Rozdział czternasty

483 43 14
                                    

                                                               Rozdział czternasty

                                                                         THOREN

Krążę po norze Ezekiela gotując się ze złości. Jestem przekonany, że zaraz coś rozjebię i naprawdę mało będzie mnie interesowało, czy to będzie gliniany kubek, czyjś łeb czy pierdolone sanie, które stoją przed jego chałupą. Minęły dwa dni.

Dwa jebane dni odkąd Lucille uciekła z mojego mieszkania. Nie powinienem się tym przejmować. Ofiarowałem jej więcej niż zasługiwała. Ach! Wkurwiam się, głównie na siebie, za to, że od razu tu przyjechałem. Czemu poczułem tę silną potrzebę, by się z nim spotkać? Ten stary obdartus w niczym mi nie pomoże! Wiedziałem, że dziewczyna coś kombinuje. Od samego początku miałem ją na oku i nie spuszczałem, choć pewnie myślała inaczej. Sądziła, że jest w stanie mnie przechytrzyć. Zwodzić za nos robiąc głupka. Nic z tego. Dawałem jej przestrzeń, czekałem. Obserwowałem. Sprawdzałem na ile słowa, które wydawały się niezmąconą szczerością, są nią w rzeczywistości. Powiedzieć, że się zawiodłem, to jak nic nie powiedzieć. Gdzieś w głębi miałem tę żałosną nadzieję, że jednak zawróci. Że zrozumie, iż ucieczka wpędzi ją w jeszcze większe kłopoty.

Nie zrobiła tego.

– Nie lubisz kiedy coś wymyka ci się spod kontroli, prawda? – Spogląda na mnie z dziwnym skupieniem, które tylko podkręca szalejący we mnie gniew. – Nie doceniłeś jej. Sądziłeś, że będziesz mógł nią sterować.

– Przede wszystkim uważałem ją za mądrzejszą. – Warczę zatrzymując się przy starej komodzie.

– Człowiek owładnięty bólem posuwa się do różnych rzeczy. – Stwierdza spokojnie. – Musisz ją odnaleźć.

– Muszę to skręcić jej kark. – Syczę.

– Świetnie, zrobisz to zaraz po tym jak ją znajdziesz. – Ezekiel okrąża stół i podchodzi bliżej. Przez jego dziurawy sweter widać fragment posiniaczonego ciała. Ściągam brwi, nie podoba mi się to co widzę.

– Kto cię pobił? – Pytam tonem, który nakazuje natychmiastową odpowiedź.

– Oni. – Rzuca bez emocji.

– Co im zrobiłeś?

Ezekiel macha dłonią, na co zaciskam mocniej zęby. Do cholery, nie może ze mną w ten sposób pogrywać! Podchodzę do niego i chwytam za szmaty. Nawet nie protestuje. Jest kurewsko uległy. Jakby wiedział, że wcale nie chcę zrobić mu krzywdy.

– Dlaczego cię pobili? – Nie odpuszczam.

– Bo mnie nie lubią. – Na jego ustach pojawia się delikatny uśmiech. – Ciebie z resztą też.

– Doprowadzasz mnie do szału! – Cedzę przez zęby i nie mogąc się powstrzymać wsuwam drugą rękę w kieszeń kurtki, aby wyjąć nabity pistolet. – Nie pogrywaj ze mną! Słyszysz! – Krzyczę wymachując bronią przed jego twarzą.

– Wiem mniej niż ty, kostucho. – Zapewnia spokojnie. – Przestać zachowywać się jak wściekły rosomak. Masz ważniejsze sprawy, niż grożenie mi pukawką.

– Odstrzelę ci łeb!

– Nie marnuj naboi. – Spogląda na mnie ze skupieniem. – Znajdź tą dziewczynę, a powiem ci coś, co z pewnością wywróci twój świat do góry nogami.

– Nie, nie. – Sarkam. – Nie będziesz mówił co mam robić.

– Wspólnota chce zemsty, kostucho. Jeśli jej na to pozwolisz, to nie ma czego ratować.

Till the Last Breath (Romantic thriller 18+)                    ZOSTANIE WYDANE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz