Good Night Tomarry Cz.1

228 18 3
                                    

Autor: Kummie
Tytuł: Good Night
Pairing: Tomarry (Tom Riddle x Harry),HP/CD
Rodzaj: one-shot

Gatunek: au(zmiana fabuły i wieku bohaterów - uznajemy, że Harry jest na 6 roku, a akcja dzieje się podczas samego Turnieju), angst, romans, fluff, smut(!)

https://zawszetydrarry.blogspot.com/2017/05/good-night.html

•°•=•°•

Harry słyszał trzy rzeczy: głośny, szyderczy śmiech, szelest drzew i trzask ognia. Nie wiedział gdzie się znajduje, a jego chwilowe zamroczenie przerodziło się w kilkuminutowe omdlenie. Próbował otworzyć swoje ciężkie powieki, które były jak sklejone. Wiedział, że leży na ziemi, bo jego cienki strój, który dostał przez trzecim zadaniem, był niemal przemoczony od wilgotnej ściółki, na której leżał.
Przez jego umysł przewijały się tylko strzępki obrazów, które pojawiały się w jego umyśle niczym szybkie slajdy. Ostatnim, co pamiętał była przerażona mina Cedrika, kiedy to Harry niemal rzucił w niego tym cholernym świstoklikiem, ażeby ten ratował swój cholerny tyłek. Później pamiętał tylko swój głośny krzyk, który spowodowany był bólem jego blizny i nagłe osunięcie się na ziemię.
Gryfon wziął głęboki oddech, który choć na chwilę pomógł mu opanować jego bijące serce i powoli otworzył swoje ciężkie powieki.
Tak jak podejrzewał, jego oczom ukazał się cmentarz, na którym wylądowali razem z Diggory'm jeszcze kilkanaście minut temu. Gdzieś niedaleko niego Potter spostrzegł kręcącego się Glizdogona, do którego należał wcześniejszy śmiech. Stał on przy wielkim kotle, z którego wydobywały się bulgoczące dźwięki, które z niewiadomych przyczyn przyprawiały Harry'ego o dreszcze. Ten cholerny zdrajca trzymał w swojej dłoni kość, która aż za bardzo przypominała tą ludzką. Mruczał coś pod nosem, co jakiś czas mówiąc do czegoś leżącego na kamiennej ławce.
Potter poruszył się nieznacznie, zaciskając wargi w bólu, jednak zmusił swoje obolałe ciało i rozejrzał się po najbliższym terenie szukając swojej różdżki. Na jego wielkie nieszczęście nigdzie jej nie dostrzegł. Zamarł w bezruchu, kiedy usłyszał, że ktoś wymawia jego nazwisko. Uniósł głowę, patrząc z nienawiścią na Glizdogona, którego szczurza twarz patrzyła na niego z grymasem, który zapewne miał być uśmiechem.
- Potter! Zdążyłeś na czas! - powiedział wesoło mężczyzna, a Harry spojrzał na niego z odrazą. Nienawidził tego przebrzydłego szczura.
- Nie wymawiaj mojego nazwiska... - powiedział przez zaciśnięte wargi. Nienawidził tego faceta z całego serca.
- Jaki buntowniczy... - usłyszał. Miał wrażenie, że słowa te padły w jego umyśle. Rozejrzał się z konsternacją po cmentarzu, jednak nie znalazł właściciela owego głosu.
- Petrificus totalus!
Jego ciało momentalnie skamieniało, jednak jego myśli krążyły jak szalone. Czy to pora jego śmierci? Czy będzie bolało? Czy w końcu spotka się z rodzicami?
Myśli przelatywały przez jego głowę jedna za drugą, tworząc w niej kumulacje wszystkich jego obaw i lęków. Chcąc nie chcąc widział, jak Glizdogon podchodzi do niego kulawym krokiem ze swoim szczurzym uśmiechem. Pochylił się nad nim patrząc na jego skamieniałą twarz i Harry przez ułamek sekundy widział niepewność w oczach mężczyzny. Jego wahanie trwało jednak bardzo krótko i już po chwili, Potter poczuł ogromny ból na swoim przedramieniu, które niespodziewanie zaczęło go palić. Czuł, jak po jego chłodnej skórze zaczyna spływać ciepła, niemal wrząca krew, która kroplami zaczęła skapywać na wilgotną ziemię. Harry chciał krzyczeć, dać upust bólowi, który nawiedził go niespodziewanie, ale nie mógł. Sfrustrowany musiał patrzeć na Glizdogona, który z krwią na srebrnym nożu kierował się z powrotem do kotła. Gryfon zauważył, że obraz stał się zamglony i dopiero po chwili zrozumiał, że to jego własne łzy zaczęły płynąć po jego policzkach. Przeklinał w myślach, jednocześnie patrzył jak zahipnotyzowany na scenę, która rozgrywała się przed jego oczami i podświadomie wiedział do czego to wszystko prowadzi. Chciał odwrócić wzrok, kiedy Glizdogon z widoczną niecierpliwością wrzucał poszczególne składniki do wrzącego wnętrza kotła.
- Szybciej Glizdogonie! - usłyszeli jakby znikąd.
- T-tak, p-panie! - powiedział mężczyzna, patrząc jak na jego nieszczęście krew Harry'ego spływała ze sztyletu mozolnym tempem. Kiedy opary całego wywaru zmieniły kolor na krwistoczerwony, Glizdogon zaśmiał się swoim szczurzym głosem i odwrócił się niespodziewanie. Z dziwnym szacunkiem podniósł z ziemi coś opatulonego w czarną tkaninę i uśmiechając się przebrzydle wymruczał coś cicho i wrzucił ową rzecz wraz z materiałem. Zupełnie nagle wszystko przybrało oślepiającego blasku, a po chwili nastała ciemność, która towarzyszyła rozrywającemu bólowi w okolicy jego blizny.

~| One Shoty & Miniaturki |~Where stories live. Discover now