Rozdział 8

7K 211 19
                                    

Victor

    Miałem jedynie nadzieję, że Gina dotrzyma tajemnicy i nic jej nie powie. Ona nie może się dowiedzieć, jeszcze nie teraz. Poszedłem do sypialni przebierając się w czarne bojówki, glany i dopasowana, obcisłą koszulkę w tym samym kolorze. Z moją pomocą, razem z Roberto odszukaliśmy tego, który pomógł mafii z Toskanii przechwycić nasze narkotyki. Jebany skurwiel pracował dla mnie sześć lat a odpierdolił skok na pół miliona.

Zdechniesz prędzej niż ci się wydaje.

Wszedłem do piwnicy w której mój oddany pracownik siedział już związany na krześle. Wsunąłem dłoń do kieszeni spodni. Wyciągnąłem z nich paczkę papierosów, wsuwając jednego z nich do ust. Odpaliłem go czarna zapalniczką, dmuchając dymem prosto w twarz tego imbecyla. Rozsiadłem się wygodnie na krześle.
- To było bardzo mądre posunięcie. Sam podałeś się jak na tacy, Rico. - poklepałem dłonią jego policzek. - Na czyje zlecenie pracowałeś? - mężczyzna był już pobity, trząsł się jak jebana galareta.
- Nic nie wiem! Nic nie powiem! - krzyknął w moim kierunku. Brew wystrzeliła mi do góry. Zawołałem gestem dłoni swoich chłopaków którzy jednym mocnym ruchem podnieśli go z krzesła. Wyrzuciłem papierosa na betonowa podłogę, przydeptując go glanem.
- Posłuchaj mnie tępy skurwielu. Jeśli wyśpiewasz wszystko, zginiesz szybko i bezboleśnie. Jeżeli będę musiał się tu z tobą jebać pół dnia, żebyś cokolwiek powiedział zginiesz w jebanych męczarniach. Wybór należy do ciebie. - rozłożyłem dłonie patrząc mu prosto w oczy. Popełnił błąd. Śmiertelny błąd. Zamachnął się i głową uderzył wprost w moją. Ręką wytarłem krew z wargi i spod nosa.
- Powieście go na linach. - wycedziłem przez zęby. Podszedłem do stołu z narzędziami do mojej ulubionej egzekucji. Wziąłem do dłoni metalowy palnik. Powolnym ruchem przypalałem tego skurwiela zaczynając od szyi aż do samego brzucha.
- Dla kogo pracujesz? - warknąłem uderzając go pięścią w żebra. Jęknął przeciągle nie odpowiadając nic. Wziąłem sekator po czym powoli zacząłem odcinać każdy z palców. Idiota płakał, krzyczał i wił się na liniach jak pierdolona szprotka.
- Nazwisko. - powiedziałem poraz kolejny.

Zaczynasz mnie wkurwiać.

- L.. Lanzoni. Kaspar Lanzoni. - wydukał ostatkami sił. Uśmiechnąłem się pod nosem, klepiąc go po policzku.
- Grzeczny chłopiec. Gdzie są narkotyki? - złapałem jego mordę w żelaznym uścisku. Kolejny raz cisza. Spojrzałem teatralnie w sufit. Wziałem żyletkę i powolnym ruchem zacząłem przecinać twarz zdrajcy.
- Gdzie. Kurwa. Jest. Mój. Towar. - wbiłem to pierdolone narzędzie w jego oko. Krew trysnęła na mnie i wszystko co znajdowało się dookoła.
- W Grosseto. - powiedział do mnie ostatkiem sił. - W opuszczonych magazynach.
Wytarłem dłonie w papierowy ręcznik rzucając go na podłogę.
- Dobijcie go. I posprzątajcie. Jutro jedziemy odebrać to co należy do nas.
    Wyszedłem z pokoju w piwnicy, kierując się wprost do swojej łazienki. Prysznic. To jest to czego potrzebowałem. Z nosa i wargi jeszcze leciała mi krew. Ręce i koszulkę miałem całą brudną. Stanąłem jak wryty widząc zesztywniałą Rossanę.

Tylko się nie bój. Nic ci nie zrobię.

Dziewczyna od razu do mnie podbiegła łapiąc moją twarz w swoje niebiańskie dłonie. Tego było mi trzeba. Jej dotyku.
- Co się Panu stało? Trzeba to opatrzyć. Gdzie jest apteczka? - zapytała oczekując odpowiedzi.

Nie boisz się. Moja dziewczynka.

- W sypialni. - powiedziałem jednym tchem i pozwoliłem się jej prowadzić do mojego pokoju. Usadowiła mnie na łóżku sięgając po apteczkę. Wyciagnęła z niej spray na rany, gaziki i kilka plastrów. Stanęła między moimi nogami pryskając przecięte miejsca środkiem odkażającym. Syknąłem z powodu bólu i nieprzyjemnego pieczenia.
- Przepraszam. - odpowiedziała uśmiechając się pocieszająco. Nerwowo stukałem palcami o materac łóżka. - Może trochę zaboleć, ale myślę, że jest Pan odporny na ból. - zaśmiała się cicho pod nosem delikatnie przemywając ranę.

Tak bardzo chcę Cię dotknąć.

Przykleiła na mój rozcięty łuk brwiowy plaster.
- Gotowe. - odpowiedziała po chwili zbierając wszystkie zużyte środki.
- Dziękuję. - odpowiedziałem wstając z miejsca. Złapałem jej podbródek. Spojrzałem w jej błękitne oczy. Drugą dłonią pogłaskałem jej włosy, policzek i zahaczyłem kciukiem o wargi.

Nie wytrzymam dłużej.

Wpiłem się w jej wargi wyczekując jej reakcji. Nie sprzeciwiła się, jedynie przymknęła oczy z przyjemności jaką jej dałem. Wsunąłem język do jej ust, odszukując swoim jej. Pozwoliłem zatracić się w namiętnym tańcu naszych języków. Oparłem swoje czoło o jej, zaciskając szczękę. Dłonią złapałem jej kark, delikatnie go ściskając i masując. Speszona odwróciła głowę, oddalając się ode mnie o kilka kroków. Wygładziła swoją sukienkę, bez słowa ruszając w kierunku wyjścia. Złapałem ją za dłoń, przyciągając do siebie.
- Chcę to powtarzać każdego dnia. Chcę Cię mieć dla siebie. Nie pozwalaj mi dłużej czekać. - wyszeptałem wprost w jej wargi, przymykając oczy.
- Muszę wracać do domu. - zawstydzona spojrzała jeszcze raz w moje oczy. Musnęła czule moje usta, wychodząc z sypialni.

Tego dnia przepadłem. Przepadłem dla niej.

Robaczki kolejny rozdział wpadnie raczej dopiero w sobotę albo niedzielę. Ale wynagrodziłam wam to i dodałam dzisiaj trzy rozdziały 😁 Wyczekujcie uważnie bo w następnym rozdziale zrobi się gorącoooo 😱🥵
Kocham ❤️

Płomyczek Where stories live. Discover now