Cynowe gody

85 20 21
                                    

Rok później

Marylka przeglądała się w lustrze z satysfakcją. Delikatny makijaż kontrastował z malinowymi wargami. Włosy upięła w luźny kok, z kilka niesfornych kosmyków zwisało zalotnie. Miała na sobie kremową sukienkę do połowy łydki i czuła się, jakby cofnęła się w czasie. Dokładnie dziesięć lat temu wyszła za Tomasza i nadal myślała o tym dniu ze wzruszeniem. Dzisiaj obchodzili „cynowe gody" i z tej okazji urządzili przyjęcie dla rodziny i znajomych. Marylka uśmiechnęła się na myśl o ostatnim roku. W końcu miała poczucie, że stanowią z Tomkiem zgraną drużynę. Rozmyślania kobiety przerwało ciche pukanie do drzwi.

– Gotowa? – zapytał Tomek i próbował nie zerkać na jej kreację.

– Już, tylko muszę znaleźć torebkę. To nie ślub, nie musisz bać się, że zobaczysz pannę młodą.

Tomek wszedł do pokoju. W jego spojrzeniu widać było zachwyt. Przytulił Marylkę i pocałował delikatnie w czoło. Potem musnął wargami jej policzek, chwilę dłużej zatrzymał się na szyi. Ona oplotła szyję Tomka rękami i pocałowała namiętnie w usta, a on oddał pospiesznie pocałunek.

– Nie mogę uwierzyć, że udało nam się zorganizować to przyjęcie w tak krótkim czasie – powiedział mężczyzna.

– Mieliśmy strasznego pecha z tą salą, ale kto by się spodziewał, że odwołają nam rezerwację w ostatniej chwili. Przyznaj, że gdyby nie Sandra to nic by z tego nie było.

Tomek pokiwał głową.

– Spisała się na medal. Nie mam pojęcia, jak to ogarnęła. Może, zamiast prowadzić projekty, powinna organizować przyjęcia – zażartowała Marylka.

– Lepiej jej tego nie mów, bo jeszcze zapali się do tego pomysłu.

– A ja myślę, że w końcu ją polubiłeś – powiedziała Marylka i puściła do niego „oczko"

– Może odrobinę. Nie wiem, czy to zasługa pracy na swoim, czy Janka, ale stała się znośna.

– Wszystkiego po trochu. Mam torebkę, możemy iść.

Zanim Marylka zdążyła dojść do drzwi, rozległo się donośne pukanie. Po chwili oczom małżeństwa ukazała się Beata ze srogą miną.

– Co wy tam robicie? Wychodźcie wreszcie! Goście czekają! – krzyczała kobieta.

– Już idziemy, nie trzeba nas poganiać – powiedziała Marylka ze spokojem i minęła teściową.

– Mamo! Rozmawialiśmy tyle razy – powiedział Tomek.

– No co? Przecież się staram, nic nie powiedziałam o...o... niczym – odparła Beata

i z nadąsaną miną, ruszyła przed siebie.

Tomek dogonił Marylę i wziął ją pod rękę. Kobieta uśmiechnęła się do niego, wzniosła oczy ku niebu, a potem przeniosła wzrok na teściową. Mężczyzna skinął głową i pocałował żonę w czoło.

*

Sandra walczyła z zapięciem delikatnej bransoletki, gdy usłyszała za plecami czyjeś kroki. Drgnęła lekko i uśmiechnęła się, gdy zobaczyła twarz Janka.

– Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział przepraszająco. – Pozwól, że ci pomogę – dodał, wskazując na bransoletkę.

Janek szybko poradził sobie z zapięciem i przyciągnął do siebie Sandrę. Złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Objął ją w talii i przesunął ręką w dół, zatrzymując się na jej biodrze. Kobieta pociągnęła go za poły granatowej marynarki.

– Marzyłam, żeby pociągnąć cię za krawat. Gdzie go zgubiłeś? – wymruczała zalotnie.

– Całkiem o nim zapomniałem, a przecież może się przydać. Wspominałaś kiedyś, że to sprzęt wielu zastosowań – powiedział, unosząc brew.

– Najpierw musisz go znaleźć – odparła Sandra i odsunęła się z niechęcią.

Janek wyszedł z pokoju w poszukiwaniu krawata, a kobieta oparła się biurko. Powędrowała myślami do ostatnich miesięcy, które spędziła z Jankiem. Fala euforii związana z początkową fazą związku nie słabła, ciągle byli głodni siebie. Odkrywali się na nowo każdego dnia. Janek jej bezpieczną przystanią, do której wracała po każdej burzy. Wspierał ją przy zakładaniu firmy, odnowieniu kontaktów z ojcem, a nawet pomagał przy organizacji przyjęcia Marylki i Tomasza. Mężczyzna wrócił z czarnym krawatem w ręku i wyrwał Sandrę z zamyślenia.

– Możesz zrobić z nim, co zechcesz – powiedział do dziewczyny.

– Związać czy zawiązać go? – zastanawiała się głośno Sandra.

Janek uśmiechnął się do niej łobuzersko i podał jej krawat.

– Zawiążę. Nie mamy za wiele czasu, musimy iść. Czasem nie lubię mieć racji – zaśmiała się Sandra.

– Oj, lubisz ją mieć. Mamy jeszcze sporo czasu, właściwie całe życie – uśmiechnął się Janek i złapał ją za rękę. Wodził dłonią po jej palcach i zatrzymał się na serdecznym.

– Co, jeśli okaże się któregoś dnia, że to, co mamy to tylko sen?

– To ja powinienem się martwić. Jesteś piękna, inteligentna, ogląda się za tobą tylu mężczyzn, a ty wybrałaś mnie – odparł z przekonaniem Janek.

– Tak, wybrałam cię.

Tak jak onaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora