Prolog

54 5 4
                                    

Dziewczyna o imieniu Amber, pewnej letniej nocy, kiedy jej opiekuni spali, wymknęła się przez okno.
Popędziła do portu, ponieważ musiała zdążyć na statek do Griffin Rock.
W ostatnim momencie skoczyła na drabinę z tyłu statku.
Po długiej całodziennej podróży, jej darmowa podwózka dopłynęła do celu.
   Zanim okręt przypłynął do brzegu zeskoczyła do wody, i najszybciej jak umiała popłynęła do brzegu. Kiedy tylko wyszła na suchy ląd, ruszyła do lasu. Będąc pod koronami drzew, dziewczyna poczuła wolność, której tak jej brakowało przez całe życie.

//2 lata później//

   "W przeciągu ostatnich dwóch lat mieszkałam w lesie. Nic się ciekawego nie działo, może oprócz tego, że w mieście pojawiły się roboty, które niby są kontrolowane przez głos ich "właścicieli". Nie wierzę w to, ponieważ kiedy była wystawa, jeden z nich poruszył się sam z siebie.
   Od tamtego czasu, boty robiły za ekipę ratowniczą. Nie mogę powiedzieć, że ich nie śledziłam, ponieważ bym skłamała."
   Z hukiem zamknęłam pamiętnik oraz schowałam go do plecaka, który zostawiłam na gałęzi ogromnego dębu. Postanowiłam, że pójdę do sklepu po cokolwiek do jedzenia.
   -Opłacało się wyprowadzić na spacer te dwadzieścia psów, przynajmniej mam trochę kasy.- powiedziałam sama do siebie z uśmiechem oraz zaczełam iść leśną ścieżką na miejsce.
   Kiedy byłam już przy sporzywczaku, nad moją głową przeleciała latarnia. Zaskoczona upadłam na twardy asfalt drogowy. Przez parę sekund siedziałam  w miejscu i nie wiedziałam co zrobić, do momentu, kiedy nie leciała w moją stronę ciężarówka. Chciałam się podnieś, ale teraz zaczełam czuć ból w mojej prawej nodze, przez co nie mogłam wstać. Byłam przygotowana na śmierć, więc zamknęłam oczy, ale o dziwo nic się nie stało. Powoli i niepewnie otworzyłam powieki,  zobaczyłam jednego z robotów z ekipy ratowniczej. Jak się nie mylę nazywa się Boulder, chyba....
   -No cóż nie muszę znać ich imion, to nie jest mój obowiązek- pomyślałam nie zdając sobie sprawy, że cały czas patrzę przed siebie. Po piętnastu sekundach otrząsnęłam się i zorientowałam się, że już jestem sama na ulicy.
   Chciałam wstać, ale nie mogłam. -Cholera.... No dawaj Amber....- powiedziałam do siebie i spróbowałam po raz kolejny, ale z tym samym skutkiem.
   Po upływie około 18 minut ponowilam próbę wstania i tym razem się udało. -Dobra, teraz do dębu- pomyślałam i wyruszyłam w drogę.

Z innego świata...//Transformers Rescue bots//Robots In DisguiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz