Rozdział 13

64 3 0
                                    

- możesz wejść. Tylko zdejmij buty ,proszę. - powiedziała brunetka ,wchodząc do swojego domu. Mikey przytaknął ,posłusznie zdejmując buty ,a następnie ruszając z zakupami za dziewczyną. Rozejrzał się trochę ,przy okazji zauważając średniej wielkości salon, jak i korytarz. W końcu ,jednak weszli do kuchni. Chłopak dał siatki z zakupami na stół i spojrzał na brunetkę ,która wyjęła z szafki kubek ,a następnie nalała sobie energetyka.

- chcesz coś do picia?- spytała zielonooka. Mikey jedynie patrzył na nią przez chwilę ,po czym podszedł do dziewczyny i spojrzał na gazowany napój z puszki.

- co ty w tym widzisz?- spytał blondyn ,biorąc puszkę i przystawiając do nosa ,by sprawdzić zapach smakowego napoju.

- nie piłeś nigdy energetyka? Większość nastolatków za nimi szaleje jak alkoholik za wódką- powiedziała brunetka, spoglądając na chłopaka. Mikey jedynie odłożył puszkę, po czym spojrzał w stronę dziewczyny.

- nie piję takich napojów. Raczej nigdy mnie nie ciągnęło do tego typu rzeczy. - powiedział czarnooki. Luna przytaknęła , po czym wzięła łyk niezdrowego napoju.

- to co chcesz do picia?- spytała dziewczyna. Mikey jedynie uśmiechnął się i odpowiedział.

- nic. Pomogę ci rozpakować zakupy- blondyn z zadowoleniem zaczął wyjmować z siatek produkty spożywcze. Luna widząc to odłożyła kubek z napojem, po czym zaczęła chować wyjmowane zakupy do szafek i lodówki.

- jak na środek dnia masz tu trochę cicho. Twoi rodzice wyszli z domu?- spytał czarnooki z zaciekawieniem. Nie było słychać żadnych hałasów, do tego salon był pusty. Zazwyczaj o takiej porze większość domowników spędza czas w salonie, lub sprząta. Czasem też zdarza się po prostu spędzanie razem czasu ,jednak nie w domu dziewczyny. Tu trwała po prostu cisza.

- Po prostu jest cicho. U nas często tak jest. Mamy spokojną okolicę i spokojny styl życia. - powiedziała Luna wkładając do szafki mąkę. Mikey spojrzał na nią lekko zdziwiony. Sam w końcu mieszkał w tradycyjnym domu ,w którym było spokojnie i przeważnie trwała cisza. W końcu ich dziadek nie raz miał drzemki w środku dnia ,jak i po prostu czasem Mikeya i Emmy nie było w domu ,jednak zawsze zdarzały się małe hałasy, rozmowy, czy też śmiechy. W domu Luny ,zaś trwała grobowa cisza, jakby po za nimi nikogo nie było.

- Luna-san, u mnie w domu też nie raz jest spokój ,ale zawsze są jakieś rozmowy. Twoi rodzice pracują w weekendy?- spytał zaciekawiony chłopak. Nie jego wina. Był ciekawski jak zawsze, co więcej chciał poznać brunetkę. Luna ,jednak nie odpowiedziała. Cisza trwała może dwie lub trzy sekundy. Przerwał ją ,jednak chłodny jak zimowe powietrze glos.

- nasi rodzice nie żyją.- Mikey słysząc te słowa lekko zamarł. Nie Luna wypowiedziała te słowa. Był to ktoś inny. Blondyn odwrócił się zerkając na wejście do kuchni. Chłopak o brązowych włosach i oczach tego samego koloru co Luna ,stał w drzwiach kuchni. Miał na sobie białą koszule nocną, a jego włosy były dość mocno poplątane. Wyglądał jakby dopiero wstał. Co więcej jego podobieństwo do Luny było zbyt uderzające. Większym szokiem niż zobaczenie męskiej wersji dziewczyny ,było to co chłopak powiedział. Mikey po prostu milczał nie wiedząc co powiedzieć. Było niezręcznie. Nieznajoma osoba wchodzi do kuchni mówiąc o śmierci rodziców. Przywitanie się to coś naturalnego przy poznawaniu nowej osoby ,jednak w tej sytuacji byłoby nie na miejscu. Sam fakt ,że Mikey dopytywał o rodziców Luny ,którzy jak się okazuje ,nie żyją sprawiał ,że odzywanie się teraz było trudne.

Tokyo Revengers: Past, Present and Future. ( Mikey x oc , Chifuyu x oc ) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz