3. Koszykówka

914 35 1
                                    

Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze przespałam całą noc, a zwłaszcza w ostatnim czasie. Jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki to automatycznie zasnęłam. Miałam za sobą godziny pełne emocji, których wcześniej nie doświadczyłam. Nie wiem czy to było spowodowane zmęczeniem, czy bardziej jet lagiem, którego istotę zrozumiałam nad samym ranem. Nie miałam o tym wcześniej pojęcia, a zmiana czasu o dziesięć godzin do tyłu była widoczna. Kiedy się obudziłam to za oknem było już w miarę jasno, a słońce zaczęło wschodzić. Mogłam wnioskować, że mój pokój znajdował się od strony północno-wschodniej. Chciałam spożytkować w miarę czas dopóki nie będzie pory śniadaniowej. Dlatego zajęłam się rozpakowywaniem rzeczy i układaniem wszystkiego na miejsce. Było to dla mnie uspakajające i rozkoszowałam się tą chwilą. Skupiłam się na tym i pozwoliło mi to odgarnąć wszystkie myśli na bok.

Nawet nie zorientowałam się, kiedy wczesny poranek przerodził się w późny poranek, a tym samym mój brzuch zaczął się domagać pożywienia. Blanca miała mnie w nosie, bo właśnie spała rozłożona na wielkiej poduszce, po tym jak wcześniej zjadła całą saszetę. Musiałam stawić czoła nowej rzeczywistości i samodzielnie zejść na parter do kuchni, aby zrobić sobie jedzenie.

Na dole był względny spokój i cisza. Nie widziałam ani ojca, ani żadnego z braci. Zapewne byli zajęci swoim sprawami lub pracą. Nikogo nie było, więc nie mogłam się spytać, co mogę sobie wziąć na śniadanie. Starając się nie nabałaganić przy okazji robienia kanapek i przygotowania herbaty, zaskoczyły mnie czyjeś kroki. Z pomieszczenia gospodarczego wyszła starsza kobieta, która była ubrana w dresy i biały t-shirt. Jej blond włosy były zebrane w kok, a na twarzy widniał delikatny makijaż. Albo to musiała być partnerka Xandera, matka moich braci, albo...

- Witaj, ty jesteś pewnie Diana. - Wyciągnęła do mnie dłoń, a uśmiech z twarzy wcale jej nie schodził. - Nazywam się Genevieve i jestem gosposią. Jeśli będziesz czegokolwiek ode mnie potrzebowała to służę pomocą, zawsze kręcę się w okolicy kuchni.

- Dzień dobry, miło mi poznać Panią. - Też się uśmiechnęłam przyjaźnie.

- Proszę mów mi po imieniu, tak jak chłopcy. Może zrobię Ci śniadanie?

- Uhm, dziękuje. Właśnie skończyłam je przygotowywać. - Wskazałam ręką na mój talerz z kanapkami i kubek gorącej herbaty.

W czasie, kiedy jadłam śniadanie to Gen zrobiła sobie kubek kawy i spędziła ze mną swoją przerwę śniadaniową. Starała się być sympatyczna i zadawała mi pytania odnośnie mojego życia, ale zarazem także opowiadała o sobie i mężczyznach, z którymi zamieszkałam. Miło było słuchać jej historyjek, zwłaszcza kiedy pracowała tu już prawie dwadzieścia lat.

Po skończonym posiłku, za radą gosposi, udałam się na spacer po ogrodzie. Powiedziała mi, że powinno mi się spodobać, zwłaszcza jeśli lubię mangolie, które tutaj dominują. Nie wiedziałam jak daleko i gdzie mogę się zakradać, więc kroczyłam w zasięgu domu. Z tej perspektywy podwórko wydawało się być imponujące i olbrzymie. Nawet nie miałam pojęcia, kiedy znalazłam się niedaleko boiska do koszykówki. Zauważyłam tam braci i chciałam się jak najszybciej stamtąd ulotnić, aby mnie nie zobaczyli. Lecz nie było mi to pisane.

- Diana, zechcesz z nami zagrać? - Zapytał mnie Alan, kiedy zauważył mnie w pobliżu obiektu sportowego. - Brakuje nam jednej osoby i możesz być ze mną w drużynie przeciwko tym dwóm idiotom.
- Uhm, ja chyba to chyba nie dla mnie. Ja naprawdę nie umiem grać w koszykówkę.

To było ciężkie dla mnie. Właśnie byłam pierwszy raz sama z trzema osobnikami płci przeciwnej, którzy byli moimi przyrodnimi braćmi. Bałam się nawiązać bliższy kontakt z nimi, ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę to zrobić. W końcu spędzimy wspólnie jakiś rok pod jednym dachem. Jak na jeden dzień to miałam dość wychodzenia ze swojej strefy komfortu. Chciałam uciec do swojej sypialni i przytulić Biancę. I znowu poczuć się bezpieczna w swoim kokonie z kota i koca.

Zapisane w gwiazdachOnde histórias criam vida. Descubra agora