Rozdział 6 cz.1

13 2 2
                                    

Nic nie trwa wiecznie

W całym domu unosił się zapach pieczonego ciasta z jabłkami, które matka Sary piekła na podwieczorek. Maks siedział w salonie przed telewizorem, udając, że się uczy i korzystając z nieobecności siostry, zajął dla siebie kanapę i kablówkę. Nic nie zapowiadało, że miły dla wszystkich wieczór zamieni się w istny koszmar.

Ewa nawet nie wiedziała, kiedy stanęła w progu salonu i patrzyła jak jej syn robi miejsce na kanapie dla nieprzytomnej siostry, by Tristan mógł ją wygodnie położyć. Widziała ślady po łzach na zarumienionych policzkach córki. Słuchała jakby z oddali jak roztrzęsiony chłopak opowiadał coś o szklistych oczach Sary przed zemdleniem, jak szeptała nieświadomie, że ktoś nadchodzi.

Stała. I tylko stała. Nawet nie podeszła do córki, jedynie przyglądała się wszystkiemu jak posąg.

– Co się stało...?

Głos Sary był cichy, ale wszyscy go usłyszeli. Czekali na jakąkolwiek oznakę życia z jej strony i mimo ulgi, zmartwienie nie ustało.

Kobieta po usłyszeniu szeptu córki otrząsnęła się i podeszła do niej, ale nawet nie zdążyła złapać Sary za rękę. Niematerialna siła odepchnęła ją w tył. Ewa poleciała wprost na przeciwległą ścianę, boleśnie obijając o nią plecami, a tuż obok niej wylądowali Maks z Tristanem.

– Co to było... – wyjąkał z trudem Maks. – Mamo... – Przyczołgał się do leżącej bezwładnie kobiety. Szumiało mu w głowie. – Mamo. – Szturchnął ją za ramię.

Ewa wydała z siebie zduszony jęk i ociężale podniosła się do pozycji siedzącej.

– Spójrzcie tam. – Tristan wskazał palcem w przestrzeń za kanapą, podnosząc się z kolan.

W powietrzu, jakieś półtorej metra od nich rozbłysnął złoty ogień. Nie żółty czy pomarańczowy. Oślepiająco złoty. Zaczął się formować, rysując w przestrzeni coś na kształt pękniętego szkła o płonących rysach. Z upływem czasu zjawisko przybrało bardziej naturalną barwę ognia, zmniejszając swój blask. Następnie pęknięcia rozstąpiły się ukazując czarną głębię z ledwie widocznymi, migoczącymi czerwienią punkcikami. Zdawać by się mogło, że patrzeli na atramentową noc przez wybitą szybę, tylko zamiast lśniących gwiazd, ten pozorny nieboskłon zdobiły mroczne i wrogie, rubinowe poblaski. Z wnętrza tej osobliwości wyłoniły się Ambry; ogniki wielkości pięści w kolorze czerni, stopniowo zmieniającej się w szarość – od środka na zewnątrz.

We wnętrzu wyrwy ukazał się zarys człowieka, a zaraz po tym dobiegł wszystkich męski głos:

– Przybyłem.

Po tych słowach postać ukazała się w pełni, stojąc w salonie jak żywa z leniwie rozłożonymi rękoma i diabelskim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.

Chłopak stanął przed kanapą, wysoki o smukłej budowie ciała, hebanowych włosach i idealnie czarnym stroju w wojskowych butach. Jedynie jego oczy były tak jasne na tle tego wszystkiego, że zdawały się niemal mienić białawą poświatą.

Wyrwa zniknęła za jego plecami, zamieniając się w kulę wirującego ognia, który zapadł się w sobie, jednakże te dziwne czarno-szare ogniki nadal unosiły się w powietrzu, tworząc płonącą czernią aureolę wokół głowy przybysza.

Sakralny Świat nie był Sarze obcy, nie żyła w nim na co dzień, ale miała jakieś pojęcie na jego temat. Jednak cała ta sytuacja wprawiła ją w niemały szok, kompletnie nie wiedziała, co się właśnie działo. Czuła się bardziej Nieświatłą niż zazwyczaj. Kątem oka zauważyła, że Tristan i Maks podeszli do niej i stanęli tuż obok wezgłowia kanapy.

Anielskie Dusze - Cienie DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz