5. Plaża

714 29 3
                                    

Cisza, która panowała w samochodzie była więcej niż niezręczna. Po raz pierwszy czułam się tak źle w towarzystwie innej osoby.

- Noah, - zwróciłam się pierwszy raz bezpośrednio do najmłodszego z braci. - Rozumiem, że nie możesz znieść mojej obecności w Twoim rodzinnym domu. Osobiście mi ta przeprowadzka też nie była na rękę. Wcale nie chciałam przyjeżdżać i układać sobie życia tutaj. - Widziałam jak zacisnął mocniej ręce na kierownicy, a jego kłykcie pobielały. - Aczkolwiek musimy to jakoś przetrwać dopóki nie będę mogła wrócić do swojego domu.

- Niby jak?

- Nie jesteśmy zobowiązani od razu się zaprzyjaźniać i mieć wspólnych zainteresowań. Musimy pokazać, że się w miarę dogadujemy jako rodzeństwo, a ty "akceptujesz" moją obecność. - Zaakcentowałam palcami słowo. - Nie będziemy mogli nic powiedzieć na siebie, co będzie niemiłe lub obraźliwe. To będzie trudne, wiem. - Spojrzałam ponownie na niego z wielką nadzieją, że nie odrzuci mojej prośby. - Po prostu przed ojcem będziemy udawać, że mamy normalne relacje.

- Jeśli to da mi spokój to niech będzie.

Odetchnęłam z ulgą. Wiele mnie to kosztowało, aby zacząć tą rozmowę i zaproponować mu tą propozycję. Moje ręce przestały drżeć i mogłam się skupić na celu naszej podróży.

- Nie wiem co Ci powiedział ojciec, ale nie musisz iść ze mną do centrum handlowego i być moją niańką. Daj mi godzinę, przejdę się po sklepach i wrócę. W razie co, zadzwonię.

- Dobra.

Wcale nie chciałam jechać na te zakupy i spędzać tak wolnego dnia przed rozpoczęciem nowej szkoły. Nie byłam ogromną fanką zakupów i wydawania pieniędzy w bezsensowny sposób. Musiałam zachować pozory i kupić kilka rzeczy, które wcale nie były mi tak bardzo potrzebne. Centrum handlowe, do którego zawiózł mnie Noah, było gigantem. Kilka pięter i wielkie alejki zachęcały do spędzania czasu, przy okazji nabywając kolejne siatki z zakupami. Z moimi zranionymi kolanami zdecydowałam udać się do kilku sklepów, które były na parterze i blisko wejścia do budynku. Po przejrzeniu tego, co mają do zaoferowania, zdecydowałam się na kilka książek, notatniki i kosmetyki. Płacąc w ostatnim punkcie dostałam wiadomość od brata, w której poinformował mnie, że czeka na mnie w lokalnym fastfoodzie i wysłał mi lokalizację.

- Hej, jestem już gotowa do powrotu do domu. - Oznajmiłam, kiedy odnalazłam go w lokalu, siedzącego przy jednym ze stolików.

- Siadaj, - wskazał dłonią na kanapę na przeciwko niego. - Skoro już tu jesteś to musisz poznać smak prawdziwych, amerykańskich burgerów.

Spojrzałam się na niego, a potem na tackę z jedzeniem, która znajdowała się przed nim. Wśród opakowań z frytkami i napojami, leżało kilka zawiniątek w czerwono-żółte logo z napisem "In-n-out Burger". Odłożyłam torby na wolne miejsce na siedzisku, a sama usiadłam niepewnie.

- Nie patrz się tak na mnie. - Zagadnął, kiedy nadal nie sięgnęłam po jedzenie. - Nic z nimi nie zrobiłem. Mówię serio. - Dodał, kiedy zapewne zobaczył zawahanie na mojej twarzy.

Sięgnęłam po pierwszego burgera z brzegu. Czułam, że chłopak mnie obserwuje i czeka na moją reakcję. Ostrożnie rozwinęłam papierek i ugryzłam. Po chwili poczułam jakie jest to smaczne i sprawia, że moje kubki smakowe mają prawdziwą burzę smaków.

- To na prawdę jest przepyszne. - Powiedziałam po kilku gryzach. - Jeśli tak smakują u was, to już właśnie rozumiem ich popularność.

- To tylko niektóre restauracje mają tak dobre. Reszta sprzedaje syf.

Wracając wspólnie do domu nadal się dziwiłam, że najmłodszy z rodziny Covey'ów zaprosił mnie na wczesny lunch i był uprzejmy, zwłaszcza że wokół nas nie było ojca. Po raz pierwszy nawiązaliśmy jakąś normalną rozmowę we dwoje i to sprawiło, że poczułam się trochę lepiej.

Zapisane w gwiazdachWhere stories live. Discover now