Rozdział 17

178 11 2
                                    

Sprint pomógł Damianonwi trochę ochłonąć i gdy wreszcie zwolnił zaczął sobie wyrzucać, że jest doszczętnym i niereformowalnym idiotą.
Jak, do cholery jasnej, jak mógł pomylić ojca Anyi z jakimś jej adoratorem.
Czy miłość aż tak go zaślepiła? A może po prostu jest kretynem?
Pokręcił głową.
Teraz Anya już na pewno uważa go za jakiegoś nienormalnego.
Zwolnił i przygarbił się.
Dlaczego musi mieć takiego pecha w miłości?

° ° °

-Co to było? -zapytał Loid, gdy tylko drzwi się za nim zamknęły. -Nie mówiłaś mi, że masz chłopaka. -dodał, marszcząc groźnie brwi.
Anya wzruszyła ramiona i wycofała się do swojego pokoju, żeby odłożyć kwiaty i czekoladę.
-To nie jest mój chłopak! -zawołała i po chwili wróciła z powrotem do ojca. -A nawet jakby był, to kiedy niby miałabym ci o nim powiedzieć? -spytała, w nagłym przypływie odwagi. -Wtedy, gdy prosiłeś do telefonu Yor, choć to ja odbierałam? Czy może kiedy rozłączałeś się lub nie odbierałeś, gdy to ja dzowniłam do ciebie?
Loid odwrócił wzrok.
-Nie chciałem... nie chciałem z tobą rozmawiać, bo martwiłem się, że będziesz za mną tęsknić bardziej niż jeśli bym się do ciebie nie odzywał. -powiedział, a Anyę zaskoczył fakt, że postanowił jej wyjaśnić powody swojego zachowania.
-Ja przez to czułam się jeszcze gorzej. -powiedziała, kręcąc głową.
W przeszłości wiele razy wyobrażała sobie ten moment, ale w jej wyobrażeniach zawsze czytała w myślach ojca, żeby poznać odpowiedź, którą on teraz tak po prostu jej wyjawił.
Tylko że teraz nie miała już mocy.
Najprawdopodobniej zwyczajnie zniknęła jej z wiekiem.
-Przepraszam. -powiedział Loid. -Wiesz, Anyu, ja już... zerwałem z tą pracą. Wróciłem i tym razem nie wyjadę.
-Co? -spytała Anya, otwierając szeroko oczy. -Mama wie?
-Właściwie to jeszcze nie. -odparł jej ojciec. -Na razie wiesz tylko ty. No i Franky. Poprosiłem go, żeby rozejrzał się dla mnie za czymś nowym, tu, w okolicy. Może naprawdę zostanę psychiatrą... -odchrząknął i zamilkł, a Anya uśmiechneła się promiennie.
-To cudownie! -wykrzyknęła rozemocjonowana.
Jej ojciec także się lekko uśmiechnął.
-Tak, będzie cudownie. -potwierdził.

° ° °

Następnego dnia Anya obudziła się z pouczuciem odrealnienia.
Czy naprawdę Damian wczoraj przyszedł pod jej drzwi? I pokłócił się z jej ojcem?
No i właśnie - ojciec. Wrócił do domu czy tylko jej się to przyśniło? Naprawdę zostanie?
Wstała z łóżka i pospiesznie się ogarnęła.
Ubrała ciemno szare, mocno obcisłe jeansy i różową, krótką bluzkę, na którą narzuciła czarny sweter.
Włosy związała w wysoki kucyk, a grzywkę dokładnie rozczesała.
Spojrzała na siebie w lustrze i stwierdziła, że jest gotowa do rozpoczęcia dnia.
Kiedy weszła do kuchni to dziwne uczucie, że śni nasiliło się, bo ujrzała swojego ojca, który siedział przy stole i pił kawę, czytając bez zainteresowania gazetę.
To była tak szokująco normalna scena, że Anya aż przystanęła na progu.
-Dzień dobry, Anyu. -rzucił Loid, nie odrywając wzroku od czytanego tekstu. -Mówiłaś, że mama będzie dzisiaj, prawda?
-Tak. -odparła Anya, która podzieliła się tą informacją z ojcem wczoraj wieczorem. -Ale dopiero po południu.
-W porządku. -skinął głową i złożył gazetę na pół. -Zawieźć cię do szkoły? -zapytał.
-Oh, em... Tak. Tak, tak. Byłoby miło. -zająknęła się Anya. -Tylko... najpierw coś zjem.
Przyrządziła sobie szybko jakąś kanapkę, ale głównie posiliła się ciastkami, które zrobiła w tak ogromnej ilości wczoraj.
Pieczenie sprawiało, że była spokojniejsza, ale nie pomyślała, że ktoś będzie musiał potem to wszystko zjeść.
Jakieś dwadzieścia minut później siedziała już w aucie ojca. Nie był to samochód, który pamiętała, więc pewnie kupił sobie nowy. Oceniła go jako całkiem fajny i wygodny. Pasował kolorem do jej dzisiejszej, dość mrocznej stylizacji.
Loid wysadził ją tuż przed bramą szkoły.
-To cześć. -powiedziała i wysiadła. -Dzięki za podwózkę.
-Przyjadę też po ciebie. -zapowiedział ojciec i odjechał, a Anya odwróciła się.
-Anya? To był twój ojciec?
Becky chwyciła przyjaciółkę za ramię i obróciła w swoją stronę.
-Jak ty to robisz, że zawsze pojawiasz się obok mnie jak przyjeżdżam do szkoły? -jęknęła Anya. -Tak, to był mój ojciec. -odpowiedziała, widząc zniecierpliwione spojrzenie Becky.
-Tak, od razu go rozpoznałam. -Blackbell westchnęła teatralnie. -Takiej twarzy się nie zapomina.
Anya szturchnęła ją żartobliwie.
-Ej, stop. -powiedziała. -Nasłuchałam się tego wystarczająco, gdy byłyśmy młodsze.
Na twarzy Becky pojawił się nieco zaczepny uśmiech.
-Co ja poradzę na to, że masz takiego ojca? -spytała.
Anya wywróciła oczami i ruszyła w stronę budynku szkoły. Becky podążyła za nią, jeszcze trochę się z nią przekomarzając.
Dotarły pod salę, w której miały mieć dziś pierwszą lekcję, ale z racji dość wczesnej godziny nie było tam zbyt wielu osób.
Tylko paru chłopaków, rozrzuconych po całym korytarzu i dwie dziewczyny, omawiające coś szeptem i kompletnie zajęte sobą nawzajem, nie zauważające reszty świata.
Jeden z tych chłopaków co parę sekund zerkał na Anyę i Becky, a potem nagle zaczął iść w ich stronę z determinacją widoczną w każdym jego ruchu.
Był średniego wzrostu i dość przeciętnej urody.
Anya kojarzyła, że był z równoległej klasy, ale z innego domu.
Brązowe włosy miał matowe, trochę oklapnięte, a oczy tak ciemne, że niemal czarne. Ubrany był jednak schludnie, a twarz miał niczego sobie. Może nie bardzo przystojną, ale taką w porządku.
Stanął przed Anyą, która urwała rozmowę z Becky, i popatrzył na nią z powagą. Był mniej więcej jej wzrostu, więc nie musiała zadzierać głowy, aby na niego spojrzeć.
-Jestem Aiden. -przedstawił się.
Nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale w tym chłopaku można było wyczuć nieco zbyt dumny charakter.
-Aiden Stoneman z Domu Specter. Chciałem cię zapytać czy pójdziesz ze mną na Bal Grudniowy?
Anya zamrugała.
-Ja? -zapytała niezbyt mądrze.
-Tak, ty, Anyu Forger. -przytaknął Aiden.
Anyę zdziwiło, że zna jej imię, bo ona sama nie znała wcześniej imienia Aidena, mimo że z twarzy nie był jej obcy.
-Nie. -odparła, zanim zdążyła pomyśleć.
To słowo po prostu samo opuściło jej usta.
Aiden zasępił się, a Anya odniosła wrażenie, że jego oczy stają się jeszcze bardziej czarne, o ile to w ogóle było możliwe.
-Nie. -powtórzyła i zaraz się zreflektowała, przypominając sobie, że przecież potrzebuje partnera, żeby wygrać ten zakład z Damianem. -Znaczy nie! W sensie tak! Tak! Tak, pójdę z tobą! -podniosła głos.
Pokręcił głową.
-Odmówiłaś. To znaczy, że nie chcesz. -powiedział, nieco chłodniejszym tonem.
-Przepraszam, zaskoczyłeś mnie. Nie pomyślałam. Tak palnęłam... -plątała się.
Widziała kątem oka jak Becky unosi brwi, słuchając jej paplaniny.
-Czy w takim razie przyjmujesz moje zaproszenie? -upewnił się Aiden, a jego zasępione oblicze trochę się rozjaśniło.
-Anyi na pewno bardzo to pochlebia, ale niestety, ona już idzie na Bal Grudniowy ze mną.
Anya zamarła słysząc znajomy głos i czując czyjaś dłoń na swoim ramieniu.
Aiden rzucił jej zdezorientowane spojrzenie, ale skinął głową i szybko się wycofał, nie chcąc chyba startować do Damiana Desmonda. Bo to właśnie Damian stał za Anyą i to z jego ust wyszły te słowa.
-Co ty...?! -Anya odwróciła się gwałtownie. -Dlaczego to zrobiłeś?!
-Bo to ja chcę iść z tobą na ten Bal. -odparł prosto Damian.
-A może ja nie chcę iść z tobą! -krzyknęła Anya i strzepnęła sobie rękę chłopaka z ramienia. -Odpuść. -syknęła i pobiegła za odchodzącym Aidenem.

☆ Moja gwiazdka ☆ Spy×Family || Damian × AnyaWhere stories live. Discover now