Bokhaidowi oczy prawie wyszły na wierzch.

– Co?

– Powiedział mi również, że Ames usunął czakrę serca i wybrał ciemną stronę.

Na chwilę całkowicie znieruchomiał, po czym wypuścił powietrze przez zęby.

– Na cały wszechświat – szepnął. – Przeszło mi to przez myśl po jego wczorajszym zachowaniu, ale... – Pokręcił głową. – Wszystko strasznie się pokręciło.

– Mało powiedziane.

– Czemu Ignatia chciała cię porwać?

– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale się dowiem.

Wyciągnę prawdę z Ignatii, nawet jeśli miałabym to zrobić siłą.

– Gdzie jest teraz Ames? – zwróciłam się do strażnika.

– Tutaj.

Krzyknęłam, kiedy usłyszałam za sobą głęboki głos. Obróciłam się i ujrzałam przed sobą Amesa, który stał zdecydowanie zbyt blisko mnie. Natychmiast się odsunęłam, zwiększając między nami odległość.

– Możesz już wyjść – powiedział do Bokhaida, patrząc na niego ponad moją głową i za chwilę dobiegł mnie dźwięk zamykanych drzwi. – Znowu czegoś ode mnie chcesz, Kruszyno?

– Nie nazywaj mnie tak.

Nienawidziłam sposobu, w jaki wymawiał moje przezwisko. Cały czas pamiętałam, jak w głębi duszy uwielbiałam, gdy się tak do mnie zwracał. Ale wtedy myślałam, że mnie kocha.

Wtedy wszystko było inne.

– Wcześniej ci to nie przeszkadzało.

– Ale teraz zaczęło – warknęłam.

Ames uśmiechnął się. Spojrzałam mu w oczy, myśląc, że może zobaczę w nich jakiekolwiek uczucie, ale po raz kolejny powitała mnie pustka. Dlaczego? Dlaczego wyrzucił wszystko, co nas łączyło? Jak mógł tak po prostu to zrobić?

– Chcesz czegoś ode mnie – stwierdził. – Wyduś to z siebie.

Otrząsnęłam się z myśli i oznajmiłam:

– Jeżeli mam zostać z bratem dłużej w Podziemiu, nie możemy korzystać z twoich komnat. Przenieś nas gdzieś.

– Nie.

– Dlaczego? Przecież zamek jest ogromy. Na pewno znajdziesz jakąś wolną komnatę, w której mógłbyś nas umieścić.

– Och, mam mnóstwo wolnych komnat – powiedział, uśmiechając się szerzej. – Po prostu nie sądzę, żeby to było rozsądne.

– A to niby dlaczego? – Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Władcy zatrzymali się w zamku na cały tydzień. Nawet w moich komnatach nie jesteś do końca bezpieczna, co potwierdza zdarzenie z nocy. Powinnaś spać ze mną, w mojej sypialni, żebym mógł cię mieć na oku.

– Chyba żartujesz – wykrztusiłam.

Nie żartował. Miał poważny wyraz twarzy i, cóż, pusty.

– Phyllon jest przebiegły. Wykorzysta każdą okazję, żeby uprzykrzyć ci życie, a gdybyś dostała swoje komaty, miałby ułatwione zadanie. Najbezpieczniejsza opcja dla ciebie to spanie ze mną. Nie odważy się mnie zaatakować.

– Nie będę z tobą spała. W życiu. Zapomnij. – Pokręciłam głową. – Przenieś mnie i mojego brata do innych komnat.

– Nie.

Serce w OgniuOnde histórias criam vida. Descubra agora