Rozdział 25

3.9K 116 15
                                    

Rossana

  Poczułam mocne szarpnięcie, które zmusiło mnie do otworzenia swoich ciężkich powiek. Obraz był cały zamglony, widziałam jedynie zarys tego co było przede mną.

- Wstawaj księżniczko. - kiedy tylko usłyszałam ten dobrze znany mi głos, zamrugałam kilka razy oczami chcąc wyostrzyć widzenie. Byłam cholernie słaba. Ledwo mogłam ruszyć palcami u dłoni bo moje mięśnie były teraz jak z waty. Jęknęłam boleśnie opierając głowę o ścianę za mną. Poczułam, że moje nadgarstki oplata gruby sznur. Nogi miałam również skrępowane.

- Wypuść mnie... - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Struny głosowe były tak ściśnięte jakby ktoś je obwiązał.

- Nie tak szybko. Uciekłaś ode mnie. Zostawiłaś mnie. - warknął w moim kierunku przez zaciśnięte zęby. - Zniszczę Victora i całą tą pierdoloną rodzinę. - dopowiedział i zdążyłam zauważyć jak kuca przede mną. Poczułam szorstką dłoń na swoim policzku. Odwróciłam szybko głowę w drugą stronę. Ten dotyk wypalał mi całą skórę. Tak bardzo go nie chciałam. - Czego się spodziewałaś Rose? Że Cię nie znajdę, nie dopadnę Cię? - zapytał odgarniając włosy z mojego spoconego czoła. - To ja Cię wyciągnąłem z pierdolonej depresji! - ryknął  zaciskając palce na moich policzkach. Załkałam z bólu jaki teraz mi zadawał. - Uratowałem Cię. Pomogłem ci. - wyszeptał. Uniosłam swoje spojrzenie, które już odzyskało ostrość widzenia na tyle, że mogłam przyjrzeć się jego twarzy. W oczach miał istny obłęd.

Boże, on mnie zabije.

- A potem mnie zniszczyłeś. - wycedziłam a zaraz po tym poczułam mocne uderzenie prosto w mój policzek. Opadłam na materac na którym siedziałam. Luca złapał moje ramiona i posadził mnie uderzając moimi plecami o ścianę.

- Zniszczyłem? Chroniłem Cię. Nie chciałem żebyś zadawała się z tymi debilami. Jesteś taka głupia. Mogliśmy być razem szczęśliwi... - powiedział, palcami sunąc po mojej szyi, rana na niej boleśnie mnie zaszczypała. Zatrzymał dłoń dopiero na moim dekolcie. - Jak będzie Ci się żyło z myślą, że przez twoją głupotę zginie Victor, Laura, Monica, Sophia i... - zatrzymał się na chwilę uśmiechając się szeroko. - Iskierka?

Ja pierdolę. Skąd on to wszystko wiedział. Dowiedział się każdego szczegółu z mojego życia.

- Zostaw ich w spokoju. - szepnęłam patrząc w jego oczy. - Wrócę do Ciebie. - powiedziałam pewnym tonem. Musiałam chronić swoją rodzinę. - Wyjedziemy. Uciekniemy. Zrobię co zechcesz, weź mnie. - kończąc zdanie usłyszałam głośny gardłowy śmiech.

- Tylko, że ja wcale Cię nie chce. - zmarszczyłam swoje brwi. - Nie chcę Cię bo już drugi raz wybrałaś jego. Mojego pierdolonego brata. - zdziwienie wymalowalo się na mojej twarzy. Jego brwi wystrzeliły do góry. - Ty nic nie wiesz... Mój braciszek wszystko przed Tobą ukrył... - ponownie usłyszałam śmiech. Brat. Victor był jego bratem. Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Dlaczego mi nie powiedział? Jak mógł to przede mną ukryć?

- B...brat? - załkałam boleśnie czując jak w moich oczach wzbierają się łzy.

- Pora na lekcje historii, kruszynko. Jestem synem Antonia Cavalariego. Nieślubnym synem. Wiesz kim była moja matka? Zupełnie jak ty. Sprzątaczką.

- Nie nosisz takiego nazwiska. - szepnęłam gryząc swój policzek aż do krwi.

- Bo noszę mamy. Z szacunku do samego siebie nie będę nosił tego parszywego nazwiska. - Wstał do góry podsuwając krzesło. Usiadł na przeciwko mnie, wyjmując papierosa. Wsunął go do swoich ust, podpalił zapalniczką i zaciągnął się dymem, dmuchając nim wprost we mnie. Zakaszlałam kilka razy, dusząc się.

Płomyczek Where stories live. Discover now