15. Pokaz świateł

417 20 0
                                    

Wcale nie odliczałam dni i nie liczyłam ile godzin jakie dzieliły mnie od meczu. To nie przez ciągłe wiadomości od Kiery i dawnych przyjaciółek, wkręcałam się, że to jest tak jakby randka. Nie spędziłam kilku godzin w garderobie w ostatnich dniach, aby wybrać outfit, w którym będę wyglądać najładniej. Nie myślałam o tym non stop. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Prawda była całkowicie inna. Wraz ze zbliżającym się dniem meczu, co raz bardziej się denerwowałam.

- Oh, szykujesz się.

Do mojej sypialni zajrzał Xander. Zazwyczaj sobotnie popołudnia spędzał ze swoimi kolegami w klubie golfowym. Byłam przekonana, że będę sama i nie będę musiała się tłumaczyć ze swojego wyjścia. Nastawiłam się na to, że będę mogła spotkać gdzieś moich braci, ale jednak nigdy nie wychodziłam z domu tak wyszykowana. Mimo, że miałam na sobie tylko różowy crop top i jeansowe szorty, a na nogach białe trampki.

- Tak, jest mecz homecoming i zamierzam iść na niego. – Oderwałam się od nakładania różu na policzki. – Nie będzie to problemem?

- Skądże. – Zajął miejsce na fotelu, który stał się moim ostatnim nabytkiem. Brakowało mi jakiegoś wygodnego mebla, w którym mogłam się rozkoszować czytaniem książek. – Cieszę się, że wychodzisz i spędzisz trochę czasu poza domem.

- A ty masz jakieś plany? Bo nie wybierasz się na mecz?

- Przyjdzie dzisiaj kilku moich znajomych wieczorem na whisky i będziemy grali w pokera. Więc nie musisz się spieszyć z powrotem.

- Dobrze.

Nie spodziewałam się, że w sobotę o tej porze będzie taki ruch w drodze na stadion szkolny. Szło ślamazarnie i już wiedziałam, że na pewno będę spóźniona. To powodowało, że byłam jeszcze bardziej zdenerwowana i zestresowana. Zwłaszcza, że dzień wcześniej Beau poprosił mnie, abym spotkała się z nim przed meczem niedaleko szatni. Bardzo chciałam zdążyć i jeszcze osobiście życzyć mu powodzenia, ale uliczny korek zdecydował inaczej.

- Cześć. – Uśmiechnęłam się do blondynki, która siedziała obok mojego miejsca. Przynajmniej tego, które miałam napisane na bilecie, który dostałam wczoraj na porannych zajęciach od swojego sąsiada z ławki.

- Hej, ty musisz być Diana. Jestem Sophie, dziewczyna Kasena.

- Miło Cię poznać. – Ucisnęłam jej dłoń. – W ogóle o Tobie nie wspominał i nigdy Cię nie widziałam z nami na lunchu lub w szkole. – Spojrzałam na nią podejrzliwie.

- Oh, mam lunch na innej godzinie niż Wy i ubolewam nad tym. Faktycznie, nie mamy chyba wspólnych lekcji. Jesteś w ostatniej klasie, prawda?

- Tak, dołączyłam pod koniec zeszłego roku szkolnego. Przeniosłam się z Europy.

- No tak, przecież było głośno o tym, że do naszej szkoły przyszła zagubiona siostra Covey'ów.

- Kolejna osoba to wspomina, co jest z moim braćmi? Czy ktoś może mi to w końcu wytłumaczyć? – Westchnęłam zdesperowana.

- To były szkolne gwiazdki, nie wiem czym zasłynęli. W szkole zawsze jest sławnych kilka rodzin i cóż, należysz do jednej z nich.

- W sensie, przez co sławnych? Majątek, wyniki w nauce, sporcie?

- Po prostu to jest trudne do zdefiniowania. Już tak jest, Diana. – Spojrzała się na mnie. – Przychodzą kolejne pokolenia i przez nazwisko stają się popularni.

- To jest strasznie pokręcone.

Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się gra. W miedzy czasie przerwałyśmy na chwilę, ze względu na hymn USA. Rozmowa z Sophie wpłynęła na moją głowę dobrze i w końcu skupiłam się na czym innym przez chwilę. Spojrzałam na murawę i próbowałam zrozumieć, o co chodzi. Szukałam również bruneta, jednak nie było to takie proste. Każdy zawodnik nosił kask na głowie i musiałam wyglądać numerka sześć na koszulce. Przez to wszystko nie spytałam się Kiery lub braci, o co chodzi w tej grze. Niepewnie rozglądałam się po gigantycznym stadionie, jednocześnie go podziwiając i skubałam niewidzialne okruchy z jeasnowych spodenek.

Zapisane w gwiazdachWhere stories live. Discover now