Jesień Tomarry

365 18 1
                                    

By Inkwashed
Romance, [Harry P., Tom R. Jr.]

Dzwonek w ponurym sklepie Borgina i Burkesa zwykle rozlega się stanowczo lub też niemalże napastliwie, przecinając pomieszczenie brzęcząco–skrzekliwym dźwiękiem. Zwykle zaraz po tym trzaskają drzwi (czemu zwykle towarzyszy drżenie szklanej witryny), a następnie (również zwykle) rozlegają się ciężkie kroki lub delikatny stukot kobiecych obcasów.

A jednak, kiedy Tom przegląda pocztę rozłożoną na ladzie, pijąc zimną już kawę, dzwonek jest wręcz nieśmiały, ciężkie, masywne drzwi nie trzaskają (co samo w sobie stanowi ewenement, bowiem nie trzaskają wyłącznie jemu), a przez krótki moment nie rozlegają się żadne kroki, jakby potencjalny klient zamarł tuż przy wejściu, niczym złodziej przyłapany na gorącym uczynku albo ofiara myśliwego in spe.

Tom wie, że to Harry, i to jeszcze zanim podnosi wzrok znad skrzętnie zapisanych pergaminów. Nawet nie patrząc na chłopaka, jest w stanie wyobrazić sobie, jak ten rozprostowuje i zgina palce prawej dłoni w swoim zwyczajowym nerwowym geście, a jego stopa robi jeden cichy krok do tyłu, kiedy nagle opuszcza go cała pewność siebie.

– Cześć – mówi Harry.

Tom lustruje go krótkim, obojętnym spojrzeniem. Ostatnim razem widział go na Pokątnej, blisko miesiąc temu, przez witrynę apteki Mulpeppera. Nie musieli nawet zamieniać ani jednego słowa, aby zorientował się, że Harry w nim pracuje, a jego plan (a raczej plan Albusa Dumbledore'a) powrotu do swoich czasów ponownie spełzł na niczym – i prawdopodobnie będzie spełzał na niczym przez kolejne dwa lata. Mimo wszystko nie mógł pozbyć się wrażenia, że Harry wygląda od tamtego czasu nieznacznie inaczej. Na zmęczonego i melancholijnego, jakby jeszcze jeden miesiąc w 1945 roku był w stanie sprawić, że ostatecznie zrezygnuje z mrzonek o normalności i spokoju.

– Cześć – odpowiada szorstko. Ponownie powraca do przeglądania przysłanych pergaminów, po czym dodaje: – Jeżeli przyszedłeś ze względu na cośrodową dostawę, to muszę cię zmartwić. Jedna z przesyłek poważnie zraniła naszego dostawcę. Od sześciu godzin czekamy na zastępstwo, ale najwidoczniej nikt się już do nas dzisiaj nie pofatyguje.

Następne słowa Harry'ego brzmią niepewnie, a Tom nie potrafi stwierdzić, czy to przez chłodny ton jego głosu, czy może przez wspomnienie wypadku, na który równie dobrze sam może się pisać podobną propozycją:

– Nie przyszedłem ze względu na dostawę. Szukam nowej pracy.

–––

Tom nie wie, czym kierował się stary Borgin, kiedy zgodził się przyjąć Harry'ego do pracy – bo z całą pewnością nie zdrowym rozsądkiem. Co prawda w Hogwarcie Harry został przydzielony do Slytherinu, następnie ukończył szkołę z względnie dobrymi wynikami, a druga osoba w sklepie, tym bardziej w czasie dostaw, mogłaby stanowić dla samego Toma niesamowite odciążenie, jednak, szczególnie ze swoją niemożnością skupienia się i niedbałością, a także wiecznym roztargnieniem, chłopak był ostatnią osobą, która powinna zostać przyjęta do miejsca pełnego czarnomagicznych przedmiotów.

Tom nie martwi się o Harry'ego, naturalnie, a o sklep i siebie samego. (Choć sam przed sobą nie potrafi przyznać, że nie chodzi o gniew, z którym mógłby się ujawnić, a który mógłby nieść ze sobą późniejsze przykre konsekwencje, a o zdenerwowanie zgoła innego rodzaju, dopadające go za każdym razem, gdy Harry uśmiecha się nieznacznie, poprawia okulary lub też przelotnie go dotyka.)

– Powinieneś już wszystko wiedzieć. Jeżeli jednak miałbyś jakieś pytania, zwróć się z nimi do Toma. Jego pokój znajduje się tuż obok twojego. – Borgin przenosi spojrzenie z Harry'ego, stojącego przy odrapanym oknie swojej nowej sypialni, na Toma, opartego o framugę otwartych drzwi. Wygląda przy tym tak, jakby właśnie zdał sobie sprawę z jakiegoś istotnego szczegółu, który dopiero co przeoczył. – Zresztą musicie się już znać, skoro uczęszczaliście razem do Hogwartu, jak mniemam?

~| One Shoty & Miniaturki |~Where stories live. Discover now