– Okej, już dawno ktoś mnie tak nie wkurzył – warknął, wyszarpnął z pochwy na biodrze dwa sztylety i rzucił je w zbliżających się reptilianinów. Miał zdecydowanie lepszego cela niż ja. Ostrza wbiły się prosto w serca.

Pulsowanie w moich uszach znowu na chwilę przycichło, a krzyki ponownie rozbudziły się do życia. Słyszałam odgłosy walki, jęki i zderzające się ze sobą ostrza, przypominając mi o balu, na którym również zostaliśmy zaatakowani. Czułam zapach spalenizny oraz popiołu, a regały trzeszczały pod wpływem mocy powietrza.

Uilleam ponownie złapał mnie za nadgarstek, ale nie zaszliśmy daleko, gdy ktoś pociągnął mnie za włosy. Krzyknęłam zaskoczona i odruchowo złapałam za tył głowy, przez co księga wypadła mi z dłoni. Strażnik odwrócił się, lecz było za późno. Reptilianinka zgarnęła księgę i ze swoją superszybkością, zniknęła.

Uilleam zaklął siarczyście.

– Księga... – zaczęłam.

– Znajdą ją – zapewnił mnie. – Całe królestwo już o niej wie.

– Gdzie jest Ames? – zapytałam drżącym głosem. Szok już mijał i zaczynałam myśleć. Bałam się, że coś stało się jemu albo mojemu bratu, albo jeszcze jakieś innej bliskiej mi osobie.

– Wołasz i przybywam, Kruszyno.

Odwróciłam się na dźwięk głębokiego głosu. Przede mną stał Ames. Biała koszula, którą miał na sobie, w kilku miejscach była pokryta krwią, ale nie wyglądał, jakby coś mu się stało. Wręcz przeciwnie. Jego oczy błyszczały z ekscytacji.

– Wystarczy, że wypowiesz moje imię, a znajdę się przy tobie – powiedział, wyrzucając z siebie moc. Dwójka reptilianinów, która się za nim pojawiła, nie miała najmniejszych szans. Spłonęli w ciągu sekundy, a on nie odwracając ode mnie wzroku, dodał: – Zawsze.

Nie myślałam. Moje nogi same się poruszyły. Urywany szloch wydostał się z mojego gardła, gdy pędem rzuciłam się w jego stronę. Złapał mnie w locie, a ja zacisnęłam dłonie na jego szyi. Kiedy poczułam, jak jego ręce otulają mnie, tworząc bezpieczną przestrzeń, nareszcie mogłam oddychać.

– Jesteś ranna? – spytał prosto do mojego ucha. – Wszystko w porządku?

Pokręciłam głową i objęłam go mocniej. Nic nie było w porządku.

– Taura nie żyje – wyszeptałam.

Poczułam, jak przenosimy się portalem i choć już dłużej nie znajdowaliśmy się w bibliotece, nie byłam w stanie puścić Amesa.

– Przykro mi, Kruszyno.

Pogłaskał mnie po włosach, a z mojego wnętrza wydobył się kolejny szloch. Nie chciałam płakać, nie chciałam się rozklejać, lecz jej koniec wydawał mi się tak niesprawiedliwy, że nie mogłam sobie z tym poradzić. Nie znałam jej długo, ale czułam się tak jak w przypadku śmierci moich rodziców. Przeżywałam to wciąż na nowo. Ich rozczłonkowane ciała, jej wyrwane serce, ich oderwane głowy, jej nieruchome ciało, ich krew na posadzce w domu, jej kałuża krwi mieszająca się z popiołem.

– Kruszyno?

– To moja wina – wykrztusiłam.

Gdybym nie poszła na ten głupi spacer, gdybym nie była taką idiotką i nie szpiegowała w komnatach Ignatii, wszyscy by przeżyli. Mój brat miał rację. To wszystko było moją winą.

Ames opuścił mnie na ziemię i złapał moje policzki w dłonie. Zmusił mnie do spojrzenia w oczy, lecz jego twarz zamazywała mi się przez łzy.

– Nic z tego nie było twoją winą – powiedział stanowczo. – Nie możesz się obwiniać za zbrodnie popełnione przez innych. Nigdy nie chciałaś ich śmierci i to nie ty ją zadałaś.

Serce w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz