I tu przerwał swój wywód. Poczułam jak łza spływa mi po policzku,a całe moje ciało krzyczy z rozpaczy. Byłam skazana na taki los długo przed moimi narodzinami. Tylko kogo mogłam za to winić? Moją ukochaną babcię? Maratusa za zemstę? Czy świat za ich nieszczęśliwą miłość? W tamtym momencie chciałam rozpaść się na kawałki.

Nagle, Maratus przemówił do mnie w myślach:

– Dziecko, bądź pokorna i nie zachłyśnij się tym co otrzymasz, poczujesz, że możesz podbić cały świat, jednak pamiętaj o tym jak bywa to zgubne. Poradzisz sobie, bardzo przypominasz swoją babcię. Kochałem ją do końca swoich dni. Żegnaj.

– Żegnaj Lucyferze. Utrzymaj honor naszej rodziny.

– Nie! Zaczekaj!

Jednak już nie było odpowiedzi, Maratus opuścił moje ciało.
Poczułam jak wraca bicie mojego serca, jak wzrok się wyostrza a zmysły wracają do normy. Mimo to uczucie słabości mnie nie opuszczało, jakby ciało dalej z czymś walczyło.

Artos podszedł do mnie, zdejmując koronę. Próbowałam wstać ale strasznie kręciło mi się w głowie, opadłam na tron, gapiąc się przed siebie.

– Coś się jej stało? – głos Lucyfera odbił się echem po sali.

Chyba zapomniał, że z Artosami rozmawia się w myślach. Nie wiem dlaczego ale bardzo mnie to rozbawiło, uśmiechnęłam się do siebie, w dalszym ciągu starając się, wrócić do "żywych". Poczułam ciepło na mojej dłoni, było znajome i przyjemnie otulało moją zamarzniętą skórę. Popatrzyłam lekko w dół – to Lucyfer. Ten fakt sprawił mi przyjemność, cieszyłam się z jego wsparcia.

– Może chcesz się położyć Jasmine? Jest tu pełno komnat, z których chwilowo możemy skorzystać.

– Nie. Zaraz się ogarnę, daj mi jeszcze chwilę.

Przeraziło mnie to, jak ciężko było mi mówić. Każde słowo paliło mnie w gardło.

Nie wiedziałam, ile czasu upłynęło ale na moje oko, około godziny. Dopiero wtedy poczułam się na tyle silna by wstać.

– Jestem gotowa, chcę wracać do domu.

~Domu? Piekło nazwałam domem?Chyba coś mi się uszkodziło podczas tej hipnozy.~

Lucyfer pomógł mi wejść po schodach, nadal lekko słaniałam się na nogach.
Gdy opuściliśmy zamek, Artos odezwał się do mnie po raz ostatni:

– Byłaś dzielna Jasmine. Pamiętaj, że jesteś wyjątkowa. Jako przedstawiciel Zakonu Mnichów Artosów, chciałbym w imieniu swoim i reszty, serdecznie ci podziękować za poświęcenie, którego chcesz dokonać na rzecz ratowania świata,to wielka szlachetność. Na pewno jeszcze się spotkamy. – ukłonił się lekko i podszedł do Lucyfera, jak mniemam się pożegnać.

Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, zatkało mnie totalnie. Nie liczyłam na takie słowa. Nie wiedzieć czemu, bardzo mnie to wzruszyło. Chciało mi się wyć i cieszyć jednocześnie.Z jednym Lucyfer miał rację, Mnisi to najmilsze stworzenia w piekle.

Nim się zorientowałam Artosi zniknęli a zamek zaczął zapadać się pod ziemię. Ze smutkiem, patrzyłam jak piach wciąga najpiękniejszą budowlę jaką widziałam w życiu. Po chwili, patrzyłam już tylko na pustkę. Ogarnęła ona i mnie.

– Wszystko w porządku Jasmine?-zatroskany głos wyrwał mnie z osłupienia.

– Powiedzmy, że tak.

– Możemy wracać?

W odpowiedzi podeszłam do Lucyfera, obejmując go tak aby na pewno nie odlecieć podczas teleportacji. Wsłuchałam się w bicie jego serca a po sekundzie, wszystko wokół zaczęło wirować. Podróż powrotna minęła mi jakoś szybciej i łagodniej.

Diabelska droga [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now