie.

Spoglądając na spokojną, przystojną twarz Louisa, zagryzł dolną wargę i wszedł w aparat, aby zaraz zrobić kilka zdjęć piosenkarzowi. Po tym postanowił przejść do kuchni i zrobić im coś na śniadanie, wciąż mając na oku drzemiącego szatyna.

Metraż w apartamencie był naprawdę spory i Harry nie był przyzwyczajony do takich przestrzeni na co dzień. Starał się odnaleźć w kuchni wszystko co potrzebował, nie robiąc za wiele hałasu przy tym. Musiał przyznać, że zachwycało go wyposażenie kuchni, sam wewnętrznie o takim marzył, jednak musiał się uzbroić w cierpliwość, dopiero zaczynając swoją karierę jako nauczyciel śpiewu.

Postawił na coś prostego, a kiedy był tym całkowicie zajęty wzdrygnął się na dotyk starszego, który przyszedł niespodziewanie.

- Louis - powiedział, po rozluźnieniu się i spojrzeniu w bok, dzięki czemu napotkał niebieskie oczy i mały uśmiech, widniejący na wąskich wargach - Dzień dobry.

- Dzień dobry, miły widok - powiedział ciężkim głosem - Zrobiłem się głodny na sam zapach, to nie codzienne w tym mieszkaniu.

- Same plusy ze mną masz - zaśmiał się lekko, dłonią przejeżdżając po tej szatyna - Podasz mi talerze? Już skończyłem.

- Jasne - pocałował policzek młodszego i przeszedł do szafki, aby podać odpowiednie naczynia - Co dobrego nam zrobiłeś w zasadzie?

- Tutaj mamy bekon, który znalazłem w twojej lodówce. Tu - wskazał na drugą patelnię - Świeżą jajecznicę i tutaj kilka kolorowych kanapek - zakończył, pokazując wszystko co udało mu się przygotować - Zjadając, otrzymasz siły na cały dzień.

- Brzmi cholernie dobrze, na pewno da mi to wystarczająco siły. Kawy? Ekspres potrafię obsłużyć - zaśmiał się lekko.

- Bardzo chętnie - potwierdził, lekko spod powiek przyglądając się starszemu.

Obaj byli we wczorajszych ciuchach, ale jakby to nie miało w tym momencie kompletnie dla nich znaczenia. Czuli nad wyraz swobodnie w swoim towarzystwie, patrząc na staż ich znajomości, w zasadzie nie wiedzieli o sobie za wiele, ale wszystko było przed nimi.

- Słodzisz? - spytał szatyn, mając już jedną kawę - I z mlekiem?

- Dwie łyżeczki i z mlekiem - potwierdził, zanim zaczął zanosić wszystko na stół.

Louis dokończył swoją cześć i dołączył do stołu z dwoma pełnymi kubkami, stawiając je przy odpowiednich miejscach. Po czym zajął miejsce przy stole, oblizując usta. Życzyli sobie smacznego, biorąc się za jedzenie. Harry w pewnym momencie zaczął się wiercić, ponieważ wczoraj założona koszula zaczęła mu ciążyć na ciele.

Saved by a stranger || LarryOnde histórias criam vida. Descubra agora