– Postaram się częściej w takim razie.

Alpanu zabrała się za malowanie mojej buzi a ja patrzyłam na nią z zaciekawieniem.

– Czyli dziś dostanę innego opiekuna niż ty? – zapytałam wyrywając ją ze skupienia.

– Dzisiaj zajmie się tobą sam Lucyfer.

Chwilowo zabrakło mi tchu a ślina jakoś ciężko przeszła przez gardło.

~Sam na sam z Lucyferem? Przez cały dzień?~

Ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Radość? Stres? Podekscytowanie?

– Nie masz czym się przejmować. Polubił cię..no i jesteś mu potrzebna więc na pewno będzie cię dobrze traktował.

– Nie mam co do tego wątpliwości.. Jednak wiesz, z każdym dniem wszystko staje się dla mnie bardziej realne i wyraźne. On jest cholernym władcą piekła.

– I to diabelsko przystojnym, co? – spojrzała na mnie z drwiną.

Doskonale wyczuła, jak zareagowałam na nasz wspólny dzień. Oczywiście, że był dla mnie przystojny, niezwykle męski. Ale bardziej niż to, intrygowała mnie jego osobowość. Z jednej strony bez uczuć i skrupułów,a z drugiej pamiętałam nasz ostatni, wspólny wieczór..Ale to wolałam zachować dla siebie.

– Owszem, nie będę kłamać. Ale bardziej ciekawi mnie jego osobowość. Zawsze jest taki oschły i powściągliwy ale czuję, że jest jakieś drugie dno. – odpowiedziałam z lekkim zakłopotaniem.

– Jeśli tak o nim myślisz to powodzenia maleńka. Lucyfer nigdy nikogo nie kochał, nigdy się przed nikim nie otworzył, nigdy nie zaznał szczęścia ani normalności. Nie chcę żebyś gorzko się rozczarowała gdy zaangażujesz się w cokolwiek z nim związanego. Oczywiście, nie twierdzę, że patrzysz na niego w ten sposób, po prostu cię ostrzegam. Wiem, że jesteś światłem w tym świecie, ostatnim promyczkiem słońca i nadzei ale tego światła może ci zabraknąć przy nim.

Słowa Alpanu mnie rozbiły, nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Powiedziała to z takim przekonaniem i pewnością.
Nie myślałam o Lucyferze w sposób romantyczny-nie miałam takiej odwagi. Jednak więź, którą czułam między nami, dusiła mnie bezpowrotnie.

– Nie myślę o nim w ten sposób Alpanu. Jest na to o wiele za wcześnie no i nie przyszłam tu szukać miłości. Poza tym, zamierzam się ciebie słuchać, znasz go najlepiej.

W odpowiedzi tylko się uśmiechnęła, jakby totalnie nie wierzyła moim słowom.

Po chwilowej ciszy rzekła:

– Skończyłam, wyglądasz nieźle. Kosmetyki możesz zabrać do siebie.

– Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że będę mogła się kiedyś odwdzięczyć.

Spojrzałam w lustro, wyglądałam inaczej niż zwykle. Makijaż był dosyć mocny ale nie krzykliwy. Kreska na oku, wytuszowane rzęsy i krwiście czerwony balsam na ustach.

– Nie będę Ci już przeszkadzać. Do zobaczenia później?

– Być może jeszcze się dziś złapiemy. Narka!

Uśmiechnęłam się do Alpanu i wyszłam. Wstąpiłam do pokoju tylko po to żeby zostawić kosmetyki i poszłam prosto do Lucyfera.

~Ciekawe o czym chce porozmawiać.~

Zapukałam dwa razy, oczekając na zaproszenie do środka.
Stałam tak przez chwilę,jednak nikt nie otwierał, mimo powtórzonego pukania. Z lekkim wahaniem, postanowiłam wejść.

Pociągnęłam za klamkę i:
– Lucyferze? Przepras..

Zdanie utknęło mi w gardle. Lucyfer wyszedł prosto spod prysznica, nie mając na sobie nic, prócz ręcznika owiniętego wokół pasa. Mogę przysiąc, że w tamtym momencie, moje policzki rozpaliły się do czerwoności. Wyglądał nieziemsko.. Wyrzeźbiony brzuch, szeroka klatka, wszystkie mięśnie idealnie zarysowane, do tego tatuaże, których do tej pory nie zauważyłam. Lucyfer zawsze chodził w koszulach na długi rękaw, zapiętych praktycznie na ostatni guzik.
Jedną rękę pokrywały jakieś wzory.
Drugą odwzorowanie piorunów.
Na obojczykach wił się wąż.
Największą uwagę przykuwał jednak smok na środku klatki. Wyglądający jak prawdziwy, mogłam dostrzec każdy szczegół mimo odległości. Rozciągał się prawie na cały brzuch-od żeber aż po miejsce, w którym kończył się ręcznik..

~Z bliska to dopiero musi wyglądać.~

Uwielbiałam tatuaże, zresztą sama miałam wytatuowaną całą rękę, część pleców i żebra. Każdy tatuaż na moim ciele, miał dla mnie ogromne znaczenie, trzy jednak były najważniejsze; Feniksa na żebrach, zrobiłam po śmierci rodziców, jako symbol nowego życia, odrodzenia i podniesienia się po tragedii, która mnie spotkała. Motocykl na przedramieniu;symbol tego, co napędzało mnie do życia. I trzeci tuż pod lewą piersią-kontur naszego ostatniego, rodzinnego zdjęcia; ku pamięci.

– Przepraszam, nie spodziewałem się ciebie tak szybko. Daj mi 5 minut i będę gotowy. Poczekaj w tym czasie na kanapie. – głos Lucyfera wyrwał mnie z chwilowego osłupienia.

– To ja przepraszam, nie powinnam wchodzić bez pozwolenia ale dosyć długo stałam pod drzwiami i..

w tym momencie przerwał mi moje desperackie tłumaczenie, chyba wyczuł, że sytuacja mnie zawstydziła. Zresztą jak mógłby nie zauważyć tego, że gapię się na niego jak głupia.

– Daj spokój, nic się przecież nie stało. Zaraz wracam. – rzucił z uśmiechem, znikając w korytarzu.

~Rany,co za kompromitacja! Co ty nie widziałaś półnagiego faceta? Poważnie?~

Nie podobało mi się to, że Lucyfer stawał się dla mnie atrakcyjny, nie miałam prawa tak o nim myśleć. Poza tym, trafiłam tu pod przymusem, co prawda, w szczytnym celu ale jednak.. Prawie w ogóle go też nie znałam a on był szatanem. Dlaczego więc moje myśli tak szalały? Nie mogłam sobie pozwolić na takie uczucie a zaczynałam mieć wrażenie, że traciłam nad tym kontrolę.
To chyba denerwowało mnie najbardziej-brak kontroli.

Minęły może 3 minuty a głos Lucyfera rozniósł się po pomieszczeniu:

– Na początek wyjaśnię ci, na czym polega obudzenie twojej mocy. – powiedział, siadając obok mnie na sofie.

– W takim razie zamieniam się w słuch.

Nie bałam się już, po prostu chciałam mieć to za sobą.

Diabelska droga [ZAKOŃCZONE]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang