19. Różową różę

282 18 0
                                    

Byłam mocno ciekawa, co przygotował dla mnie brunet na urodzinowy wieczór. Przyjechał po mnie na umówioną godzinę, ale na szczęście ojciec już wyszedł na cotygodniowe spotkanie ze swoimi kolegami. Beauregard nie tylko przyjechał, ale także wyszedł po mnie. Kiedy otworzyłam mu drzwi to podarował mi różową różę. Odłożyłam ją na konsolę w przedpokoju. W jeansach i czarnym T-shircie prezentował się dosyć apetycznie, a srebrny łańcuszek dodawał mu elegancji. Psiknęłam się perfumami i byłam gotowa do wyjścia. Otworzył przede mną drzwi do swojego samochodu. Nie była to jakaś sportowa bryka, jak w przypadku moich braci lub Harry'ego, ani jakaś luksusowa, jak u mojego ojca. Był to zwykły SUV, który poza znaczkiem Range Rovera nie wyróżniał się niczym specjalnym. Zdążyłam zauważyć, że tutaj jeździło mnóstwo takich dużych aut. Chociaż były bardzo komfortowe do jazdy, to także było dużo miejsca na nogi i fotele były wygodne. Czułam się bardzo wyjątkowo traktowana.

- Więc nadal nie powiesz mi, gdzie mnie zabierasz? – Po raz kolejny w ciągu ostatnich dni, próbowałam się dowiedzieć cokolwiek odnośnie dzisiejszego wyjścia.

- Znasz odpowiedź. – Przelotnie się spojrzał na mnie, kiedy jechaliśmy autostradą. – Mam nadzieje, że jeszcze tam nie byłaś.

- Skąd mam wiedzieć, że tam nie byłam, jeśli nie wiem dokąd jadę? – Próbowałam zrobić smutną minę, aby przekonać go do zmiany zdania i wyjawienia naszej destynacji, ale nawet to nie zadziałało.

Przemierzaliśmy Los Angeles, kierując się autostradą w stronę wybrzeża. Tak sadziłam, z tego co się już orientowałam w mieście. Zapatrzyłam się na mijane budynki, rozmyślając o rozmowie Xandera i Ethana, którą podsłuchałam kilka dni temu. Próbowałam zrozumieć jak najwięcej, ale jedyne co wyhaczyłam z ich szybkiego tonu wypowiedzi to: moje imię, zasadzka, naiwność, wizerunek, nieuwaga. Próbowałam to jakkolwiek skleić, ale nie mogłam nic rozgryźć. Mówili szybko i cicho, a mój angielski wciąż nie był na takim wysokim poziomie. Bo co innego jest codzienna rozmowa lub lekcje w szkole, kiedy wszystko dobrze słyszę.

- Diana, co jest? – Złapał mnie za rękę. – Obraziłaś się, bo nie powiedziałem gdzie jedziemy? No co ty.

- Nie. Wybacz, zamyśliłam się.

- W takim razie mam nadzieję, że to ja zająłem Twoje myśli.

- Poniekąd tak.

- Oh, co się dzieje?

- Po prostu kilka dni temu usłyszałam rozmowę ojca z bratem, że może grozić mi niebezpieczeństwo.

- Tym się zamartwiasz? Przecież ze mną nic ci się nie stanie. – Delikatnie ścisnął moją dłoń.

- Beau, to nie o to chodzi, tylko o tajemnice jakie skrywają przede mną. Już raz wydarzyła się taka sytuacja, że chowali mnie w osobnym pokoju, aby ktoś tam mnie nie zobaczył.

- To naprawdę jest nieciekawie. – Zaparkował auto na parkingu, ale wokół było molo, park rozrywki i plaża. – Wiesz, że spekulacje i rozmyślanie nie przyniosą niczego dobrego. – Delikatnie zwrócił się ku mnie. – Tracisz tylko przez to humor. Obiecaj mi, że dzisiejszego wieczoru nie będziesz tego roztrząsać, zapomnisz i będziesz miała najlepszą imprezę urodzinową.

- Przyrzekam. – Uśmiechnęłam się, bo naprawdę poprawił mu humor.

- Dobrze. – Oblizał usta i puścił moją dłoń. – Zanim wyjdziemy, to chciałbym coś ci dać.

Ze schowka pomiędzy naszymi siedzeniami wyjął małą paczuszkę. Była ona owinięta różowym papierem, który był bardzo starannie zawinięty i kokardka w kolorze ciemnej czekolady była wywinięta perfekcyjnie.

Zapisane w gwiazdachWhere stories live. Discover now